Rozmowa z Marcinem Szczygielskim, autorem właśnie wydanej powieści "Bierki".
Rozmowa z Marcinem Szczygielskim, autorem właśnie wydanej powieści "Bierki".
Kochałeś się w nauczycielu, tak jak 16-letni Paweł, bohater „Bierek”?
W nauczycielu nie. Jakoś zresztą w ogóle nie przypominam sobie atrakcyjnych nauczycieli w mojej szkole. Kochałem się za to w starszym koledze, ewidentnym geju. Całe 2 lata! Ale sama koncepcja ucznia zakochanego w przystojnym nauczycielu wydaje mi się pociągająca.
Czyli erotyczne perypetie Pawła z panem od wuefu nie są ani trochę autobiograficzne?
Nie są. Owszem, Paweł ma trochę wspólnego ze mną sprzed 20 lat, ale nie tylko na sobie się wzorowałem.
Dorastałeś w innych czasach niż Paweł. Jak miałeś 16 lat, to para gejowska nie zostawała Parą Roku magazynu „Gala”.
To byłoby wtedy zupełnie nie do pomyślenia. Czerpałem też inspirację skądinąd. Po „Berku” pisało do mnie sporo bardzo młodych ludzi, głównie gejów i od nich wziąłem dużo ze sposobu myślenia i mówienia Pawła. I jeszcze jeden trop: pisałem „Bierki” w pierwszych miesiącach tego roku, gdy zmarł J.D. Salinger, autor jednej z moich ulubionych powieści – „Buszującego w zbożu”. Miałem ciągle w głowie bohatera tej książki – buntownika rzucającego się z impetem w nieznaną przyszłość. Trochę chciałem z Pawła zrobić jego gejowską wersję. Ale same jego losy to czysta fikcja.
O czym pisali do Ciebie ci młodzi geje?
Opisywali swoją sytuację – np. jak ich otoczenie postrzega homoseksualność albo że chcieliby się wyoutować, ale wydaje im się to niemożliwe itd. Zachęcałem ich do coming outu, bo mój własny coming out był bardzo pozytywnym doświadczeniem, zarówno ten przed rodziną jak i ten sprzed prawie trzech lat – publiczny. Z żadnej strony nie padł kamień. W sieci oczywiście były jakieś bluzgi, ale w realu – same pozytywy.
Ci chłopcy pisali mi też o ciemnych stronach ujawnienia się – bardzo nietolerancyjnych reakcjach. W jednym ekstremalnym przypadku matka próbowała syna udusić po tym, jak jej się ujawnił. Zobaczyłem, że nie zawsze musi być tak fajnie, jak w moim przypadku. Nadal uważam, że trzeba się outować, ale ostrożnie – z uwzględnieniem złożoności sytuacji.
Dlatego rodzice mojego bierkowego Pawła nie reagują na jego coming out ze zrozumieniem.
Paweł poznaje „gejowski światek” wchodząc do Utopii. Też miałeś klub, który otworzył Ci oczy?
Cafe Fiolka! Początek lat dziewięćdziesiątych. Miałem 17 lat, bardzo się denerwowałem, jak tam szedłem pierwszy raz. Nie wiedziałem, co myśleć, czego oczekiwać. Okazało się super – luz, przyjazna atmosfera, nie było zadzierania nosa, nie było lansu, fajna muzyka, dużo miejsca. Darkroomów nie było, ale podryw – jak najbardziej. W Cafe Fiolka poznałem moją pierwszą miłość. Gapiłem się na niego ze trzy godziny i w końcu stwierdziłem, że nie mogę wyjść nie podejmując próby. Podszedłem więc i palnąłem: „Cześć, chciałbyś się ze mną umówić?”. On na to: „A po co?”. Co spowodowało, że lekko wymiękłem.
I co odpowiedziałeś?
„Żeby móc normalnie porozmawiać, bo tu tak głośno”. Porozmawiać! (śmiech) No i zgodził się, poszliśmy do baru Corner na pierwszą randkę i przez półtora roku byliśmy razem.
Pamiętasz jeszcze jakieś gejowskie miejsca z tamtych lat?
