W ostatnim czasie polscy widzowie mogli oglądać postać lesbijki w serialu "Rojst '97". Zarówno Magdalena Różczka wcielająca się w tę bohaterkę, jak również twórcy produkcji stanęli na wysokości zadania i przedstawili całkiem zgrabną historię, w której orientacja kobiety jest tylko dodatkiem do jej rozbudowanej i intrygującej osobowości. Jednak za tą produkcją stał Netflix. Kilka dni temu natomiast premierę miał film "Czarna owca" spod skrzydeł TVN-u, gdzie również pojawiła się homoseksualna bohaterka. Jak prezentuje się na ekranie ta postać?
Oglądając filmy czy seriale,
często można odnieść wrażenie, jakby słowo na "l" było zakazane. Twórcy wolą raczej przekazywać pewne treści obrazem lub kreują bohaterki, które nie lubią się określać, używać etykietek, zamykać się w jednej szufladzie. Oczywiście, zagranicznych produkcji powstaje nieporównywalnie więcej, choć wciąż problem ten bywa widoczny. Na gruncie polskim natomiast tym bardziej występuje. Jednak
"lesbijka" to normalne, nieobraźliwe określenie i czasami aż się prosi, żeby zostało wypowiedziane na głos, żeby pewne sprawy zostały nazwane wprost.
Kiedy właściwie już w pierwszej scenie "Czarnej owcy", bohaterka grana przez Magdalenę Popławską w luźnej rozmowie z dziewczyną swojego syna rzuca jak gdyby nigdy nic zdanie "Jestem lesbijką", byłam trochę zaskoczona. Ze zwiastuna wiedziałam, iż dojdzie do takiego wyznania podczas jakiegoś spotkania rodzinnego, a mąż Magdy wybuchnie śmiechem. Jednak słysząc te słowa tak wcześnie, nie wiedziałam, czy to dobry znak. Z drugiej strony
łatwo przesadzić i zamiast odczarować - szafować naszym słowem "l" na prawo i lewo bez potrzeby.
Na szczęście potem okazało się, że był to tak naprawdę
najprostszy w swej istocie coming out, bez zbędnej pompy. Zresztą jest on zwieńczony kolejnym, bardziej okazałym, o którym już wspomniałam. Jest to niezwykle naturalna, autentyczna scena, a samo ujawnienie się bohaterki wyszło nieco tragikomicznie (podobnie jak cały film). Ale to dobrze, w zwiastunie ucięto ważne fragmenty, nie pokazano całego kontekstu i, co się nieczęsto zdarza, najlepsze zaserwowano widzom dopiero podczas seansu.
Szkoda, że
po coming oucie porzucamy trochę Magdę na rzecz rozterek jej (wkrótce byłego już) męża i syna. Ich postaci są równie intrygujące, cały film tak naprawdę oceniam bardzo dobrze. Uważam, iż jest on świetnie zbalansowany, jednak zabrakło mi kilku dodatkowych minut na ekranie dla Popławskiej. Obserwujemy przelotem jej randki, z których nic nie wynika, patrzymy, jak próbuje ułożyć swoje życie od nowa. Kiedy natomiast poznaje Zuzę, w którą wciela się Anna Smołowik,
ich relacja rozwija się w na tyle interesujący sposób, że aż chciałoby się spędzić z tymi bohaterkami nieco więcej czasu.
Wesprzyj Queer.pl - najstarszy portal LGBT w Europie
Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy własnego głosu w Internecie. Daliśmy radę przez 24 lata - z Waszą pomocą przetrwamy także ten ciężki okres. Równocześnie utrzymanie takiego projektu jeszcze nigdy nie było tak trudne.
Zobacz jak wspomóc QUEER.PL Pod względem aktorskim, film jest fantastyczny. Cała obsada świetnie sprawdziła się w swoich rolach, a szczególnie wyróżniają się oczywiście Popławska oraz Arkadiusz Jakubik, który gra męża Magdy.
Udały się także dialogi, które są niewymuszone, co niestety w polskim kinie jest rzadkością. Również rozwiązania formalne nie budzą zastrzeżeń. Nie można się przyczepić do pracy kamery, oświetlenia czy dźwięku. Reżyser Aleksander Pietrzak
zgrabnie połączył wszystkie wątki, dzięki czemu orientacja głównej bohaterki nie wydaje się niczym szokującym, a jednocześnie wciąż jest wyraźnie zaznaczona. Jest to naprawdę udany komediodramat, czyli gatunek, który nieco kuleje na naszym rodzimym podwórku. Co najważniejsze,
podejmuje istotne tematy, ale opowiada o nich bez patosu, z wyczuciem i odpowiednią wrażliwością.
Tego filmu jeszcze nie było kinie chyba
Główna bohaterka