"Pierwsza republika jednojajowa w Europie", "W Polsce władzę objął zrzędliwy homofob do spółki z nieprzewidywalnym hodowcą świń i liderem partii neofaszystowskiej", "Podwójny problem Europy" - to tylko niektóre fragmenty komentarzy, jakie pojawiły się prasie zachodniej, gdy prezydent Lech Kaczyński powołał na stanowisko premiera swojego brata bliźniaka, Jarosława Kaczyńskiego. "The Times" radzi czytelnikom odróżniać premiera od prezydenta po "pieprzyku na nosie" oraz po "kocich kłakach na ubraniu". Już nie tylko lokalne gazety, ale najpoważniejsze tytuły prasowe wyrażają zdumienie, że w kraju Unii Europejskiej doszło do tak kuriozalnej sytuacji...
"Pierwsza republika jednojajowa w Europie", "W Polsce władzę objął zrzędliwy homofob do spółki z nieprzewidywalnym hodowcą świń i liderem partii neofaszystowskiej", "Podwójny problem Europy" - to tylko niektóre fragmenty komentarzy, jakie pojawiły się prasie zachodniej, gdy prezydent Lech Kaczyński powołał na stanowisko premiera swojego brata bliźniaka, Jarosława Kaczyńskiego. "The Times" radzi czytelnikom odróżniać premiera od prezydenta po "pieprzyku na nosie" oraz po "kocich kłakach na ubraniu". Już nie tylko lokalne gazety, ale najpoważniejsze tytuły prasowe wyrażają zdumienie, że w kraju Unii Europejskiej doszło do tak kuriozalnej sytuacji. I sądzę, że nie chodzi o to, że rządzą bliźniacy, choć wielu politologów na świecie w komentarzach podkreśla, że taka sytuacja podważa zasadę podziału i wzajemnego równoważenia się władz. Wprawdzie i Rada Ministrów, i Prezydent to według polskiej konstytucji organa władzy wykonawczej, jednak zasadą jest ich wzajemna kontrola: wiele decyzji premiera wymaga także podpisu ("kontrasygnaty") prezydenta i odwrotnie. Toteż sytuacja, gdy oba stanowiska znajdują się w rękach jednej rodziny jest cokolwiek szokująca: nikt po prostu nie przewidział takiej opcji. Ale jednak nie to jest najważniejsze.
W gruncie rzeczy prasa zachodnia, politycy "starej UE" i komentatorzy są zszokowani przede wszystkim poglądami ludzi, którzy sprawują u nas władzę całkowitą. Wstrząśnięci są nacjonalizmem, homofobią, szowinizmem, infantylnym egocentryzmem oraz spiskową teorią rzeczywistości prezydenta i premiera. Jak pisze w "Gazecie Wyborczej" prof. Środa: "Słuchając expose nowego premiera Jarosława Kaczyńskiego chwilami miałam wrażenie, że słucham Josepha de Maistre'a, ultrareakcyjnego filozofa z początku XIX wieku, który uczył, że nie ma nic bardziej niszczącego dla wspólnoty jak oddzielenie polityki od Kościoła i przyzwolenie na zróżnicowanie opinii. I że nie ma nic bardziej groźnego dla państwa niż indywidualizm, nowoczesność, różnorodność i tolerancja." Jeśli dodamy do tak scharakteryzowanej linii politycznej Kaczyńskiego poglądy Ligi Polskich Rodzin to jasnym się staje, że czas się w Polsce cofnął i oto realizowana jest niezwykła strategia łącząca najgorsze tradycje II Rzeczypospolitej oraz pewne elementy realpolitik z okresu PRL. Tymczasem mamy początek XXI wieku, globalizację, kosmopolityzację podstawowych procesów społecznych, dynamiczne różnicowanie się przestrzeni społecznej, kres polityki opartej na narodowych egoizmach i ukształtowanie się nowego patriotyzmu, który interes narodowy realizuje w ponadnarodowym współdziałaniu... Jednym słowem: wspomniane expose Kaczyńskiego i jego sposób postrzegania rzeczywistości oraz strategia polityczna oparta na tej wizji dramatycznie rozmijają się z tym wszystkim, co przedsięwziąć trzeba po to, by Polska naprawdę się rozwijała ekonomicznie, społecznie i kulturowo. Zamiast absurdalnych wątków nacjonalistycznych we wszelkich wypowiedziach na temat polityki zagranicznej potrzeba owocnej, dynamicznej i koncyliacyjnej współpracy z partnerami z Unii Europejskiej przede wszystkim (o UE Kaczyński mówił kilkadziesiąt sekund!), bo od relacji wewnątrzunijnych zależy nasz skok cywilizacyjny. Zamiast "walki z układem" potrzeba reformy finansów publicznych likwidujących szczeliny uniemożliwiające marnowanie pieniędzy i pozwalające na wykorzystanie ich do tego wszystkiego, co w kraju się wali: od remontu dróg po naprawę systemu ochrony zdrowia. Zamiast ideologizacji szkoły i wprowadzania lekcji "patriotyzmu" (które miałyby być po prostu lekcjami megalomanii narodowej i antyniemieckich / antyrosyjskich resentymentów połączonych z fanatycznym antykomunizmem) potrzeba nakładów na szkolnictwo i badania naukowe, których rozwój warunkuje pokonanie dystansu dzielącego nas od najbardziej zacofanych krajów starej UE. Krótko mówiąc: zamiast polityki cofającej Polskę do XIX wieku (po którym, jak wiadomo, nastąpiło szaleństwo dwóch totalitaryzmów i Holokaust) potrzeba jest polityka wpatrzona w przyszłość, polityka na rzecz uczynienia z Polski kraju nowoczesnego, europejskiego, bogatego.
