Ten rok już przejdzie do historii
Łódź, Konin, Kraków, Gdańsk, Rzeszów, Opole, Częstochowa, Poznań, Katowice, Szczecin, Toruń, Wrocław, Lublin i Zielona Góra. W tych miastach, obok oczywiście tradycyjnej Parady Równości w Warszawie, odbyły się Marsze Równości. W wielu miastach po raz pierwszy, czy - tak jak w Katowicach: po długiej przerwie. W tych miastach, gdzie odbywały się już kolejny raz: padały rekordy frekwencji. Czasem nie było lekko, jak w Rzeszowie, Częstochowie, czy Lublinie, gdzie zmobilizowali się narodowcy, ale wszędzie były to piękne, kolorowe, wesołe wydarzenia, które bardzo mocno przyciągnęły przede wszystkim młodych. O których tak często pytają politycy.
34,8 proc. - tyle wyniosła frekwencja w wyborach samorządowych w grupie wiekowej 18-29 lat. I znowu padają pytania: dlaczego tak mało? Nie będę się rozpisywać na temat tego, że duża w tym wina polskiego systemu edukacji, który kompletnie zapomina, że obok ważnych dat dobrze byłoby też nauczyć młodych, co to znaczy być obywatelem i obywatelką. O tym, gdzie są młodzi pisałam też już w sierpniu, gdy przed nami była jeszcze cała marszowa jesień.
Zakończyliśmy wyjątkowy sezon marszowy: Marsze Równości odbyły się w 14 polskich miastach. W Toruniu po raz drugi, w 8 miastach po raz pierwszy. Rekordy frekwencyjne zaliczyły w tym roku takie miasta, jak Kraków, czy Poznań (7 tys.).
Ale w prawie każdym mieście marsze zgromadziły po więcej niż 1000 osób. Wyjątkowe miejsce zajmuje ten w Koninie, który został zorganizowany spontanicznie
jako odpowiedź lokalnej młodzieży na nienawiść i nagonkę na szkołę, która chciała zrobić konkurs z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciwko Homo-, Bi- i Transfobii. Pojawiło się na nim 400 osób, wiele osób specjalnie przyjechało, by wesprzeć dzielną młodzież.
W Rzeszowie, Częstochowie i Lublinie marsze napotkały na duży opór ze strony narodowców, którzy organizowali kontrmanifestacje. Były próby blokowania, była agresja, którą skutecznie jednak tłumiła policja. I to też jest bardzo ważne: w wielu miastach zobaczyliśmy policjantów i policjantki, którzy stoją po naszej stronie. Koniec z gadaniem o "dwóch atakujących się demonstracjach", których uczestnicy dążą do "starcia się". Dzięki Lublinowi cała Polska zobaczyła kto jest kim.
Ważny jest też aspekt polityczny: w wielu miastach po raz pierwszy lokalni włodarze i politycy musieli skonfrontować się ze swoją często tylko deklarowaną otwartością. Musieli, jak prezydent Lublina, Krzysztof Żuk, zabrać głos. Jak to skończyło się dla prezydenta Żuka - wiemy. Tak, wygrał wybory, ale to, że jest pierwszym od kilkunastu lat samorządowcem, który zamachnął się na wolność zgromadzeń będzie się za nim z pewnością ciągnęło.
W wielu miastach marsze były organizowane oddolnie, przez samą społeczność, czasem wspieraną przez lokalne struktury Partii Razem, czy przez organizatorów i organizatorki marszy z innych miast. To ważna lekcja solidarności, ale i prawdziwego społecznościowego wsparcia.
No i na koniec: uczestnicy i uczestniczki. Tu są młodzi. Owszem, część z nich nie może jeszcze głosować, ale niedługo już będzie. To jest zupełnie nowe pokolenie, które nie boi się narodowców, a tęczę traktuje jak coś nie tyle oczywistego, co modnego. Mnie tam ta moda na tęczę nie przeszkadza.
A jak Wy oceniacie ten marszowy rok? Gdzie byliście i byłyście? Jak będziecie je wspominać? A może to były Wasze pierwsze marsze?
I do zobaczenia w 2019 roku!
Ileś lat temu jeszcze przed coming outem przed samym sobą gdyby w mojej rodzinnej miejscowości odbywał się marsz, to stałbym po 2 stronie barykady ;) Tym bardziej czułem w tym sezonie potrzebę wsparcia idei wolności, równości i tolerancji, akceptacji :) !
I będzie lepiej w naszej Polsce :) !
Prawa zdobywa się w walce :)
No i można dobrze się bawić podczas tęczowych demonstracji :)
Pięknie powiedziane! Też byłam w Rzeszowie i pomimo lekkiego strachu na początku - było cudownie i na pewno więcej ludzi, niż podawano publicznie :)