Wczoraj na Netflixie premierowo pojawił się wyczekiwany film "Hiacynt", a teraz my rozmawiamy z naszą queerową reprezentacją z planu — scenarzystą Marcinem Ciastoniem i producentką Joanną Szymańską. O kulisach powstawania filmu, zmianach w branży filmowej i Polsce lat 80.
W środę, 13 października, na Netflixie pojawił się wyczekiwany i niezwykle ważny film - “Hiacynt” w reżyserii Piotra Domalewskiego. Osadzony jest w Warszawie w latach 80. i opowiada historię śledztwa prowadzonego w sprawie seryjnego mordercy gejów. Zarówno dochodzenie jak i akcja “Hiacynt” rozgrywająca się w tle, pozwalają opowiedzieć osobistą historię Roberta — milicjanta, który pochłonięty śledztwem, nie zdaje sobie sprawy, jak personalna może stać się dla niego cała sprawa.
O historycznej części akcji Hiacynt pisałam już przy okazji wywiadu z Mikołajem Milcke, autorem książki “Różowe Kartoteki”, a także zapowiadając premierę “Hiacynta” kilka tygodni temu.
Przypominając, akcja "Hiacynt" rozpoczęła się w 1985 roku. Polegała na masowym “łapaniu” i spisywaniu homoseksualnych mężczyzn, najprawdopodobniej, aby później wykorzystać tę wiedzę w celach politycznych — do szantażu i manipulacji. Teczek wielu ze spisanych mężczyzn nadal nie odzyskano, nigdy nie przeproszono za tę akcję, nigdy też jej nie wyjaśniono. Wielu mężczyzn, którzy padli ofiarą “Hiacyntu” nadal żyje.
Zaprosiłam do rozmowy scenarzystę filmu “Hiacynt” - Marcina Ciastonia, oraz Joannę Szymańską — producentkę.
Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Marcin Ciastoń (@marcin_ciaston) Zacznę od kwestii, która może nie dla wszystkich być intuicyjna. Czy wasz film jest produkcją historyczną, czy nie?
Joanna: Hm… Myślę, że o samej treści więcej opowie Marcin, natomiast pod względem formy to jest film historyczny. Odtwarzamy realia lat osiemdziesiątych, scenograficznie i kostiumograficznie. Jest to jednak przede wszystkim kino gatunkowe, którego fabuła inspirowana jest wydarzeniami historycznymi.
Marcin: Zgadzam się z Joanną. Podczas pisania scenariusza oczywiście research i historia były dla mnie najważniejsze. Przeczytałem na temat akcji “Hiacynt” wszystkie dostępne mi materiały. Ta podwalina historyczna była dla mnie bardzo ważna, ale wiadomo, że w filmie bardziej wyraźnie zarysowane są emocje i jest więcej miejsca na dramat.
Jedną z pierwszych informacji, jaką można znaleźć w internecie na temat tej akcji, są “karty homoseksualisty”, zakładane złapanym mężczyznom. Czy było wtedy jakiekolwiek rozróżnienie na gejów i mężczyzn, chociażby biseksualnych? Zakładam, że takie słowa nie były wtedy w użyciu.
Marcin: Z dzisiejszej perspektywy terminologia i pewnego rodzaju obeznanie w orientacjach seksualnych są całkiem jasne, choć nadal nie dla wszystkich. Wtedy, nawet dla samego środowiska LGBTQ+ labeling nie był czymś prostym, nie było też szerokiego dostępu do naukowej wiedzy, aby doprecyzować, kim się jest.
Na spotkaniu dotyczącym książki Andrzeja Selerowicza “Kryptonim: Hiacynt” usłyszałem od jednego pana, że złapano go w tamtym czasie podczas jednej z łapanek, mimo że nie był gejem.
Po prostu znalazł się w nieodpowiednim barze, a oni łapali wszystkich. Wiele rzeczy było również sprowadzanych wtedy do dziwności i dewiacji — facet w sukience, jakiekolwiek artystyczne pomysły Ryszarda Kisiela, jednego z pierwszych gejowskich działaczy w Polsce… Coś, co dzisiaj nazwalibyśmy queerową rozrywką, czy reenactmentem, wtedy było czymś nie do przyjęcia na przykład przez milicję. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Marcin Ciastoń (@marcin_ciaston)
Skąd wiecie o akcji “Hiacynt”? To ważne wydarzenie we współczesnej historii Polski, ale nie przypominam sobie, żeby taki temat był kiedykolwiek poruszany w szkole.
Joanna: W szkole coś takiego jak queerstoria w ogóle nie istnieje. Kwestie tożsamości, czy orientacji nie były na żadnym etapie edukacji poruszane, przynajmniej u mnie. Ja się zawsze interesowałam historią, więc zdobyłam tę wiedzę “na własną rękę”. Pierwsze zetknięcie z tą akcją miałam prawdopodobnie w trakcie studiów. Wtedy w prasie już pojawiały się informacje na ten temat.
Marcin: Ja natomiast do 2015 roku nie słyszałem o tej akcji. Trafiłem na nią, szukając informacji o tym, jak żyli ludzie tacy, jak my w przeszłości. Myślałem o tym, że skoro na zachodzie działy się ważne rzeczy w kontekście osób LGBTQ+, to co się działo w Polsce? To było na etapie szukania tematu na scenariusz. W końcu trafiłem na akcję “Hiacynt”.
Słyszałam, że znalezienie kogoś, kto będzie chciał zrobić z twojego scenariusza film, było długim procesem.
Marcin: To był mój pierwszy tekst i nigdy nie zakładałem, że on będzie od razu zrobiony. Zawdzięczam bardzo dużo temu scenariuszowi. Został bardzo szybko doceniony — byłem w finale "ScriptPro" i szybko producenci i reżyserzy zaczęli rozmawiać ze mną na ten temat.
A przecież byłem tylko debiutantem, który napisał kilka odcinków serialu.
Zresztą Joanna, która w tamtym czasie była moją wykładowczynią w szkole i znała tekst, oglądała moją pierwszą prezentację tego projektu. Zaczęliśmy o nim rozmawiać. Po wielu takich rozmowach pojawił się Netflix i to z nim zdecydowaliśmy się współpracować.
Myślę, że dzięki temu więcej osób, również spoza społeczności LGBTQ+ będzie miało okazję go zobaczyć.
Joanna: To prawda. Film będzie można obejrzeć na całym świecie. W kinach “Hiacynt” mógłby być zepchnięty do szufladki trochę bardziej popularnego arthouse’u. Pewnie kolejną szufladką byłyby “filmy queerowe”...
A moim zdaniem to nie jest film queerowy.
To znaczy opowiada o osobach nieheteronormatywnych, ale przecież ta historia jest czymś znacznie głębszym. Dla mnie w pierwszej kolejności to jest wciągająca kryminalna opowieść o człowieku. “Hiacynt” może trafić po prostu do osób, które szukają wciągającego kina. A może przy okazji te osoby spojrzą na świat z nowej perspektywy i postawią się w roli bohatera. Zauważam zresztą wśród osób bardziej zaangażowanych w aktywizm, że powstały dwa nurty mówienia o społeczności LGBTQ+. Jeden bardziej stawia na to, że kwestia orientacji powinna już być czymś narutalnym, “jesteśmy tu, musicie nas zaakceptować, a jak nie, to sami się edukujcie”. Drugi mówi właśnie o tym, że trzeba cierpliwie pokazywać naszą perspektywę, edukować, mówić głośno o tym, że jesteśmy, ten nurt jest mi, pewnie ze względ... ( Pozostało znaków: 26351 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.