Pewnie! Cafe Rosa, Cafe Ewa, Red Club, Masoneria…W Cornerze był taki piękny kelner, który zaliczył kilka knajp – nawet jak dane miejsce z założenia nie było gejowskie, to się robiło gejowskie, bo geje ściągali tam dla niego. Ale muszę Ci powiedzieć, że zanim nastał mój okres klubowy, miałem też okres korespondencyjny. Wychodziło wtedy „Filo” i „Kontakty” z gejowskimi ogłoszeniami towarzyskimi. Korespondowałem jakiś czas z dwoma chłopakami tak poznanymi, ale nie odważyłem się nigdy z nimi spotkać.
Dość wcześnie zaczynałeś! Nie miałeś okresu niezgody na swój własny homoseksualizm?
Nie, bałem się tylko, co inni powiedzą. Poza tym, jestem jedynakiem, moja mama bardzo nie chciała, bym był maminsynkiem, więc dążyła do tego, bym się usamodzielniał. Miałem więc dość dużo swobody. Często sam kursowałem na linii Szczecin, gdzie mieszkałem z mamą – Warszawa, gdzie mieszka mój tata. A potem, gdy miałem 18 lat, wyprowadziłem się od mamy.
W „Bierkach” jest parę fajnych, dosadnych scen seksu oraz jedna scena seksu nieudanego.
No, tak. Dla mnie seks musi się wiązać z jakimś uczuciem, żeby się udał. To nie musi być wielka miłość, ale jednak…To jest jakaś chyba „kobieca” cecha mojego charakteru. Mam kumpla, który z powodzeniem zalicza jednorazowe przygody – właściwie prawie tylko takie ma! - więc wiem, że i tak można… Kiedyś mi się wydawało, że do fajnego seksu wystarczy znaleźć fajnego faceta, ale parę razy okazało się, że facet był fajny, a jednak coś było nie tak. Może nie ten zapach, może nie ten dotyk, nie wiem, coś nie grało. Dlatego chciałem pokazać, że seks może też być czasem nieprzyjemny.
Poza tym, do fajnego seksu w „Bierkach” anal jest niekonieczny.
W dwóch scenach nie ma nawet oralu, a i tak jest fajnie! Pisząc najpierw „Berka” a teraz „Bierki” chciałem dotrzeć zarówno do heteroseksualnego, jak i homoseksualnego czytelnika. Sceny homoerotyczne dla tego drugiego mogą okazać się po prostu atrakcyjne i podniecające, a przynajmniej tak bym chciał, natomiast dla tego pierwszego – odgrywają rolę poznawczą. Wielu heteryków na samo hasło „gej” myśli natychmiast tylko o posuwaniu w tyłek. A przecież to nie tylko na tym polega – i to bogactwo męsko-męskiego seksu chciałem pokazać.
A pomysł na Annę, drugą równorzędną bohaterkę „Bierek”, skąd się wziął?
Od Edyty Olszówki. A ściślej rzecz biorąc było tak: Edycie podobał się „Berek” i jego adaptacja teatralna. Rozmawialiśmy kilka razy i namówiła mnie do napisania monodramu dla niej. Postać, którą stworzyłem z myślą o Edycie – szorstka nauczycielka po przejściach, która gdzieś w głębi duszy ma dużo więcej empatii dla innych, niż chce pokazać – spodobała mi się na tyle, że „dołączyłem” do niej Pawła – i tak zaczęły powstawać „Bierki”. One nie są kontynuacją „Berka”, bo wydawało mi się, że opisywanie dalszych losów tamtej Anny i tamtego Pawła jest pozbawione sensu. Dlatego zachowując konstrukcję „Berka” i nawiązując do niego powołałem do życia inną Annę i innego Pawła. Stąd też podtytuł „Bierek” - „kroniki nierówności vol. 2”.
Słyszałeś, że Edyta Olszówka wytoczyła proces tabloidowi, który sugerował, że jest biseksualna?
Nie.
Z tego, co mówisz, wynikałoby raczej, że jest otwarta na sprawy LGBT.
Tak mi się też wydaje, jestem zaskoczony. To chyba bardziej wynikało z jej niechęci do tabloidów, bo niechęci do LGBT u Edyty sobie nie wyobrażam.
