„Droga Synodalna” to forum refleksji osób związanych z niemieckim Kościołem katolickim. Uruchomiona cztery lata temu jako „Synodaler Weg”, ma prowadzić do reformy struktur prawa kościelnego.
Jednym z postulatów „Synodaler Weg” jest błogosławienie par homoseksualnych. Takie ceremonie mają stać się w Niemczech oficjalne najpóźniej za trzy lata – zdecydowało o tym Zgromadzenie Synodalne we Frankfurcie nad Menem. Już wkrótce powołana zostanie specjalna grupa, której celem będzie przygotowanie poradnika dotyczącego ceremonii błogosławieństw.
Zgromadzenie Synodalne liczy 202 członków. Spośród tego grona 176 osób zagłosowało za przyjęciem błogosławień, 14 było przeciw, a 12 wstrzymało się od głosu. W wielu zborach ceremonie błogosławieństw są już dziś praktykowane, ale odbywają się w szarej strefie prawa kościelnego. Niektórzy księża prowadzący takie ceremonie obawiają się nałożonych na nich sankcji.
Mirjam Gräve jest niemiecką teolog, która prywatnie ma żonę. Podkreśla ona, że udzielanie błogosławieństw parom jednopłciowym powinno być misją Kościoła, nie tylko w Niemczech. Z kolei profesor teologii Julia Knop dodaje:
— Jeżeli liturgia jest używana do upokarzania ludzi poprzez odmawianie błogosławieństw, to jest to sprzeczne z wolą Boga.
Ceremonie błogosławieństw dla osób tej samej płci wprowadzono już w Belgii. Biskup Antwerpii Johan Bonny podkreśla, że sam proces nie budzi znacznych kontrowersji; mają miejsce nieformalne konsultacje z Watykanem i papieżem Franciszkiem. Być może wkrótce w Niemczech również prowadzone będą podobne ceremonie.
(an)
Okej. Ale mechanizm obronny to nie pogląd. W pewnym sensie to Twoje spojrzenie na religię, też jest antyreligijne, bo nie widzisz jej w kategoriach jakiejś wielkiej prawdy o świecie, czy czegoś w tym rodzaju, tylko jako zjawisko psychologiczne.
Mam taką teorie, że może moje spojrzenie na religię jest antyreligijne, bo moje osobiste poglądy po prostu są antyreligijne? xD Tak, myślę, że to może być główny powód. Cały świat na jaki patrze staram się wytłumaczyć sobie wiedzą, a że moja wiedza z zakresu psychologii jest tą najbardziej obszerną to raczej na większość patrze jak na zjawisko psychologiczne. Żeby unikać błędów poznawczych w każdej dyskusji staram się szukać argumentacji dla każdych możliwych poglądów dlatego niezależnie czego dyskusja dotyczy zwykle będę w opozycji. "Tam gdzie wszyscy myślą to samo nikt nie myśli zbyt wiele." Uważam że silniejsze są argumenty przeciw religiom jednak argumenty za też istnieją. Większa siła tych pierwszych nie sprawia, że drugie automatycznie przestają istnieć.
Stosowanie religii jako tymczasowego kłamstwa motywacyjnego jestem w stanie zaakceptować.
Okej. Ale mechanizm obronny to nie pogląd. W pewnym sensie to Twoje spojrzenie na religię, też jest antyreligijne, bo nie widzisz jej w kategoriach jakiejś wielkiej prawdy o świecie, czy czegoś w tym rodzaju, tylko jako zjawisko psychologiczne.
Nazwałbym to raczej bezsilnością…
Po raz n-ty powtarzam: nigdzie nie zaprzeczałem, że istnieją także pozytywne skutki.
Jak masz to ładnie napisane w drugim linku:
Ja tutaj chciałem zauważyć, że te "positive beliefs" i "positive coping skills" można sobie załatwić inaczej i naprawdę nie trzeba być do tego wierzącym. A to otwiera drogę do pozbycia się "harmful negative beliefs", co nie jest możliwe bez porzucenia religii, przynajmniej w swojej kanonicznej treści (Choć, niestety, "community support" jest do uzyskania tylko wtedy, kiedy ludzie nie czepiają się innych za odstępstwa od wiary, a w Polsce czasem się czepiają…)
Bo sądzę, że to jest obrona religii z Twojej strony. I to, zapewne, konkretnej – tej, o której nie chcesz rozmawiać ;)
Mam takie pytanie: czy nie sądzisz, że posiadanie antynaukowych poglądów może mieć pozytywne skutki? Np. płaskoziemca może poprawić swoją samoocenę, uważając że jest mądrzejszy od naukowców, bo przejrzał globalny spisek. Może też uczestniczyć w społeczności, skupionej wobec tematu płaskiej Ziemi. To okazja do stworzenia znajomości i zacieśnienia więzów społecznych. Jeszcze lepiej jest to widoczne na przykładzie Covidiotów – olewanie restrykcji przeciwcovidowych zapewniało negacjonistom dostęp do większej ilości interakcji społecznych. Kto lubi izolować się w domu tak długo i z przymusu? Czy ignorowanie obowiązkowej kwarantanny nie wpływa pozytywnie na psychikę?
