"Zadaniem rządu nie jest maszerować z najbardziej kontrowersyjnymi flagami, ale jak najlepiej definiować dobro publiczne. Dlatego uważam, że rząd powinien być aktywniejszy w sprawie in vitro, a niekoniecznie w sprawie związków partnerskich" - powiedział w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej"
minister Administracji i Cyfryzacji, Michał Boni.Boni powiedział gazecie, że państwo powinno stworzyć warunki do tego, by obywatele mogli mieć dzieci - przyznał też, że jest
zwolennikiem refundacji in vitro: "Potrzeba posiadania dzieci dotyczy wszystkich - biedniejszych i bogatych".
Co ze związkami partnerskimi? "Jestem zwolennikiem rozwiązań akceptowanych społecznie" - przyznał minister, dodając, że jednak część społeczeństwa dojrzała i rozumie potrzebę ustawy, ale część nie. "Więc może lepiej dalej dyskutować. Tak jak przy Funduszu Kościelnym. Po to, żeby wygasły nadmierne emocje" - podsumował Boni.
Przypomnijmy: minister Boni już
w zeszłym roku dał się poznać opinii publicznej jako osoba dość ostrożnie wyrażająca swoje poparcie dla związków partnerskich. "Trzeba jeszcze dłużej na te tematy porozmawiać, Polska jest krajem, gdzie przekonania różnego typu poszerzają swoje oddziaływania bardzo powoli. Ponieważ miejsce PO nie jest po lewej stronie, tylko w centrum, ludzie mają na ten temat bardzo różne poglądy i trzeba to uszanować" - mówił rok temu minister w Radiu TOK FM.
(md)
Nie lubię polityków, którzy swój program polityczny układają wyłącznie na podstawie wyników badań opinii publicznej, bo to rzekomo przełoży im się na późniejsze wyniki sondaży wyborczych.
Zauważcie, że jakikolwiek sensowny temat, który nie znajduje poparcie 2/3 wyborców (1/2 to za mało, bo część z nich i tak głosuje na SLD), kończy się rządowym (wypowiadanym przez D.Tuska lub jakieś poślednie usta) "to wymaga zastanowienia się"/"to wymaga dalszej dyskusji społecznej"/"społeczeństwo jest do tego przygotowane".
Gdyby zawsze chodziło o to, żeby wprowadzać wyłącznie zmiany pożądane przez 2/3 elektoratu, to Polska byłaby w głębokim g..., przy którym Grecja to przykład gospodarczego prosperity. Ciekawe, że właśnie w kwestiach gospodarczych PO nie stosuje się tak chętnie do "głosu ludu" (choć to mnie oczywiście cieszy; bycie dyskryminowanym w kraju-bankrucie byłoby jeszcze gorsze).
Nigdzie... I to mnie właśnie dziwi oraz lekko wkurza. Nie lubię polityków, którzy są "za a nawet przeciw". To już wolę Kaczyńskiego, który przynajmniej nie owija w bawełnę, "nie bo nie" i już!
Co w tym dziwnego że się z nim nie zgadzamy?
więc jest przeciwko nam ;o)
A kto by się za to rzeczywiście zabrał? RP może (mam nadzieję), bo w przeciwnym razie będziemy dyskutować tak długo, aż uwiąd starczy odbierze mi możliwość komunikacji werbalnej. :P