Felieton Jacka Kochanowskiego
Udało mi się zajrzeć na premierę spektaklu "Good Night Cowboy", który miał już pierwszą premierę w Wałbrzychu (Teatr Dramatyczny), zaś ta warszawska odbyła się 6 marca w Teatrze WARSawa. Spektakl jest wspólnym dziełem Julii Holewińskiej (tekst i dramaturgia) oraz Kuby Kowalskiego (tekst i reżyseria). Główną rolę gra znakomity Julian Swieżewski.
- Jacek Kochanowski -
Nie jestem krytykiem teatralnym, zatem nie będę zanudzał ocenami formalnych aspektów inscenizacji. Jest queerem, zatem będę czytał queerowo.
Główny bohater jest męską prostytutką. Ściślej: taki wykonuje zawód. Ale nie określa on jego tożsamości, tego kim jest i czego pragnie. Jest człowiekiem-z-nikąd. Praca to praca. Raz przyjemna, innym razem nie bardzo. Poza pracą jest transprzyjaciółka, której świat także nie jest jego światem. Ucieczką od realności bywa fantazmat wolności, tu symbolizowany przez amerykański Dziki Zachód. Fantazmat przejęty od matki i coraz bardziej osaczający naszego bohatera. Wreszcie jest "świat pedalski": dobrej zabawy, dobrego seksu. Ale to świat, w którym piękne wydają się tylko chwile.
Moim zdaniem najważniejsze zdanie w spektaklu wygłasza transprzyjaciółka bohatera. Pytana, jaki ma cel w życiu, dokąd idzie odpowiada: "Dokąd? Po prostu zakładam rano buty i idę. Nie wiem, dokąd."
Praktyka queer to w moim odczuciu takie właśnie nomadyczne błądzenie. Pusta przestrzeń, żadnych znaków orientacyjnych, żaden gotowy scenariusz nie pasuje. Zakładam buty. Idę. Wracam. Przewracam się. Czasem żyję tym, co realne, czasem tym, co wyobrażone.
Nie mam żadnych "obowiązków gejowskich". Mam tylko jeden obowiązek: wolność, autentyczność. Choć czasem boli. Choć czasem dostaje się i od tych antyhomo, i od tych progay. To nie wyklucza działań wspólnych, ale wyklucza "powinienem". Idę drogą "nie wiem" i chwytam to, co się wydarza. Tu i teraz.
"Co zrobię z tym Jezuskiem?" - pyta bohater w ostatniej kwestii, patrząc na figurkę. "Nie wiem" - odpowiada transprzyjaciółka - "Może postawisz na telewizorze?"
Czy potrzebujemy planu na życie, obsesyjnie dopracowanego w szczegółach? Czasem i Jezusek w pedalski-transowym domu się pojawi. Dlaczego? Zapraszam na spektakl.
Ale jak ktoś wystawia sztukę na scenie, która ma wszelkie atrybuty sztuki scenicznej, to środek wyrazu w postaci nagości, sexu na żywo, ordynarnych słów, itp. uznałbym za niebudzącą wątpliwości sztukę. A już podobanie się sztuki pozostawiłbym widowni. To jest jedna z pięknych stron sztuki, że niektórym się podoba a innym nie. Nie ma takiego dzieła sztuki, które podoba się wszystkim. Zawsze znajdzie się jakiś Ważniak ze smerfów, który niecierpi wszystkiego-)
Sztuka żerująca na niskich instynktach to ordynarny kicz... nie ma całowania i i golizny - brak więc widowni... grunt to wyznaczyć granice, których nie warto przekroczyć! Chyba, że ktoś ma dobre argumenty, by postępować inaczej...
Mnie obrusza, jak przedstawia się sprawę homoseksualności przez pryzmat bycia męską prostytutką... powiesz, że przeszkadza tobie pocałunek-uznają ciebie za homofoba, powiesz, że sztuka jest ok-zarzucą zbytnie wyuzdanie... Ja prywatnie jestem przeciw dzieleniu sztuki teatralnej na hetero i LGBT... szmira to nie sztuka-odczep się ode mnie...
ps. osoby LGBT zawsze będą niedostosowane społecznie-albo będą żyły w getcie społecznym, albo ugną się przed heteronormatywną normalnością... zapewne takiego ogiera jak ty taki problem nie dotyczy... hehe
Sztukę można ponoć interpretować w różny sposób... nie podoba się komuś-niech idzie się leczyć? ach ta tolerancja w środowisku lgbt...
Czy tylko ja uważam, że jak teatr upodabnia się do porno/filmów erotycznych, to coś jest nie tak??? Ciekawe z jakim nastawieniem ktoś idzie do teatru...