Idę o zakład, że czytając powyższy akapit, zapaliła Ci się w głowie czerwona lampka – coś jest nie tak. Być może to co napisałem powyżej to prawda, ale jest to pewne zniekształcenie poznawcze, bo skupiłem się tylko na pozytywnych aspektach antynaukowości, ignorując te negatywne. I tak w istocie jest.
Tyle że ta sama czerwona lampka nie zapala Ci się w głowie, kiedy mówimy o religii. Wspominasz pozytywne aspekty, a o negatywnych nie chcesz rozmawiać. Przeciwnie, niż w przypadku antynaukowych treści, gdy mowa o religii, to właśnie kiedy ktoś ją krytykuje, zapala Ci się w głowie czerwona lampka, że coś jest nie tak i zaczynasz jej bronić. Przypomina mi to stereotypową reakcję wiernych z wiejskiej parafii, broniących księdza pedofila. Wszyscy (no dobra, może tylko większość) wychowani w Polsce mają takie głęboko zakodowane wzorce, żeby, broń nieistniejący-Boże, nie powiedzieć nic złego o Kościółku, a jak ktoś coś złego już powie, to trzeba koniecznie zaprzeczać. Podejrzewam u Ciebie taką, automatyczną reakcję.
Nie zapaliła mi się żadna czerwona lampka. Próbuje to wytłumaczyć już od kilku komentarzy. Ludzie sięgają po proste wierzenia jako skutek swoich frustracji, porażek i nieradzenia sobie w życiu. Gdy pogadasz sobie z chrześcijaninem, muzułmaninem, buddystą zadowolonym ze swojego życia będzie traktował swoją religie jak wsparcie dla postaw moralnych i będzie podchodził do niej refleksyjnie. Gdy będzie sfrustrowany, niezadowolony, będzie chciał obwinić wszystkich za swoje niepowodzenia to będzie obwiniał diabła, niewiernych, burżujów, czarnych, żydów i dowolną inną grupę. Religia nie tworzy postaw, ona tylko je kumuluje. Człowiek który nie ma pieniędzy nie zapisze się do klubu kajakarskiego żeby poczuć z nim wspólnotę bo nie będzie go stać. Nie będzie nawet szukał grup o pozytywnym wydźwięku, a przynajmniej nie w sposób świadomy.
Jeśli już chcesz wiedzieć jaką konkretnie religię mam w głowie obecnie to mam świadków jechowy. Bo ostatnio oglądałxm sporo materiałów z kanału Światusy. I to właśnie przez pryzmat tej sekty patrzę na temat. Większość ludzi która tam dołącza trafia tam w kryzysie. Bo potrzebują wsparcia i akceptacji, też się kiedyś na to złapałxm w grupie która religijna w ogóle nie była i też ten kanał mi przypomniał, że mechanizm był dokładnie taki sam. Pewnie że lepiej było by gdyby mnie wtedy zgarnął np. klub szachowy ale wiesz co? Nie istnieją oddolne inicjatywy społeczne które były by powszechne i na które łatwo można by trafić przypadkiem. Robię wolontariat na grupie dla ludzi z problemami psychicznymi, gdy mi to było potrzebne tego zwyczajnie nie było. Z czasem religia wymrze śmiercią naturalną bo nie będzie potrzebna. Po prostu rozmawiam z ludźmi którym wiara nie koniecznie tylko w chrześcijaństwo ale np. w koncept energii która musi się odwrócić po prostu uratowała życie w tych najtrudniejszych chwilach i w końcu gdzieś trafili na informacje żeby szukać pomocy. Bez względu na to jak bardzo wierzenie w głupoty uważam za szkodliwe to póki nie ma zamiennika nie uważam atakowania wiary za zasadne. Nawet jeśli ktoś trafi przez to do sekty to jest żywy, więc może jeszcze zmienić poglądy. Ktoś kto popełni samobójstwo już nie jest w stanie zmienić poglądów, bo nie żyje. Zdarza mi się rozmawiać z ludźmi którzy nie zabili się tylko dlatego, że boją się kary po śmierci. Po jakimś czasie wracają do normalnego życia. Nie mogę im powiedzieć, wiesz po śmierci będzie tylko pustka bo po prostu Twój mózg umrze, bo mi od razu oknem wyskoczą. A tak wezmą trochę leków, poukładają sobie życie w głowie, podejmą walkę z problemami i będą się cieszyć życiem. Po prostu wtedy się rozmawia jednocześnie nie negując ich wierzeń. Czasami naprawdę potrafią wierzyć w straszne głupoty przy których religia to pikuś. Z czasem sami odrzucają część wierzeń albo stają się na tyle mało istotne, że zapominają że w coś takiego wierzyli i jest tylko na zasadzie a może jest. Wiara jest po prostu jednym z mechanizmów obronnych danych nam przez ewolucje żebyśmy mogli przetrwać. Ludzie wierzący w płaską ziemię robią to właśnie po to żeby się dowartościować gdy nie mogą inaczej. Mamy na to lepsze sposoby więc można ich powoli od tego odwodzić. Gdyby nie było niedowartościowania, nie było by wiary w teorie spiskowe. Ludzie są bardzo kiepscy w rozumieniu języka emocji i z tego wynika większość problemów. Mylenie korelacji ze skutkiem. Dlaczego negatywnie podchodzisz do religii i sprowadzasz ją do katolicyzmy? Czy wywołuje ona w Tobie oburzenie, obrzydzenie, nienawiść, agresje? Czy niepokój o innych ludzi? Odpowiedz sobie na to pytanie. Ja mieszkam w kraju w którym katolicy stanowią mniejszość. Ze wszystkich znajomych mam tylko 1 katolika. Nikt mi nie mówi jak mam żyć. Dlaczego więc mam się skupiać na katolicyzmie skoro większość moich znajomych uważa to za bzdury? W głowie pod pojęciem wiary nie mam domyślnie słowa religia czy katolicyzm. Po za queer nie mam kontaktu z tą ideą już od lat. No może czasem obejrzę sobie coś na Śmiem wątpić czy stacji ateizm. Tyle. Nie mam więcej kontaktu.
