Felieton Witolda Jabłońskiego
W utworach typu kamp często dochodzą do głosu elementy pomijane bądź marginalizowane przez oficjalną sztukę „wysoką”. Niekiedy zdarza się jednak, że wybijają się na plan pierwszy wbrew zamierzeniom twórców. Taki właśnie kampowy figiel przydarzył się realizatorom emitowanego niedawno przez stację Canal+ serialu „Versailles” (polski tytuł: „Wersal. Prawo krwi”), w którym młodszy brat Ludwika XIV, zwany przez wszystkich Monsieur, dzięki brawurowej, emocjonalnej grze pięknego walijskiego aktora, Alexandra Vlahosa przyćmił zupełnie główną postać króla budowniczego i namiętnego kobieciarza. Biseksualny, roznamiętniony, kapryśny i nieobliczalny Filip Orleański przechadza się po wersalskich salonach kocim krokiem drapieżcy, powabny niczym upadły anioł i strojny jak barokowa kokota. I jak to się dzisiaj mówi, „kradnie show” dość monotematycznemu i monolitycznemu monarsze (w tej roli znakomity skądinąd George Blagden).
- Witold Jabłoński -
Trzeba przyznać, że sam rozbudowywany właśnie Wersal stanowi idealne tło dla takiej postaci. Jak pisał Mark Booth w eseju „Campe-toi!...” omawiającym francuskie źródła kultury kampu: „Ludzie wspominają Wersal z czasów Ludwika XIV jako rodzaj kampowego Edenu, odrębnego świata, oddającego się rozrywkom, modnemu ubieraniu, popisom i skandalom... świata (…) gdzie gra się wyglądem, pozorem i podstępem, w trakcie czego największą przyjemnością jest zauważyć, jakie się zrobiło wrażenie na innych, a największym zmartwieniem – nadążać za obowiązującą modą; miłość zawsze miesza się z cynizmem a cynizm z miłością. Oto przyjazne warunki dla kampowych przewag”. (Cytuję z pracy zbiorowej: „Kamp. Antologia przekładów”, Kraków 2012).
Bez wątpienia Filip był nie tylko współtwórcą skomplikowanej dworskiej etykiety i rozwiązłej kuluarowej atmosfery „po godzinach”, ale także współkreatorem specyficznej mody męskiej, wydając krocie na bogato haftowane fraki, koronkowe koszule i fikuśnie przyozdabiane buciki. Jego specyficzne gusty miały niewątpliwie źródło w specjalnym wychowaniu, jakiemu został poddany. Z nakazu matki, Anny Austriaczki i wszechwładnego wówczas kardynała Mazariniego, kształcono go na kompletnego ignoranta w kwestiach wielkiej polityki, by nigdy nie zagroził bratu, w dzieciństwie strojono zaś jak dziewczynkę, wyposażono w damską biżuterię, nauczono stosowania pudru i szminki (kto powiedział, że edukacja Gender to wymysł naszych czasów?). Co więcej, towarzyszem dziecięcych zabaw, a raczej „towarzyszką”, był niejaki de Choisy, który aż do chwili dojrzewania sądził, że jest panną! Tak opisał to później w swoich „Pamiętnikach transwestyty”: „Miałem przekłute uszy, nosiłem diamen... ( Pozostało znaków: 7434 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.