A także: tolerancyjnego. Sytuacja lesbijek i gejów stała się w europejskiej debacie publicznej tak ważna wcale nie dlatego, że homoseksualiści stworzyli tajemny układ, "lobby" wywierające potajemny nacisk na władze krajów europejskich. Stała się istotna dlatego, że po doświadczeniach okropieństw II wojny Europejczycy zdali sobie sprawę, że - ujmując rzecz skrótowo - tylko radykalna demokracja otwartego społeczeństwa może uchronić nas przed demonami ksenofobii, szowinizmu, nacjonalizmu i wreszcie zbrodniczego autorytaryzmu, który z tych trzech pierwszych wynika. Społeczeństwo otwarte to społeczeństwo, które wciąż się reformuje, dostosowując swe instytucje do wymogów nowych czasów i nowych warunków. Radykalna demokracja to demokracja społeczeństwa zróżnicowanego, gdzie każda grupa i kategoria społeczna może wyrazić swój sprzeciw przeciw jakiemuś aspektowi wspólnego życia i zażądać jego zmiany, sprzeciw ów zaś musi być uwzględniony, oddalić go bowiem można tylko wtedy, gdy w jasny i oczywisty dla wszystkich sposób wiąże się z zagrożeniem bezpieczeństwa innych ludzi. Demokracja tak rozumiana nie jest oparta na żadnym "konsensusie", bowiem "kompromis" jest zazwyczaj zwycięstwem silniejszego. Demokracja radykalna jest natomiast stanem permanentnego sporu poddającego nieustannej weryfikacji wszelkie przyjęte rozwiązania instytucjonalne. Cały zaś ten model nie jest przepisem na osiągnięcie jakiegokolwiek "stanu idealnego", jest jedynie - choć zarazem aż - strategią unikania niesprawiedliwości i zapobiegania przemocy w relacjach społecznych. Nie wolno krzywdzić nikogo, kto nikomu nie wyrządza krzywdy - ta zasada zabrania prezentowania publicznego swoich fobii, uprzedzeń, nienawiści oraz opierania na nich strategii politycznych. Nie wolno nienawidzić - takie jest pierwsze przykazanie Unii Europejskiej. Z zasady tej wynika postawa szacunku dla drugiego człowieka bez względu na to, jakiej jest narodowości, płci, orientacji seksualnej i jaki jest stan jego konta. Szacunku: to znaczy zgody na to, że ma dokładnie takie samo prawo do życia według swojego systemu wartości, jakie mam ja, zaś państwo powinno chronić go i pomagać mu w takim samym stopniu, w jakim pomaga mi i mnie chroni. Ksenofobia polega na odmowie "obcemu" prawa do tego, co słusznie należy się "naszym", jest uznaniem "obcego" za mniej wartego ode mnie: miłość homoseksualna jest na przykład mniej warta od heteroseksualnej i dlatego nie może być podstawą sankcjonowanych instytucjonalnie związków. Lesbijki i geje są "mniej ludźmi" niż heteroseksualiści, obywatele o czarnym kolorze skóry są "mniej ludźmi" od białych, a Żydzi od Polaków. Nienawiść wzbudza każdy, kto jest "nie nasz", bo jest "nie taki, jak ja". A tylko ja jestem "prawidłowym i pełnym" człowiekiem. Homofobia, rasizm, antysemityzm są zatem przejawami bardzo niebezpiecznej postawy: nienawiści wobec tego, co odmienne i wobec tych, którzy są Inni. A akurat nienawiści doświadczyliśmy w Europie wystarczająco wiele. I dlatego zdumienie w Europie wzbudzają nacjonalistyczne, ksenofobiczne, homofobiczne - jednym słowem paranoiczne wątki prezentowanej w Polsce strategii politycznej rządzących. Europejczycy są zszokowani nie tyle tym, że tacy politycy, jak Kaczyńscy czy Giertych istnieją, bo wszystkie kraje mają swoich oszołomów, ile to, że dochodzą do władzy i do to władzy niemal nieograniczonej. Państwa, w których do władzy dochodzili paranoicy, kończyły raczej kiepsko.