Po raz n-ty powtarzam: nigdzie nie zaprzeczałem, że istnieją także pozytywne skutki.
Jak masz to ładnie napisane w drugim linku:
Ja tutaj chciałem zauważyć, że te "positive beliefs" i "positive coping skills" można sobie załatwić inaczej i naprawdę nie trzeba być do tego wierzącym. A to otwiera drogę do pozbycia się "harmful negative beliefs", co nie jest możliwe bez porzucenia religii, przynajmniej w swojej kanonicznej treści (Choć, niestety, "community support" jest do uzyskania tylko wtedy, kiedy ludzie nie czepiają się innych za odstępstwa od wiary, a w Polsce czasem się czepiają…)
Bo sądzę, że to jest obrona religii z Twojej strony. I to, zapewne, konkretnej – tej, o której nie chcesz rozmawiać ;)
Mam takie pytanie: czy nie sądzisz, że posiadanie antynaukowych poglądów może mieć pozytywne skutki? Np. płaskoziemca może poprawić swoją samoocenę, uważając że jest mądrzejszy od naukowców, bo przejrzał globalny spisek. Może też uczestniczyć w społeczności, skupionej wobec tematu płaskiej Ziemi. To okazja do stworzenia znajomości i zacieśnienia więzów społecznych. Jeszcze lepiej jest to widoczne na przykładzie Covidiotów – olewanie restrykcji przeciwcovidowych zapewniało negacjonistom dostęp do większej ilości interakcji społecznych. Kto lubi izolować się w domu tak długo i z przymusu? Czy ignorowanie obowiązkowej kwarantanny nie wpływa pozytywnie na psychikę?
Idę o zakład, że czytając powyższy akapit, zapaliła Ci się w głowie czerwona lampka – coś jest nie tak. Być może to co napisałem powyżej to prawda, ale jest to pewne zniekształcenie poznawcze, bo skupiłem się tylko na pozytywnych aspektach antynaukowości, ignorując te negatywne. I tak w istocie jest.
Tyle że ta sama czerwona lampka nie zapala Ci się w głowie, kiedy mówimy o religii. Wspominasz pozytywne aspekty, a o negatywnych nie chcesz rozmawiać. Przeciwnie, niż w przypadku antynaukowych treści, gdy mowa o religii, to właśnie kiedy ktoś ją krytykuje, zapala Ci się w głowie czerwona lampka, że coś jest nie tak i zaczynasz jej bronić. Przypomina mi to stereotypową reakcję wiernych z wiejskiej parafii, broniących księdza pedofila. Wszyscy (no dobra, może tylko większość) wychowani w Polsce mają takie głęboko zakodowane wzorce, żeby, broń nieistniejący-Boże, nie powiedzieć nic złego o Kościółku, a jak ktoś coś złego już powie, to trzeba koniecznie zaprzeczać. Podejrzewam u Ciebie taką, automatyczną reakcję.
Po raz n-ty powtarzam: nigdzie nie zaprzeczałem, że istnieją także pozytywne skutki.
Jak masz to ładnie napisane w drugim linku:
Ja tutaj chciałem zauważyć, że te "positive beliefs" i "positive coping skills" można sobie załatwić inaczej i naprawdę nie trzeba być do tego wierzącym. A to otwiera drogę do pozbycia się "harmful negative beliefs", co nie jest możliwe bez porzucenia religii, przynajmniej w swojej kanonicznej treści (Choć, niestety, "community support" jest do uzyskania tylko wtedy, kiedy ludzie nie czepiają się innych za odstępstwa od wiary, a w Polsce czasem się czepiają…)
Bo sądzę, że to jest obrona religii z Twojej strony. I to, zapewne, konkretnej – tej, o której nie chcesz rozmawiać ;)
Mam takie pytanie: czy nie sądzisz, że posiadanie antynaukowych poglądów może mieć pozytywne skutki? Np. płaskoziemca może poprawić swoją samoocenę, uważając że jest mądrzejszy od naukowców, bo przejrzał globalny spisek. Może też uczestniczyć w społeczności, skupionej wobec tematu płaskiej Ziemi. To okazja do stworzenia znajomości i zacieśnienia więzów społecznych. Jeszcze lepiej jest to widoczne na przykładzie Covidiotów – olewanie restrykcji przeciwcovidowych zapewniało negacjonistom dostęp do większej ilości interakcji społecznych. Kto lubi izolować się w domu tak długo i z przymusu? Czy ignorowanie obowiązkowej kwarantanny nie wpływa pozytywnie na psychikę?
