Francois Ozon powraca z nowym filmem. “Moja zbrodnia” zabiera widzów do lat 30. ubiegłego wieku i opowiada o morderstwie, procesie sądowym i sile kobiecego wsparcia. Z komediowym sznytem wpisuje się w tematy obecnie gorące, czyli #metoo, manipulację i walkę o siebie za wszelką cenę. W rolach głównych pojawiają się świetnie zapowiadająca się gwiazda kina francuskiego Nadia Tereszkiewicz i Rebecca Marder.
Rozmawiamy z główną aktorką projektu, Nadią Tereszkiewicz o tym, jak wyglądała jej współpraca z francuskim reżyserem, czego możemy spodziewać się po “Mojej zbrodni” i czy zamieniłaby aktorstwo na taniec, od którego rozpoczynała się jej kariera.
Nadia Tereszkiewicz: Nie jestem kimś, kto ogląda bardzo dużo filmów, dlatego nie znam tego okresu zbyt dobrze. Przed przygotowaniami do zdjęć, niewiele wiedziałam o tym okresie. To zdecydowanie konik Francois (Ozona, reżysera - przyp. red.), który podsuwał mi różne pozycje do oglądania.
Jak byłam mała, uwielbiałam filmy Billy’ego Wildera. Wiele z nich musiałam sobie przypomnieć. Świetnie było powrócić do tych produkcji już jako dorosła kobieta. Mój tata mówił, że oglądałam je na okrągło i potrafiłam recytować dialogi na pamięć. Także muszę przyznać, że kino nieme nie zajmowało u mnie szczególnego miejsca. Choć może Charlie Chaplin…?
Masz jednak rację, że przygotowując się do swojej roli, szukałam inspiracji w kinie tamtego okresu. Szczególnie zwróciłam uwagę na kino Sachy Giutry i Ernesta Lubitchsa. Starałam się czerpać inspirację z takich aktorek jak Barbara Stanwyck (w filmie “Baby Face”), Miriam Hopkins w “Sztuce życia” czy Jacqueline Delubac z jej niezapomnianą rolą w “Good Luck”. Inspirowały mnie nie tylko produkcje z lat 30. Na myśl przychodzi mi również “Prawda” Henri-Georges Clouzot z Brigitte Bardot oraz prawie wszystkie filmy z Marilyn Monroe oraz Katherine Hepburn.
Myślę, że Madeleine była zafascynowana kinem. Łatwiej buduje się postać, kiedy ma się z nią elementy wspólne. Sama również marzyłam o tym, żeby zostać aktorką. Różnimy się tylko inspiracjami i czasami, w których przyszło rozwijać nam kariery. Madeleine jest zachwycona Danielle Darrieux, wielką francuską gwiazdą. Z pewnością widziała wszystkie filmy z jej udziałem i to dzięki niej wybrała swoją życiową drogę. Ciekawiło mnie to, jak ona postrzega aktorstwo. W latach 30. to nie był popularny zawód. Nie do końca wiedziała, czym jest granie, ale marzyła o nim i to napędzało ją do działania.
Kiedy adaptuje się jakiś tekst, zawsze nosi on w sobie ślady czasów, w których powstawał, ale też elementy nowoczesności. W tym wypadku bierzemy tekst z lat 30. i filtrujemy go przez współczesność. W tamtych czasach sztuka “Moja zbrodnia” odbierana była raczej jako mizoginistyczna. Nie mówiło się w niej o siostrzeństwie, równouprawnieniu czy #metoo. Relacje międzyludzkie były zupełnie Inaczej rozpisane. Kiedy przeczytałam ją po raz pierwszy, czułam i wiedziałam, że nie da jej się zrobić w takiej formie. Zbyt wiele nas dzieli od tamtych czasów. Choć całość jest komedią, z naszej perspektywy nie wydaje się zbyt zabawna. Obecnie trudniej jest nam się śmiać z wielu rzeczy, ale nabranie pewnego dystansu pozwaliło nam na refleksję i dostrzeżenie innych elementów, ukrytych w tym tekście. Myślę, że dzięki opowiadaniu historii na nowo, powracaniu do pewnych tekstów kultury i spoglądaniu na nie z nowej perspektywy, zaczynamy widzieć sprawy nieco inaczej.
