„Carmilla”: lesbijskie wampiry
Kino queerowe wydaje się być domeną kina gatunkowego. Ekranowi homoseksualiści świetnie czują się w dramatach, ekranizacjach literackich, czy lekkich komediach obyczajowych. A jednak w czasach, gdy przestawienie nieheteronormatywności na wielkim ekranie stanowiło temat tabu, jednym z najlepszych nośników ukrytych przekazów homozachowań stał się gatunek, który na pozór nie był kojarzony z homotematyką. Historia romansu queerowego kina z filmem grozy to także zgrabny trójkąt stworzony w wespół z adaptacją literacką.
Opowieść o filmowej adaptacji opowiadania „Carmilla” Sheridana Le Fanu to historia wykluczenia, marginalizacji, ale i ewolucji wizji lesbijskich wampirów w kinie.
Horror (łac. strach, groza), tak jak i kino, wraz z biegiem czasu zmieniał się i ewoluował. Początkowo jego zadanie było proste – wzbudzić w widzach grozę, która z perspektywy psychologii pojawia się, gdy nasz mózg chce nas przed czymś ostrzec. Można więc przyjąć, że strach – mimo dominującego uczucia dyskomfortu – jest czymś pozytywnym. Taka też była początkowo rola horroru, który wziął na swoje barki znane ze średniowiecznego „danse macabre” funkcje społecznego moralitetu. Z biegiem lat funkcja ta stała się służalczą wobec innej. Na pierwszy plan bowiem wysunęło się zadanie edukacyjne. Horror paradoksalnie miał nie tyle straszyć, ile wychowywać i uczyć, i to na dwóch poziomach – behawiorystycznym oraz moralnym. Z jednej strony wskazywał właściwą drogę postępowania na zasadach teorii racjonalnego wyboru. Każdy entuzjasta kina grozy wie, że podczas ucieczki przed uzbrojonym w broń białą mordercą, nigdy nie uciekamy ani do piwnicy, ani na strych – wiemy bowiem co stało się z tymi, którzy w te rejony próbowali uciec. Z drugiej strony horror prezentuje nam pełną gamę zakazów i nakazów moralnych, za których złamanie bohaterom przychodzi zapłacić najwyższą cenę. W imię tej zasady jeśli widzimy na ekranie parę palącą skręta to możemy być pewni, że jest to ostatnia scena, w której widzimy ich żywych. Podobnie ma się sprawa ze spożywaniem alkoholu, seksem przedmałżeńskim, czy aktami wandalizmu. Okazuje się więc, że gatunek, który w teorii jest najbardziej otwarty na eksperymenty i nowinki techniczne, jest jednym z najbardziej purytańskich.
Początki horroru przypadają na okres niemieckiego ekspresjonizmu. Pojawiają się wtedy jedne z najbardziej rozpoznawalnych produkcji grozy, jak „Nosferatu – symfonia grozy” (1922) Friedricha Murnau, „Golem” Wagnera czy „Gabinet doktora Caligari” Roberta Wiene z 1920 roku. Jednocześnie bardzo powoli rozpoczyna się żmudny rozwój kina queerowego. Być może rozwój jest nie do końca dobrym słowem, bowiem mało który reżyser odważył się włączyć homotematykę do swojego dzieła, w obawie przed wywołaniem obyczajowego skandalu, czego rezultatem mogły być nie tylko zamknięte drzwi do kariery, ale też ostracyzm społeczny, a nawet całkowite wykluczenie. Queerowe wątki jeśli już więc się pojawiały to stanowiły dyskretny dodatek do głównej fabuły, często o komediowym charakterze. Za pierwszy film o tematyce homo uznaje się (lub raczej spekuluje bowiem film jest homowytworem z przypadku - głównym założeniem etiudy była bowiem chęć wprowadzenia dźwięku do filmu niemego) powstały w 1894/1895 roku obraz pochodzący ze studia Edis... ( Pozostało znaków: 11011 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.