Idę o zakład, że czytając powyższy akapit, zapaliła Ci się w głowie czerwona lampka – coś jest nie tak. Być może to co napisałem powyżej to prawda, ale jest to pewne zniekształcenie poznawcze, bo skupiłem się tylko na pozytywnych aspektach antynaukowości, ignorując te negatywne. I tak w istocie jest.
Tyle że ta sama czerwona lampka nie zapala Ci się w głowie, kiedy mówimy o religii. Wspominasz pozytywne aspekty, a o negatywnych nie chcesz rozmawiać. Przeciwnie, niż w przypadku antynaukowych treści, gdy mowa o religii, to właśnie kiedy ktoś ją krytykuje, zapala Ci się w głowie czerwona lampka, że coś jest nie tak i zaczynasz jej bronić. Przypomina mi to stereotypową reakcję wiernych z wiejskiej parafii, broniących księdza pedofila. Wszyscy (no dobra, może tylko większość) wychowani w Polsce mają takie głęboko zakodowane wzorce, żeby, broń nieistniejący-Boże, nie powiedzieć nic złego o Kościółku, a jak ktoś coś złego już powie, to trzeba koniecznie zaprzeczać. Podejrzewam u Ciebie taką, automatyczną reakcję.
Pozwolę sobie wybrać tylko kawałki Twojej odpowiedzi, bo w tym natłoku myśli niewiele jest niestety na temat.
Nadal uważam, że atakujesz chochoła. Nigdzie nie pisałem, że nie istnieją inne, potencjalnie równie szkodliwe jak religie, źródła bzdur.
Tym bardziej, że w zasadzie powtarzasz:
za mną:
Czemu po prostu nie napisałxś krótko: "zgadzam się"?
Nie przypominam sobie, żeby ktoś tu postulował zakazy (znowu atak na chochoła). Ale ciekawi mnie na czym opierasz takie przeświadczenie? Skoro porównałxś religię do palenia papierosów, pragnę zauważyć, że liczba palących od wielu lat spada, a spadek ten odbywa się to przy rosnącej liczbie miejsc publicznych, gdzie palenie jest zakazane oraz publicznych kampaniach zniechęcających do palenia (np. nakazie umieszczania obrzydliwych obrazków na opakowaniach papierosów). Swoją drogą, obecny spadek zaufania do Kościoła Katolickiego też odbywa się przy negatywnych kampaniach informacyjnych (tym razem prywatnych) np. o pedofili wśród kleru i jej ukrywaniu przez hierarchów.
Nie bardzo rozumiem, co próbujesz w ten sposób udowodnić. No to co, że jest różnica w budowie mózgu, między osobami o różnych poglądach?
Nie? Bo np. Ci wspomniani już przez Ciebie fani horoskopów z Czech nie narzucają nikomu poglądów. Czyli, wg. Ciebie, wiara w czytanie przyszłości z gwiazd jest racjonalna, bo fani horoskopów nie są fanatykami…
Mam takie brzydkie podejrzenie, że ta Twoja zupełnie nieracjonalna, rozpaczliwa obrona religii ma jakieś głębsze źródła:
Ucieczka od problemu?
Tyle w temacie wpływu religii na zdrowie fizyczne i psychiczne.
Jeśli masz zagadnienie: przyszłość da się sprawdzić w gwiazdach i reagujesz: dobra sprawdźmy czy są badania i podstawa teoretyczna żeby tak sądzić. To jest to postawa racjonalna. Reakcja: no to bzdura, przyszłość da się przewidzieć przez analizę życia rodziców. To jest postawa nieracjonalna. Chociaż to 2 może brzmieć sensownie to jeśli kończy się na tym, a nie na tym na jakiej podstawie się tak wnioskuje to jest to nieracjonalne podejście.
Po prosty Katolicyzm mnie nie interesuje.
Wiele religii np. Jehowi mają wpisane, że prześladowania są dowodem prawdziwości i oznaczają że koniec świata jest coraz bliżej więc trzeba bardziej mobilizować do ratowania ludzi przez zaszczepianie innym religii.
Bezrefleksyjne atakowanie bo my coś uważamy powoduje okopanie się w poglądach. Atakując konkretne aspekty możesz wyciągnąć kogoś nawet z fanatycznej sekty.
Mam wrażenie jakbyś doszukiwał się w moich słowach obrony konkretnej religii zamiast wypośrodkowanego podejścia. Religia powoduje zarówno szkodliwe jak i pozytywne aspekty. Wiele zależy od kontekstu i bazowego poziomu z którego wychodzimy.