W Polsce nie ma prawie Żydów: wymordowano ich w czasie Holokaustu, reszta wyjechała z Polski uciekając przed powojennymi pogromami lub została wyproszona w 1968 roku przez Gomułkę. Nie mamy licznych mniejszości rasowych. Prawie wszyscy deklarują przynależność do Kościoła katolickiego. Zostały tylko osoby homoseksualne, ostatnia mniejszość, która stała się probierzem nastrojów ksenofobicznych w Polsce. To dlatego homofobia w Polsce tak razi, bo lesbijki i geje to ostatni tak wyraźny i łatwy do wyodrębnienia przedmiot nienawiści. I to dlatego stosunek do nich jest probierzem kierunku, w jakim zmierza Polska. Po eksposé Kaczyńskiego mamy jasność: odwracamy się plecami do Europy i z dumnie uniesionym czołem zmierzamy wprost do... Do miejsca, gdzie już nigdy nie mieliśmy się znaleźć.
Jest gorzej, niż sądzi Europa. W Polsce nie ma alternatywnej i liczącej się siły politycznej, która rozumie to zagrożenie, rozumie je naprawdę i jest w stanie mu się przeciwstawić. Platforma Obywatelska to partia ekonomicznego liberalizmu, która z liberalizmem politycznym nie chce mieć nic wspólnego. Homofobiczne wypowiedzi Tuska czy Rokity są tego wystarczającym dowodem. Współczuję lesbijkom i gejom, którzy łudzą się twierdząc, że najważniejsze jest zbudowanie kapitalizmu, a reszta przyjdzie z czasem. Pewien minister mówił swego czasu, że Polska może być biedna, byle była katolicka. Pojawia się zatem teza odwrotna: niech będzie katolicka, byle była bogata. Problem polega na tym, że nie wszyscy chcą żyć w złotej klatce. Zygmunt Bauman w swojej książce "Płynna nowoczesność" napisał tak: "[C]złowiek czuje się wolny, gdy jego wyobraźnia nie wykracza poza odczuwane pragnienia i gdy wyobrażone i upragnione cele nie przekraczają jego możliwości działania". Nie każdy potrafi dostosować pragnienia do okoliczności i pocieszać się, że wprawdzie musi kłamać, opowiadając kolegom o swojej narzeczonej, ale może potem dzięki swym wspaniałym zarobkom odzyskać godność na Karaibach. Poza wszystkim to jest narracja bardzo ekskluzywna. Mam wrażenie, że większość lesbijek i gejów jednak woli opcję: może niezbyt bogato, ale bez lęku przed nienawiścią. Choć pewnie wszyscy chcemy i bogato, i europejsko. Tego nam Platforma Obywatelska nie załatwi, bo akurat lesbijki i geje nie są tymi rodzajami obywateli, którzy mogą się czuć na ową jakże nowoczesną platformę zaproszeni.
Lewicy nadal nie ma. Poseł Przewodniczący Olejniczak w wywiadzie dla lewicowego "Przeglądu" wypowiedział się był, że (cytuję z pamięci): "Lewica będzie walczyła z dyskryminacją, ale nie popiera propagowania homoseksualizmu". Co to jest propagowanie homoseksualizmu? Propagowanie homoseksualizmu to jest figura retoryczna w języku homofobicznym skrajnej prawicy. Nie znaczy to nic, to jest po prostu odpowiednik zdania "nienawidzę pedałów" w formie bardziej kulturalnej. Poseł W. z LPR walczy z promocją homoseksualizmu. Stowarzyszenie Księdza Skargi z Krakowa, to, które wydało podręcznik o homoseksualizmie informujący, że hmoseksualiści jedzą odchody, walczy z promocją homoseksualizmu. I Wojciech Olejniczak walczy z promocją homoseksualizmu. Pisywałem swego czasu do "Trybuny" sądząc, że postkomunistyczna lewica jest naszą ostatnią nadzieją. Cierpliwie znosiłem peany na cześć Jaruzelskiego obok moich tekstów. No to się doczekałem. Gdyby naiwność miała skrzydła, mógłbym bez paszportu oblecieć parę stolic europejskich prosząc szefów lokalnych partii lewicowych, by spróbowali coś panu Olejniczakowi wyjaśnić.
