Jacek Poniedziałek zagrał w meksykańsko-polskim filmie "Słabsze Ogniwo", który właśnie miał polską premierę. Rozmawiamy z aktorem o szczegółach produkcji oraz wspominamy jego dzieciństwo i głośny coming out.
Na początek klasyczne pytanie o to, co było najtrudniejsze dla ciebie podczas kręcenia tego filmu?Praca na planie filmowym wygląda bardzo podobnie na całym świecie. Reżyserzy, którzy tworzą kino czy teatr oczekują profesjonalizmu, zaangażowania w projekt i uruchomienia wyobraźni. Na pewno dużą trudność sprawił mi język. Mam na swoim koncie wiele zagranicznych projektów, ale tam posługiwałem się angielskim. Po hiszpańsku nie mówię ani słowa. Przed wyjazdem do Meksyku i rozpoczęciem zdjęć przez kilka miesięcy miałem i lekcje, na których nauczyłem się wymawiać moje kwestie.
Czego w takim razie najbardziej Ci brakowało?Braku możliwości improwizacji, bo ona wymaga swobody w języku. Jestem przyzwyczajony do improwizowania, wychodzenia nieco poza pierwotne założenia. Oczekiwano ode mnie swobody, czasami nawet zmiany tekstu, ale w tym przypadku ograniczała mnie nieznajomość hiszpańskiego, co bywało frustrujące. Ale jak widzę, nie miało to wpływu na jakość całego obrazu, który bardzo mi się podoba, ani na poziom mojego aktorstwa. Mam wrażenie, że wywiązałem się z zadania. Inni oceniają rezultat naszej pracy podobnie, co napawa mnie radością.
W filmie postać grana przez Ciebie jest pytana o najważniejsze rzeczy, które pomagają człowiekowi przeżyć. To samo pytanie chciałbym zadać również Tobie. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Wszyscy zwykle odpowiadają, że najważniejsza jest miłość. Ja stawiam przede wszystkim na wolność, i to na każdym poziomie życia — co robię, z kim się spotykam, z kim się przyjaźnię, z kim chodzę do łóżka, ale także tego, w jakie projekty się angażuję i z kim podejmuję współpracę.
Nauczyłeś się tego, czy urodziłeś się z poczuciem wolności?
Zdecydowanie czułem to zawsze w sobie i od dziecka byłem wolnym ptakiem bez gniazda. Dorastałem w biedzie i znoju, gdzie nie było czasu na zajmowanie się dziećmi. Wychowywałem się w pewnym sensie sam. Byłem dzieckiem ulicy, podwórka. Powrót do domu wiązał się ze stresem. U nas, w jednopokojowym mieszkaniu, żyła mama, czwórka dzieci, a wcześniej także jeszcze ojciec i jego matka. Przez tę ciasnotę, powtarzalność, zaduch, wiecznie ... ( Pozostało znaków: 9085 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.