Pozwolę sobie wybrać tylko kawałki Twojej odpowiedzi, bo w tym natłoku myśli niewiele jest niestety na temat.
Nadal uważam, że atakujesz chochoła. Nigdzie nie pisałem, że nie istnieją inne, potencjalnie równie szkodliwe jak religie, źródła bzdur.
Tym bardziej, że w zasadzie powtarzasz:
za mną:
Czemu po prostu nie napisałxś krótko: "zgadzam się"?
Nie przypominam sobie, żeby ktoś tu postulował zakazy (znowu atak na chochoła). Ale ciekawi mnie na czym opierasz takie przeświadczenie? Skoro porównałxś religię do palenia papierosów, pragnę zauważyć, że liczba palących od wielu lat spada, a spadek ten odbywa się to przy rosnącej liczbie miejsc publicznych, gdzie palenie jest zakazane oraz publicznych kampaniach zniechęcających do palenia (np. nakazie umieszczania obrzydliwych obrazków na opakowaniach papierosów). Swoją drogą, obecny spadek zaufania do Kościoła Katolickiego też odbywa się przy negatywnych kampaniach informacyjnych (tym razem prywatnych) np. o pedofili wśród kleru i jej ukrywaniu przez hierarchów.
Nie bardzo rozumiem, co próbujesz w ten sposób udowodnić. No to co, że jest różnica w budowie mózgu, między osobami o różnych poglądach?
Nie? Bo np. Ci wspomniani już przez Ciebie fani horoskopów z Czech nie narzucają nikomu poglądów. Czyli, wg. Ciebie, wiara w czytanie przyszłości z gwiazd jest racjonalna, bo fani horoskopów nie są fanatykami…
Mam takie brzydkie podejrzenie, że ta Twoja zupełnie nieracjonalna, rozpaczliwa obrona religii ma jakieś głębsze źródła:
Ucieczka od problemu?
Więc po 1 buddyzm przez swoich wyznawców często jest nazywana religią. Mają swoje obrzędy, a ta "filozofia" często narzuca jakie zasady mają w życiu np. w kwestii wystroju wnętrz. Byłxm kiedyś w takim mieszkaniu i miałxm okazje porozmawiać i posłuchać dlaczego miejsce do jedzenia jest w taki miejscu, dlaczego nie ma drzwi, z czego to wynika i jaką symbolikę za sobą niesie. Buddyzm zakłada wiarę w reinkarnację, no nie jest to zbyt naukowe podejście. Po za tym jest przywódca religijny który odradza się cyklicznie i wierzą że to jest cały czas ten sam człowiek. Jego słowa są obowiązującymi zasadami którymi powinni kierować się wyznawcy. Buddyzm jest właśnie tym ogniwem między religią a filozofią. Masz wiele różnych koncepcji bogów. Jedni postrzegają ich jako personalne istoty inni jako energia. Również wśród ludzi uważających się za chrześcijan. To o czym mówisz jest częsty błąd "jeśli coś uznajemy za pozytywne jest filozofią, to co negatywne religią". Rzeczywistość tak nie działa. Buddyzm ma normalne elementy kultu jak w każdej religii.
Podobnie ludzie wpadają w pułapkę, że sekta musi być koniecznie kultem religijnym i/lub personalny. Tymczasem seksta może skupiać się wokół jakiejś idei całkowicie prozaicznej, np. chęci wzbogacenia się czy dochodu pasywnego. Paradoksalnie kult może kręcić się nawet wokół ateizmu i nauki. Kult to jest postawa wobec pewnych pojęć, a nie chodzi o to czym to pojęcie jest. Obok nazizmu zapomniałeś dodać komunizmu z wyszczególnieniem stalinizmu. Stalin zrobił mauzoleum dla Lenina żeby ludzie mogli chodzić na pielgrzymki gdy sam Lenin chciał być pochowany w skromnym grobie. Kult Lenina, kult Stalina, a teraz mamy kult Putina. Rzymianie wprowadzali swoją kulturę na terenach okupowanych i wbrew temu co twierdzi sporo ludzi to nie do końca była tolerancja religijna. Podważanie wyższości bogów rzymskich było karane śmiercią. Sokrates był oskarżany o ateizm i w końcu został skazany na śmierć przez wypicie trucizny za podważanie ówczesnego systemu wartości. Po prostu imperia narzucają swoją doktrynę. Podobnie było w PRL, walczono ze wszystkimi religiami jednocześnie obchodząc święta komunistyczne. Nie zamierzam bronić narzucania czyiś poglądów bo zawsze jestem przeciwnikiem takiego podejścia. Zwracam uwagę, że religia nie jest sama w sobie czymś agresywnym. Nie każda religia po prostu zakłada konieczność nawracania wszystkich. To chęć nawracania wszystkich jest problemem. To właśnie obserwowaliśmy w ZSRR czy III Rzeszy. W 1 narzucano wszystkim brak religii, a w 2 forsowano okultyzm i powrót do pogańskich wartości. Celem Himmlera było budowanie świątyń pokroju Wewelsburga na coraz większą skalę i w końcu wyparcie chrześcijaństwa. Tam gdzie nie ma miejsca na negowanie jakiejś postawy mamy do czynienia z fanatyzmem, a nie nauką. Jedną z zasad