Są, oczywiście, ugrupowania budzące nadzieję: najbliżsi mi ideowo Zieloni2004, Partia Demokratyczna czy Socjaldemokracja RP. Poparcie dla nich jest, jakie jest, bowiem są to partie niepopulistyczne, racjonalne, świadome wyzwań, jakie stoją przed Polską i w związku z tym nie mają, oczywiście, szans na sensowne poparcie w Polsce Kaczyńskich, Giertycha i Leppera. Bo w Polsce modny jest populizm, który, jak zwykle, dochodzi do władzy dzięki głosom ludzi prostych, którzy chętnie przyjmują proste wyjaśnienia, że za stan dróg i fatalną służbę zdrowia odpowiada układ złożony z liberałów, komunistów, gejów, lesbijek i innych, których w odpowiednim czasie dopisze się do listy. Teraz ich zlikwidujemy i Polska wypłynie na szerokie wody. Bajka ładna, wszystko tłumaczy, a jeśli jeszcze w jej utrwaleniu pomagają sumy pieniędzy, o jakich się Magdzie Mosiewicz i Darkowi Szwedowi nie śniło, znakomicie ułatwia drogę na szczyty władzy.
Oczywiście, że przetrwamy, problem polega na tym, że marnujemy niesłychanie ważny dla Polski czas: nigdy już nie dostaniemy takich pieniędzy od UE na nadrobienie zaległości cywilizacyjnych. Poza tym wielu lat będzie potrzeba, by odzyskać dobrą opinię na zachodzie, wiele kampanii społecznych, by wyjaśnić ludziom, że na nienawiści i paranoi niczego się nie buduje. Jedynym plusem tych "ciemnych lat" III Rzeczypospolitej jest to, że powstaje powoli społeczeństwo obywatelskie zdolne wyrazić skuteczny sprzeciw wobec paranoi i szaleństwu władzy. Jeśli się uda, jesień będzie bardziej gorąca, niż wiosna. A następna wiosna będzie nasza. Musi być, bo, jak słusznie zauważył Pan Premier, "Polska zasługuje na więcej". Rzekłbym: zasługuje na to, by być nowoczesnym i dynamicznie rozwijającym się krajem, gdzie politycy z paranoją robią za lokalny folklor na marginesie życia publicznego.
Jacek Kochanowski
Gdzie Wasze poczucie SOLIDARNOSCI, Polacy?!
Tak samo jak inni, mam poczucie bezsilnosci, poczucie "wyroku". Zostałem skazany na frustrację i muszę odsiedzieć swoje do następnych wyborów
,ale i to nie jest takie pewne czy przypadkiem nie dluzej..
W zasadzie mogę tylko dziękować współobywatelom za to ze wybrali takie indywidua.
Dochodzi do tego ze nie mogę spokojnie patrzec na ludzi wychodzących z koscioła, napawają mnie obrzydzeniem.
Nie podoba mi się ten artykuł. Nie podoba mi się też wiele spraw: bracia K., komentarze prasy europejskiej, polskie komentarze komentarzy prasy europejskiej.
Premier - prezydent dwugłowy smok nie jest taki straszny. Może sobie mówić różne rzeczy, ale wielu rzeczy nie zrobi, strachy na lachy i na wyrost.
To, że gazety na zachodzie coś napisały to jest argument za czymkolwiek? Dlaczego ktokolwiek uważa, że prasa na zachodzie będzie robiła dla Polski dobrą robotę? Niby dlaczego ma walczyć o demokracje w Polsce? A może walczy o coś innego?
Nie powiem, że w Polsce jest dobrze. Ale Polacy mają dziwną tendencję do zaniżania własnej oceny tego co robią, a także fatalną tendencję do sugerowania się opiniami z zachodu Europy. Heh, co by się nie działo w Polsce, to jak jakiś pismak za granicą coś napiszę, to musi mieć rację... Polacy to gęsi?
Informowanie mediow zagranicznych o wybrykach nowej polskiej wladzy tez juz nie bedzie jednoznacznie odbierane jako "kalanie swego gniazda" - wielu polakow, czesto przecietnych Kowalskich i Nowakow (oczko do mojej siostry i szwagra ;) W KRAJU czyje sie potwornie zazenowanych tzw. IV RP w wykonaniu Pis-Lepperiady-Rodzin Polskich ;)