Wiele osób nam o tym mówi, ale ani ja, ani Francois nie widzieliśmy tego filmu (śmiech). To zabawne, ponieważ rzeczywiście wielu ludzi sugeruje nam to, że mogliśmy wprowadzić odrobinę musicalu. Szczególnie dlatego, że Rebecca (Marder - przyp. red.) śpiewa, a ja tańczę. Reżyser jednak nigdy o tym nie myślał.
Lubię filmy Francois, odkąd byłam małą dziewczynką. Wiedziałam, że jego produkcje są precyzyjne i estetyczne. Chciałam z nim pracować. Do tej pory zrobiłam wiele filmów dramatycznych, dlatego trochę marzyłam o komedii, która pozwoliłaby pokazać mi inną twarz. Ludzie zazwyczaj widzą we mnie dużo dramatyzmu, a ja chciałam pokazać się z innej strony.
W scenariuszu od razu spodobało mi się to, jak ta historia celebruje siostrzeństwo. Ta opowieść prowokuje do myślenia o naszym społeczeństwie. Wyjątkowo kuszące było zagranie kobiety, która rozumie, że w patriarchalnym świecie posiada swój własny głos i sprawczość, by kwestionować relacje między kobietami i mężczyznami. Nie boi się mówić o równości w pracy i budowaniu kariery. Co prawda nie wybieram swoich ról ze względów politycznych, ale tu poczułam, że mogę powiedzieć coś interesującego.
To zdanie jest skierowana do Pauline, która myśli, że Madeleine jest tą, która kocha. Nie jestem jednak przekonana, że moja postać do końca rozumie, czym jest miłość. Ma w sobie przekonanie, narzucone przez społeczeństwo, że aby móc uzyskać pomoc od mężczyzn, musi się rozebrać. Sądzi, że jej najwiekszą walutą jest jej własne ciało. Z tego powodu sądzę, że jeszcze nie potrafi kochać. Choć rzeczywiście jest osobą, którą chce się kochać i na pewno jest darzona tym uczuciem przez Pauline.
W mojej pracy wiele zależy od scenariusza. Tutaj miałam świadomość, że nic nie będzie sztuczne i oderwane od rzeczywistości. Kreowaliśmy prawdziwy świat, choć z przeszłości. Duże znaczenie miała fizyczność. Zanim znaleźliśmy ubrania dla Madeleine, miałam chyba ze trzydzieści przymiarek. Zmieniłam fryzurę z ciemnych włosów na jasne. Pracowałam nad jej postawą czy sposobem chodzenia. Duże znaczenie miał sam język, którym się posługiwała, tak różny od współczesnego. Musiałam znaleźć sposób na wypowiadanie niektórych słów. To wszystko budowało jej charakter.
Ważne dla mnie było odnalezienie rytmu tej komedii. Tempo kolejnych zdań wyznaczało humor. Jestem jedyną osobą z obsady, która nie miała doświadczenia teatralnego, więc musiałam ciężej pracować nad swoją techniką. Dopiero potem próbowałam polubić i pokochać Madeleine, by zrozumieć jej motywacje. Ona nie jest manipulatorką. Nigdy nie kłamała o byciu ofiarą, jedynie nie mówiła prawdy o zbrodni. Nie usprawiedliwiam jej, ale rozumiem, że jej cel był naprawdę fascynujący.
Komedia była zapisana już w scenariuszu, więc gatunek narzucał na nas pewien sposób grania. Francois pozwalał nam na próbowanie różnych rzeczy, ale bardziej skupiał się na tonach czy sposobie wyolbrzymiania i podkreślania rzeczy. Zależało mu na odnalezieniu właściwego rytmu i tempa. W tych precyzyjnych ramach znalazła się przestrzeń na dużo wolności. Pozwoliłam sobie na próbowanie szalonych rzeczy, których sama się nie spodziewałam. To było interesujące: intencje danej sceny były takie same, ale można było ją zagrać naturalnie albo z przerysowaniem.