nauki jest podważanie założeń w obszarach nie do końca wyjaśnionych. Bez tego nigdy nie powstałaby cała fizyka kwantowa, gdyż stała w opozycji do fizyki klasycznej. Jeśli zakłada się z góry że coś jest szkodliwe jest to wiara. Nauka nigdy nie jest pewna. To jest 99% nigdy 100%. Wyjaśnię na przykładzie ateizmu. Ateizm to jest brak wiary w boga. Gdy mamy na skali kogoś na 50% przekonany to uznaje że istnienie boga jest tak samo prawdopodobne jak jego nieistnienie. Gdy mamy kogoś w 100% przekonanego, że bóg istnieje to jest to fanatyk religijny, nie dotrą do niego żadne argumenty negujące. Pomiędzy 50 a 100 możemy spokojnie dawać argumenty i przekonywać w którąś stronę i te % wiary będą się zmieniać. 0% wiary to jest ktoś kto nigdy nie spotkał się z konceptem boga, nie potrzebował takiego wyjaśnienia. Teraz wystarczy spojrzeć na ateizm. Na uproszczonej skali dość dobrze wyjaśnia to Dawkins: https://youtu.be/B26DJATjmTE?t=456 Dawkins, uważany za twardego ateistę w 7 stopniowej skali uważa się za osobę na 6 miejscu, a nie 7 zgadnij dlaczego. 100% pewności to fanatyzm, a nie nauka. Jeśli masz co do czegoś pewność, oznacza że już przestałeś myśleć nad tym tematem już tylko wierzysz. Bez krytycyzmu własnych poglądów nauka nie istnieje. Naukowiec to z zasady ktoś kto nie ma własnych poglądów tylko skłania się wobec prawdziwości jakiejś koncepcji. Nauka mówi o tym, że wpływ wiary na życie człowieka jest niejednoznaczny. W pewnych sytuacjach jest szkodliwy, a w pewnych pomocny. Generalizacja jest nienaukowa i charakteryzuje parabole, przypowieści i inne elementy religii. Nauka bada konkret. Konkretne dane w konkretnej sytuacji, a nie rzuca ogólnikami opisującymi świat. Są postawy godne potępienia, są postawy godne naśladowania. Argument w stylu jakaś religia wierząca w bzdury zdominowała inną wierzącą w bzdury jest zwyczajnie bez sensu. To nie ma wpływu na ocenę merytoryczności czegokolwiek. Nauka mówi jasno: nie ma dowodów na życie po śmierci, więc najprawdopodobniej nie istnieje. Jeśli ktoś wierzy w coś takiego to jest to jego wybór. Nie jest wtedy twardym ateistą. Po prostu zastępuje wiarę w jednego boga wiarą w inny koncept czegoś nieprawdziwego. Czy to rozbudowuje dalej w wierzenia religijne czy nie nadal jest to taka sama postawa wiary. Osobiście łatwiej mi się rozmawia z ateistami w żałobie po czyjejś śmierci, bo z wierzącymi nie rozumiem ich konceptu. Filozofię od wiary różni sporo. W buddyzmie ludzie wierzą w reinkarnacje, wędrówkę dusz, jest to dogmat nadprzyrodzonych rzeczy. Religie również są systemami filozoficznymi. Np. kazanie na górze Jezusa jest zerżnięte właśnie z buddyzmu. Są ludzie którzy od chrześcijaństwa oddzielają mityczną otoczkę i traktują jako filozofię. To działa w każdej religii bo każda religia jest systemem filozoficznym. A tu masz konkretne założenie buddyzmu jako religii: https://education.nationalgeographic.org/resource/bud(...)uddhism/
Wiele razy słyszałxm frazes, że buddyzm to nie religia. Zależy od wariantu. Co więcej wiara w karmę i reinkarnacje doprowadziła w Indiach do wykluczenia społecznego niższych kast. Nawet dzisiaj to jest ogromny problem, a pobicia i zabójstwa osób z nizin społecznych nie są rzadkie przy jednoczesnej niechęci władz do ścigania tego typu przestępstw. Ten sam koncept, 2 różne następstwa. Bez względu na to czy uznasz buddyzm za filozofię czy religię jego założenia mogą prowadzić do niepożądanych efektów. Żeby nie szukać daleko w marcu 2012 roku w Meiktili buddyści zaatakowali muzułmanów, zginęło 40 osób. W Okkan spalono ponad 70 domów. Na Sri Lance buddyzm legitymizuje juntę wojskową. Na jakim świecie żyjesz? Kraje w których buddyzm był/jest dominujący nie były/są oazami spokoju i pokoju. Dołączanie do radykalnych odłamów religijnych jest równie szkodliwe jak dołączanie do świeckich grup radykalnych. Nie ma znaczenia czy to jest ślepa wiara w postać na chmurce czy w walkę klas jako jedyny sposób na równość społeczną. Nienaukowe jest podejście do tematu, a nie temat sam w sobie. Można naukowo badać dowody na istnienie jakiegoś konceptu (religijnego, społecznego, egzystencjalnego). Swoją drogą spotkałxm bardzo niewielu chrześcijan którzy uważali by że bóg istnieje w formie osobowej. Zwykle postrzegany jest jako siła sprawcza/energia która może przyjmować formę wizualną jak np. płonącego krzewu.