Jak myślisz, dlaczego po sukcesie „Berka” nie znalazłeś naśladowców chętnych do eksploatowania gatunku „popularna powieść gejowska”? „Bierki” są dopiero drugą taka polską powieścią.
Nie mam pojęcia! „Berek” sprzedał się świetnie – w ponad 25 tysiącach egzemplarzy, więc teoretycznie ten sukces powinien był zachęcić.
Była adaptacja teatralna z Pawłem Małaszyńskim i Ewą Kasprzyk, a szykuje się też ekranizacja, tak?
Tak, jakiś czas temu sprzedałem prawa do sfilmowania „Berka”. Poszukiwania odpowiedniego reżysera trwały dość długo, chyba w końcu znaleziono właściwego człowieka, ale na razie nie mogę podać nazwiska. Napisałem scenariusz, ale pewnie jeszcze ze 100 razy będzie przerabiany. A więc w tym roku premiery chyba jeszcze nie będzie.
W zeszłym roku opublikowałeś też powieść dla młodzieży „Omega”, teraz „Bierki”, był jeszcze scenariusz „Berka” i „Wydmuszka” - spektakl Teatru Komedia z wątkiem les – musisz być strasznie zajęty.
I ciągle mam poczucie, że mało robię i że jestem zbyt leniwy! To jest mordercze. Jeszcze pracuję nad musicalem razem z Marcinem Nieróbcem, kompozytorem piosenek Dody, Kasi Cerekwickiej, Michała Bajora. Napisałem kilka tekstów piosenek, w tym wyznanie miłosne chłopaka do chłopaka. Bo tam też będzie wątek gejowski. Tytuł musicalu – „Lody”. Może uda nam się z premierą na jesień. I myślę też o kolejnej części „kronik nierówności”.
W tytule będzie znów jakaś gra na „b”?
Bingo!
Można jeszcze grać w butelkę.
Albo w bule. Ale „Bingo” chyba jest najlepsze na tytuł.
Promujesz „Bierki” stawiając na homoerotykę.
Niektórzy zarzucają mi, że to niemal pornografia, ale ani „Berek”, ani „Bierki” pornograficzne nie są, a jedynie szczere w opisywaniu ludzkich zachowań – także seksualnych. Kiedyś o seksie nie pisałem, teraz sprawia mi to przyjemność. Wcześniej zresztą też sam nie miałem z tym problemu, tylko obawiałem się – to takie banalne! – „Mój Boże, mama to przeczyta!”. Wysłałem jej „Berka” lekko zestresowany. 2 tygodnie mnie trzymała w niepewności i w końcu wydała werdykt: „jest w porządku”.
Ale chodzi mi też o Twoje zdjęcia promocyjne.
A! Ja wśród gołych męskich tyłków. Myślisz, że są kontrowersyjne i homoerotyczne? Ja uważam, że są po prostu bardzo ładne.
beznadzieja... znów czuć masę stereotypów w kolejnej gejowskiej książce co nie wnosi nic wartościowego.
...podoba mi się :P ;)
Trzymaj mnie Boziu Tęczowa, bo nie wytrzymiem i pójdą w ruch torebki!
Pshećesz to nash matecznik, matryca z kturej wypelzlismy i skond cherpiemy wartości. I to w pshededdzień Dnia Matki taka obraźliwość.
Wybacz sprofanowana tęczowa flago ;( ;(
SeLeDyNkuuu u mnie w Olshtynie takich speluneg nie ma ^^ (* *)
DziŚś ranOo jA niE gOo (szŁeM) dOo sQL.! xdd. bOo o 9 ranOo wyJeChaŁaM witCh MatCheR dOo GranDMatCheR.! xdd.
A Ty mu zazdrościsz tej siateczki na klatce przyznaj creyzolku iksDe iksDe
tylko tytułu brak. ma ktoś może jakiś pomysł?
Nie zrozumiałeś metafory owej fotografii. Człowiek do Ciebie z d*pą na ramieniu a właściwie dwoma d*pami na ramionach, a Ty nic nie rozumiesz. A weź xdxd
Nioszek, nioszek. On jest 5vv3 @shNy ♥ ♥