Stephan nie dawał znaku życia, za to zadzwonił do mnie Mitesh. Byłem w pracy, na telefonie z męczącym amerykańskim klientem ze Szwajcarii, męczącym, ale wartym (dla firmy, nie dla mnie) pół miliona dolców. Moja komórka leżała na biurku, na wyciągnięcie ręki, wciąż w nadziei na wieści od Stephana, ale nie mogłem wtedy odebrać. Na widok imienia Mitesha, które wyskoczyło na ekranie, moje źrenice się rozwarły. Zanim zdołałem się pożegnać z facetem ze Szwajcarii i odłożyć słuchawkę, telefon zabzyczał znowu - tym razem krótki bączek, wiadomość tekstowa. Przepraszam, jestem beznadziejny z odpowiadaniem na maile, pisał, jak leci, nie wyszedłbyś jutro wieczorem zaszaleć w Soho? Serce uderzyło mi mocniej. Straciłem jednego wspaniałego mężczyznę, ale wygląda na to, że inna zguba, też niczego sobie, zgłasza się z powrotem. Nie była to najgorsza nagroda pocieszenia.
Wybiegłem na klatkę schodową, wybrałem „oddzwoń”, gdy tylko zatrzasnęły się za mną drzwi. Odebrał, jego głos sprawił mi więcej przyjemności niż się spodziewałem. Pytał, czy mam plany na jutro, może chciałbym pójść z nim do Vauxhall albo na Soho, spędzić noc w barach i klubach, We could catch up. Jeśli z nim, to oczywiście, że chciałem, See you tomorrow. Wróciłem do biurka i uśmiechałem się przez resztę dnia. W trzewiach budziło się pożądanie, porzucone przez Stephana, teraz odnalazło nowy-stary obiekt.
Pierwsza noc z Miteshem w niczym nie przypominała przygód w sypialni Stephana, ale był skubany piękny jak skurwysyn, może naprawdę miał wówczas doła po rozstaniu, a skoro teraz się odzywa i chce łazić po klubach, to może właśnie mu przeszło, kto wie, ile naprawdę drzemie w nim energii. Skoro nagle się odezwał po kilku tygodniach, to może chce spróbować jeszcze raz. Pal licho naturę tego pragnienia. Czy mnie mimo wszystko tamtej nocy polubił, czy mu się jednak podobałem (może ma słabość do facetów z Polski, z Europy Wschodniej?), czy po tygodniach postu po tamtym rozstaniu czuje się napalony, chce się w końcu wyżyć i przeglądając listę kontaktów w telefonie trafił na mnie? Wszystko jedno, nie mogłem się doczekać, żeby go znowu zobaczyć, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Jeśli dobrze pójdzie i do czegoś dojdzie, to teraz będzie zdeterminowany, żeby się popisać i nadrobić wszystko, czym się nie wykazał za pierwszym razem? Zacząłem sobie natychmiast wyobrażać, że tym razem, w pełni sił, zrobi mnie tak porządnie jak Bala, co najmniej tak jak Bala.
Na Hounslow, gdzie spędziliśmy naszą pierwszą, mizerną noc, Mitesh mieszkał tylko tymczasowo. Teraz właśnie się przeprowadził do domu na Clapham Junction, wynajął tam pokój. Chciał, żebym przyjechał do niego po dziewiątej, wsiedlibyśmy w autobus i pojechali razem na Soho. Byłem tak podekscytowany, że nawet nie przyszło mi do głowy narzekać, choć w żaden sposób nie było mi po drodze. Soho było w połowie drogi ode mnie z Putney na Clapham Common, ale w Soho spotkalibyśmy się o godzinę później. Godzinę dłużej bym na to spotkanie czekał, o tę godzinę mogłoby trwać krócej. Godzina mniej towarzystwa pięknego mężczyzny – to prawie jak godzina mniej życia. Więc oczywiście pojechałem na Clapham Common.
Pobłądziłem w poszukiwaniu małej uliczki, przy której mieszkał, polazłem dużo za daleko za przejazdem kolejowy. Mitesh musiał wyjść i mnie odszukać. Z telefonami przy uchu odnaleźliśmy się w końcu i szeroki uśmiech na jego mocno zarysowanej, męskiej twarzy rozhulał motyle w moim brzuchu. Miał na sobie czarną kurtkę, która podkreślała szerokość ramion. Opięte rękawy przypominały o wspaniałych bicepsach w nich ukrytych. Mitesh był cholernie pięknym mężczyzną, utwierdziłem się w tym przekonaniu. Pragnienie, by zechciał jeszcze raz pójść ze mną do łóżka, już dzisiaj, tej nocy, brało mnie za zakładnika. Mitesh poprosił, żebyśmy jeszcze poszli na chwilę do niego – chciał się przebrać, założyć inny sweter.
Był to jeden z tych domów, które właściciele kupili z myślą o wynajmowaniu pokoi przejściowym lokatorom, nigdy nie interesując się tym, żeby całość była przytulnym miejscem do życia. Pokoje posiadały wszystko, co niezbędne – łóżko, szafa, kilka półek, biurko i krzesło – ale nic więcej, i bez śladu troski o estetykę czy wygodę. Przedpokój i kuchnia – sterylne, bezduszne i bez charakteru. Ale przybysze z daleka, w swoich pierwszych latach w Londynie, nie mogą sobie pozwolić na wybrzydzanie. „Wspólna” przestrzeń też nie była otoczona troską mieszkańców tego domu, była dla nich jedynie pasażem do małych enklaw prekarnej prywatności.
