LGBT w 2013 – rok przełomu czy stagnacji?
Jak co roku pod koniec grudnia zastanawiamy się czym zapisał się mijający rok w kwestii LGBT. Czy o jakimś wydarzeniu będziemy pamięć za kilka lub kilkanaście lat? A może ważniejsza jest perspektywa długofalowa i zapoczątkowane właśnie teraz tendencje?
- Krzysztof Tomasik -
Jedno jest pewne – nie można było narzekać na nieobecność tematu. Właściwie przez cały rok w różnych kontekstach kwestie LGBT pojawiały się w mediach non stop, najpierw za sprawą odrzuconych przez Sejm ustaw o związkach partnerskich, potem kampanii „Rodzice, odważcie się mówić”, próby uczynienia Anny Grodzkiej wicemarszałkinią Sejmu, słowami Joanny Szczepkowskiej o teatralnym „lobby homoseksualnym”, debatowaniu o miłości Rudego i „Zośki” z „Kamieni na szaniec”, aż do niedawnego spalenia Tęczy i walki hierarchów Kościoła katolickiego z „ideologią” gender. O to wszystko spierano się długie tygodnie w internecie, prasie, radiu i telewizji. Tym samym po raz pierwszy w tym roku można tak wyraźnie zobaczyć, że problemem nie jest już sama widzialność i obecność tematu LGBT w mediach, ale jakość, czyli sposób jej przedstawiana. Coraz silniejsze staje się przekonanie, że nie na wszystko należy się godzić i nie każde poruszenie wątku homoseksualnego witać z radością.
Szczególnie wyraźne stało się to podczas debaty podsumowującej rok, która odbyła się w warszawskiej siedzibie Krytyki Politycznej, gdzie kolejne osoby postulowały wypracowanie czegoś na kształt kodeksu postępowania z mediami. Chodzi o sprzeciw wobec obrażania i poniżania, np. poprzez odmawianie zaproszeń (np. do dyskusji razem z księdzem Oko), bo w takich sytuacjach o rozmowie i tak nie może być mowy. Idzie też o uświadomienie pracownikom mediów, że posadzenie naprzeciw siebie dwóch osób z których jedna obraża drugą nie musi być jedynym pomysłem na atrakcyjny program. Trochę z podobnego podejścia wychodzą na razie nieśmiałe pomysły na bojkoty konsumenckie w stosunku do firm, które mają na swoim koncie homofobiczne działania.
POLITYKA
Na początku roku po raz pierwszy polski Sejm musiał wreszcie zająć stanowisko w sprawie związków partnerskich. I zajął. Wszystkie trzy projekty ustaw zostały odrzucone, tym samym posłowie i posłanki stwierdzili, że nie tylko nie chcą przyjąć podobnego ustawodawstwa, ale nawet się nim zajmować w komisjach sejmowych. Przy okazji mieliśmy do czynienia z popisem ignorancji i zwykłego chamstwa, ale przynajmniej ten pierwszy, sejmowy krok jest już za nami. Homofobia i arogancja władzy, którą można było zaobserwować podczas debaty sejmowej oburzyła wiele osób i jeszcze raz udowodniła, że Platforma Obywatelska naprawdę niewiele różni się od Prawa i Sprawiedliwości, a co gorsza wcale nie chce tego zmienić.
Tym samym karty zostały rozdane, zostaliśmy pozbawieniu złudzeń co do tego składu parlamentu. Podobnych emocji nie wzbudziła już ustawa o uzgodnieniu płci monitorowana przez Annę Grodzką, która trafiła do sejmowej zamrażalki. Na polskich politykach i polityczkach nie robią wrażenia kolejne kraje (Francja, Wielka Brytania), które legalizują już nie związki partnerskie, ale małżeństwa jednopłciowe. Nie daje im także do myślenia coraz bardziej homofobiczna polityka Rosji i fakt, że retoryka nielubianego Putina jest... łudząco podobna do tego co słyszymy z prawej strony sceny politycznej (do tej grupy zaliczyć należy oczywiście obie partie rządzące: Platformę Obywatelską i Polskie Stronnictwo Ludowe).
Ważna kwestia polityczna z którą rząd wciąż nie potrafi sobie poradzić to wzrost nastrojów nacjonalistycznych. Ignorowane przez lata, w tym roku rasistowskie, homofobiczne akty agresji w różnych miastach (to nie tylko Warszawa i spalenie Tęczy ... ( Pozostało znaków: 14476 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.