Powtórzę po raz kolejny. Religie są szkodliwe jednak z braku realnej alternatywy walka z nimi jako walka z samym konceptem jest zwyczajnie marnowaniem energii. Ludzie którym nic nie brakuje rzadko kiedy zwracają się w kierunku religii, teorii spiskowych, horoskopów i innych pierdół więc zamiast biadolić jakie to religie są złe lepiej pracować nad wyeliminowaniem przyczyn sięgania po religię. Zakazami czy bezrefleksyjną krytyką nic się nie zmieni.
Zakładanie, że wiara w jakąś religię sprawia, że ludzie tracą możliwość racjonalnego wnioskowania i mają skłonność do wiary w inne bzdury jest niezbyt trafiona. Ok. połowa studentów uczelni wyższych wyznaję jakąś religię (głównie chrześcijaństwo), jeśli chcesz powiedzieć no bo w Polsce to przecież większość to chrześcijanie więc połowa to ogromny wynik, to nie mówię o UK. Czyli 25-33% społeczeństwa deklaruje bezwyznaniowość. W PL nie ma nawet takich statystyk.
To jest mylenie korelacji z przyczynowością. Otóż ludzie słabiej wykształceni, z mniejszą świadomością własnej psychiki częściej sięgają po religię. Ludzie z dysfunkcji częściej szukają prostych rozwiązań, bo ich zasoby uwagi są wypełnione rozpaczliwymi próbami przetrwania, a nie filozofią na temat sensem egzystencji. Dlatego częściej sięgają po religie i teorie spiskowe w sposób fanatyczny. Nie jako filozofie i spojrzenie na świat tylko przyjmują dogmaty. Przyczyną wiary w bzdury nie jest religijność czy jej brak tylko bezrefleksyjność, szukanie prostych odpowiedzi na złożone pytania.
Były badania na temat różnicy mózgu osób o konserwatywnych i liberalnych poglądach. I tak są różnice. Mózgi ludzi o bardziej liberalnych poglądach zwyczajnie są mniej płochliwe. Nie reagują lękiem i agresją na nowości. W środowiskach ateizmu nie z wyboru tylko z urodzenia wiara w np. horoskopy ma się tak samo dobrze. Stąd mój poprzedni przykład z Czechami. Największą różnicą między Czechami, a Holandią nie jest stopień wiary w chrześcijaństwo (oba kraje są ateistyczne) tylko poziom życia (dochód per capita, stopień wykształcenia itp.). Wiara w religie jako przyczynę problemu jest dokładnie takim samym dogmatyzmem i założeniem a priori jak zakładanie że istnieje ziomek na chmurce co może gadać przez płonący krzew. Ktoś się naćpał albo dostał udaru i wydawało mu się że krzak przemówił. Ktoś spotkał chrześcijanina mówiącego głupoty i stwierdził, że to przez jego wiarę. To jest ten sam błąd poznawczy. Są czynniki biologiczne, społeczne, kulturowe powodujące wiarę w głupoty i religie. Religia nie implementuje wiary w głupoty, tak jak ateizm nie implementuje naukowego podejścia. Wiele razy spotykałxm ateistów negujących transeksualizm czy homoseksualizm używających dokładnie tych samych argumentów co osoby wierzące. Interpretacja religii jest odpowiedzią na oczekiwania wyznawców. Człowiek nie traci i nie zyskuje zdolności myślenia kiedy przyjmuje jakiś system etyczny. Nasze wybory to bardzo skomplikowane zjawisko. Wybory religijne to jeszcze większy poziom skomplikowania z mnóstwem różnych czynników.
Nie znam filozofii, modelu etycznego który byłby całkowicie wolny od szkodliwych wniosków. Nawet założenie, że właściwym jest zmniejszanie cierpienia ma pewne luki w swoich założeniach i nie odpowiada na pytania o moralność pewnych sytuacji. Po prostu każda idea jest możliwa do nadużycia. Dlatego to nie idee, a podejście do nich jest istotą racjonalizmu.
Pisząc obok siebie w dzisiejszym naukowym swiecie. Nie wierze w kreujesz paradoks. Tam gdzie jest nauka nie ma miejsca na wiarę, tam gdzie jest wiara nie ma miejsca na naukę. Twoja wiara w szkodliwość kultów jest taką samą wiarą jak wiara w kulty. Jeśli chcesz naukowego podejścia poczytaj sobie o potrzebie przynależności. W Polsce masz koło 200 zarejestrowanych związków wyznaniowych. Są w tym religie chrześcijańskie i nie chrześcijańskie które nie pobierają pieniędzy za pełnienie posługi.