Czasami z kimś po prostu się dogadujemy. Tak było z Rebeccą. Od razu poczułam, że chcę z nią pracować. Polubiłam ją i do dziś jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółkami. Pamiętam, że podczas castingów próbowałam z różnymi aktorkami, ale gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że ona jest tą właściwą. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale przed wspólną próbą, napisałam do niej na Instagramie, czy chce się spotkać jeszcze przed castingiem i przeczytać wspólnie tekst? Już wtedy czułam, że chciałabym z nią pracować. Ukrywałyśmy to przez wiele miesięcy. Przyznałyśmy się dopiero po premierze filmu. Francois się śmiał, że od początku byłyśmy swoimi bohaterkami, bo tak jak one oszukałyśmy system.
Do Rebeki odezwałam się, ponieważ wiedziałam, że nie miała wystarczająco dużo czasu, by przygotować tekst na casting. Zdawałam sobie sprawę, że przez to byłoby jej trudniej głównie ze względu na rodzaj filmu, do którego był casting. Nie mogłyśmy improwizować. Chciałam jej pomóc. Poza tym uwielbiam ją jako aktorkę i naprawdę chciałam spróbować z nią zagrać. Dzięki niej zrozumiałam, że za sprawą dobrej partnerki, sama stajesz się lepsza.
Wychodzę z założenia, że rzeczy wydarzają się wtedy, kiedy mają się wydarzyć. Przez całe dzieciństwo - głównie przez taniec - towarzyszyło mi uczucie bycia odrzuconą, przerażoną. Ciągle czekałam i byłam pełna nadziei na to, że zostanę wybrana. Niestety zawsze byłam niewystarczająco dobra. Nieustannie porównywałam się do innych. Kiedy zaczęłam pracę w kinie, poczułam, że to właśnie chcę robić. Przez 15 lat nieustannie się do kogoś porównywałam, a kino dało mi możliwość wyboru osobowości. Każdy jest dobry, a jego praca zmienia kształt filmu. Teraz pełnymi garściami korzystam z każdego doświadczenia i cieszę się przy każdym nowym projekcie.
Szczerze mówiąć to na ten moment nie chciałabym tego robić. Wprawdzie nadal niezmiernie interesującym jest dla mnie odkrywanie kobiecości czy kolejnych ról poprzez ruch i ciało, ale czuję, że chwilowo skończyłam z tańcem. W filmie “Rosalie” moja bohaterka jest zawstydzona z powodu swojego ciała. Z kolei bohaterka “Niani” bardzo pewna siebie. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie te bohaterką są częścią mnie. Może nie od razu znajduję je w sobie, ale wiem, że noszę w sobie potrzebne elementy, muszę tylko ich poszukać. To daje fizyczność i ciało.
W kinie odnalazłam wolnością, której nie dawał mi taniec. On pozwolił mi odbierać rzeczywistość przez moje ciało. Dzięki niemu bardzo fizyczna w swoim graniu. Nie odcinam się od niego zupełnie. Tańczę w “Rosalie” i “Forever Young”, jednak dla mnie nie jest to tylko taniec. To pewien fizyczny moment, którego nie mogłabym tak zrobić i doświadczyć bez tańca.
Niemniej muszę przyznać, że w ostatnim okresie odrzucałam propozycje filmów, w których pojawiają się tancerze Nie chciałam angażować się w takie projekty. Zależało mi na tym, żeby ludzie zobaczyli we mnie aktorką, a nie kolejną tancerkę. Wydaje mi się, że trudno jest znaleźć bardzo dobry film o tańcu. Jeśli pojawi się coś interesującego, zrobię to. Choć zdaję sobie sprawę, że potrzebowałabym dwóch lat treningów, by wrócić do formy. Nie można udawać, że jest się tancerzem.