Autor książki "Kryptonim Hiacynt" o nowych dokumentach
Tematyka "Hiacynta" nadal pozostaje frapująca pomimo 30 lat, jakie upłynęły od tamtych wydarzeń. Bierze się to głównie stąd, że cały szereg istotnych aspektów jest ciągle niewyjaśnionych, wręcz zagadkowych - pisze autor książki "Kryptonim Hiacynt", Andrzej Selerowicz.
- Andrzej Selerowicz -
IPN zawsze każdego śmiałka odsyłał z niczym
Najbardziej dziwny i niezrozumiały jest fakt całkowitego zaginięcia wszelkich dokumentów, jak to wielokrotnie i całkiem oficjalnie stwierdzał IPN. Los zaginionych kartotek 11 tysięcy homoseksualistów trafiał nawet na obrady Sejmu, gdzie posłowie wyrażali najrozmaitsze sugestie, ale nikt nie był w stanie ostatecznie przedstawić prawdy. Parę osób, w tym trzech poszkodowanych gejów, próbowało przed laty sforsować tajemnice archiwów, ale IPN zawsze każdego śmiałka odsyłał z niczym. Z drugiej strony, gdy uświadomić sobie wielki rozmiar milicyjnej akcji, trudno zaakceptować wyjaśnienie, że nie pozostał po niej ani jeden dokument na piśmie. Wszystko to dawało podłoże do najbardziej niewiarygodnych plotek i domysłów, w czyim interesie jest utrzymywanie obecnego stanu rzeczy i kogo się poprzez to chroni.
Przyznaję, że odnalezienie różowych kartotek uznałbym za swój wielki sukces, ale te pozostają zapewne nadal skrzętnie ukryte w zasobach zastrzeżonych, gdzie nikt postronny nie ma do nich wglądu. Ponownie, trudno zaakceptować stan, że wszystkie te materiały przestały istnieć (zostały zniszczone, zagubione etc.). Korzystając z różnych okazji kwerend nie udało mi się trafić na ślad żadnego znanego mi nazwiska spośród teczek personalnych osób, jakie wtedy MO przesłuchiwało.
Kilka miesięcy temu odkryłem raczej przypadkowo odtajnioną niedawno częściową dokumentację akcji
Cierpliwość jednak popłaca, bowiem kilka miesięcy temu, już po tym, jak została wydana moja powieść "Kryptonim Hiacynt", odkryłem raczej przypadkowo odtajnioną niedawno (pomyłkowo?) częściową dokumentację akcji z r. 1985. Jest ona niepełna, bowiem obejmuje kilka tylko województw, ale wystarczająco przejrzyście pokazuje ówczesne metody działania Milicji Obywatelskiej. Najcenniejsza wydaje się obszerna ówczesna korespondencja pomiędzy Komendą Główną MO w Warszawie, a Komendą Wojewódzką MO w Szczecinie. Przypomnijmy, że Polska była wtedy podzielona na 49 województw (plus miasto stołeczne Warszawa), a wszelkie rozkazy wysyłano pocztą według rozdzielnika. Bez obawy popełnienia błędu można przyjąć, iż podobny tryb postępowania nakazany był w pozostałych województwach. Pomimo klauzuli "tajne" w proces przekazywania poleceń zaangażowana była sporo rzesza pracowników MO (nie tylko tysiące funkcjonariuszy, ale także sekretarek... ( Pozostało znaków: 10119 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.