Masz np. Rodzimy Kościół Polski który jak najbardziej organizuje święta i uroczystości. Na wszelkie inwestycje wpłaty są całkowicie dowolne. Głównie chodzi o to żeby wspólnie spędzić czas, wymienić się poglądami, czasem się pobawić i napić miodu pitnego. Jedni wierzenia biorą bardziej dosłownie inni mniej. Nie wiem co w tym szkodliwego, że np. ludzie w święto zmarłych (dziady) zamiast dołować się i myśleć o stracie spotykają się z innymi i podnoszą się na duchu, otrzymują wzajemne wsparcie i pocieszenie. Osobiście nie mam potrzeby wiary, ale jeśli komuś poczucie wspólnoty i kultu jest potrzebne to nie widzę w tym problemu.
Po prostu są kulty szkodliwe i są kulty pomocne. Mamy np. MONAR który przy pomocy wiary i wspólnoty wyciąga ludzi często z wieloletniego uzależnienia od narkotyków. Wydaje mi się, że świadectwa wielu ludzi którzy wyszli z nałogów jednoznacznie obala Twoje wierzenia odnośnie jednoznacznie negatywnych skutków wierzenia i wspólnoty.
Ciekawym konceptem jest też kościół Jedi. Nie wierzą oni w prawdziwość wydarzeń ze Star Wars ale przyjmują pewien system wartości i wierzeń. Realizują tak swoją potrzebę przynależności do grupy i nie widzę w tym nic złego. Dość dobrze obrazuje to mechanizm powstawania religii i na jakie rzeczy jest odpowiedzią.
Masz rzeczywiście rację, że pomieszałem tu 3 osobne rzeczy, zupełnie niepotrzebnie wprowadziłem w ten sposób chaos. Przepraszam. Poniżej postaram się je oddzielić.
1. O katolicyzmie
Olbrzymia część poglądów JP2 i tych – jak je nazwałem – bzdur to właśnie doktryna Kościoła Katolickiego. To nie jest polska specyfika, ani żaden "skrajnie konserwatywny odłam", że katolicyzm potępia aborcję, antykoncepcję, rozwody, homoseksualność, transpłciowość, seks pozamałżeński, a nawet seks w małżeństwie niesłużący prokreacji (np. stosunki analne), czy masturbację. Poczytaj sobie Katechizm Kościoła Katolickiego.
Zdaję sobie sprawę z tego, że znakomita większość katolików, również w Polsce, ma te katolickie zasady głęboko gdzieś. Nie jest to jednak, jak sugerujesz, dowód na to, że powyżej wymienione zasady katolicyzmu to jakieś konserwatywne wypaczenie katolicyzmu. To jest dowód na to, że katolicy powszechnie nie stosują się do zasad swojej religii (tam, gdzie jest im to wygodnie, no bo np. potępienie homoseksualności, czy transpłciowości większości katolików już nie przeszkadza). Przestrzeganie tych reguł, byłoby szkodliwe w pierwszej kolejności dla samych katolików. Czego, mam nadzieję, nie muszę Ci tłumaczyć.
Nie można też oddzielić katolickiej religijności od instytucji Kościoła katolickiego. Jeśli ktoś to robi, to nie jest katolikiem, tylko jakimś chrześcijaninem wierzącym po swojemu.
Nawet gdyby za dużą część tych toksycznych treści odpowiadał nie kto inny jak Papież-Polak (co nie jest prawdą), nie ma to znaczenia. Bo to jest część powszechnego katolicyzmu, a jakiejś jego polskiej wersji. Zauważ, że obecny Papież nie zmienił podejścia do tych spraw ani na jotę. Zmienił się tylko kościelny PR.
2. O "wojtylizmie"
Zdaję sobie sprawę z tego, że poza tą toksycznością, wynikającą z samego katolicyzmu, jest też nasz polski dodatek. Nie ma kraju, ani nie ma świętego, który byłby otoczony takim kultem jak Jan Paweł II. Myślę, że wynika to raczej z nacjonalizmu, a nie z religijności. Wojtyła był swego czasu jedynym symbolem oporu przeciw narzuconej przez Rosję władzy. Nacjonalizm, ani kult jednostki (innej niż Bóg w trzech osobach) nie są częścią katolicyzmu. Święci są czczeni o tyle, o ile prowadzą do Boga. Odnoszę wrażenie, że Wojtyła jest w Polsce czczony, bo wyprowadził Polski naród wybrany z ruskiej niewoli ;P Ten nacjonalistyczny rys polskiego katolicyzmu wychodzi od czasu do czasu np. w publicznych wypowiedziach bp. Jędraszewskiego, które momentami ocierały się o herezje.
Nie ten "wojtylizm" jednak krytykuję w katolicyzmie, bo wiem, że to jest nasze, "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne" od katolicyzmu. Katolicyzm głosi treści szkodliwe, sam w sobie, nawet bez tego kultu JP2.
3. O religiach w ogóle
Problem z religiami jest taki, że opieranie się na bzdurach tworzy wysokie ryzyko wyciągnięcia z nich bzdurnych wniosków. To nie musi być koniecznie szkodliwe, ale jest takie ryzyko.
Przyznam szczerze, że nie znam religii, która byłaby zupełnie wolna od ryzyka wyciągnięcia wniosków podobnie szkodliwych jak w przypadku katolicyzmu.