U Mitesha na jednej ze ścian wisiał dyplom – za zwycięstwo w turnieju kickbokserskim. Na jednej z półek zauważyłem też jakiś puchar, za inne zwycięstwo. Wróciłem wzrokiem do Mitesha, który właśnie zdjął sweter i podkoszulek, obnażając piękny tors i silne, twarde ramiona. Przeglądał szafę, nie mógł się zdecydować, a ja patrzyłem na niego, próbując nie dać po sobie poznać, że właśnie podniosła się we mnie fala gorącego pożądania.
Mitesh się rozgadał. Okazało się, że imprezował już minionej nocy. Poznał jakiegoś Litwina, który bardzo chciał z nim pójść do łóżka, więc gdy już wychodzili z klubu, Mitesh zaprosił go do siebie. Przyjechali nocnym autobusem, była już prawie trzecia w nocy. Spojrzałem na byle jak pościelone łóżko, serce ścisnęła mi zazdrość, że ktoś inny w nim był tak niedawno, w uścisku tych ramion, dociśnięty tym torsem, pod naporem pchnięć tych bioder. Mitesh tymczasem zdecydował się wreszcie na koszulę. Żal mi go, mówił dalej o Litwinie, śmiejąc się i zapinając guziki. Byłem tak pijany i zmordowany, że wciągnąłem go do łóżka, ale tylko razem zasnęliśmy. I was too drunk to fuck, spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem. Bardzo go zawiodłem, westchnął, był strasznie na mnie napalony. Szeptał mi do ucha, że odkąd mnie zobaczył we Freedom, tyłek go swędzi i nie zaśnie, dopóki go nie zrobię. Wtuliłem się w niego, całowałem mu szyję, pachniał czymś bardzo ładnym, i ocierałem się o niego, żeby mi stanął, ale byłem zbyt zmarnowany i zasnąłem tak z twarzą wtuloną w jego szyję.
Zaśmiałem się na głos, że niby mnie to bawi, a w duchu cholernie się cieszyłem, że ktokolwiek był niedawno w tym łóżku, nie dostał więcej niż ja ostatnim razem. Pchnięć tych bioder nie doświadczył. Skoro już u ciebie został na noc, trzeba było go przelecieć rano, jak się obudziliście, powiedziałem, w istocie po to, żeby się upewnić, że do tego też nie doszło. Obudziliśmy się późno, prawie w południe, Mitesh na to, i współlokatorzy się kręcili po domu, ktoś chodził tam i z powrotem, drzwi, skrzypienie schodów, tamta – pokazał w stronę sąsiedniego pokoju – gadała głośno przez telefon. Chyba go to speszyło, krępował się i nie był już w nastroju. Sorry to hear that, powiedziałem, nie panując nad uśmiechem. Wcale mi nie było aż tak przykro. A on się tobie podobał?, zapytałem. O tak, jest bardzo przystojny, trochę zniewieściały, nie taki jak ty, uśmiechnął się, podwijając rękawy koszuli, żeby odsłaniały przedramiona i kierowały uwagę na jego mięśnie. Ale bardzo przystojny, miałem na niego ochotę, do tego obudziłem się skacowany i z tym kacem byłem jeszcze bardziej napalony, chciałem się wyżyć. Niestety, dzielenie domu z obcymi ludźmi czasem nie sprzyja życiu seksualnemu. Moi współlokatorzy wiedzą, że jestem gejem, nawet jakby nas usłyszeli, to najwyżej się potem uśmiechną i powiedzą, że się dobrze bawiłem. Ale Litwin, jak już wytrzeźwiał trochę, to się od razu zrobił bardziej wstydliwy i się krępował, słysząc innych ludzi przez ściany.
Mój mózg próbował szybko analizować otrzymywane komunikaty. Lokatorzy wiedzą, że jest gejem i uśmiechają się, gdy sobie kogoś przyprowadzi. Zazdrościłem tego położenia. Sposób, w jaki się uśmiechnął i spojrzał, kiedy mówił, że w przeciwieństwie do Litwina nie jestem zniewieściały – wyglądało to na komplement, miało znaczyć, że jestem w opinii Mitesha męski, chyba. Podobam mu się, jestem męski, czyli jest mną wciąż zainteresowany? Nie udało mu się ostatecznie Litwina przelecieć, a miał ochotę, więc chodzi co najmniej od wczoraj spragniony i niewyżyty. To chyba podnosiło moje szanse na some action dziś w nocy, jeżeli w Soho ktoś inny mnie nie wygryzie. Gorzej, że Mitesh mówił o tym wszystkim tak otwarcie; może nasz nieudany pierwszy raz na zawsze przesunął mnie do rzędu potencjalnych przyjaciół, ale już nigdy nie kochanków. Do rzędu tych, z którymi się o tym rozmawia, ale się tego nie robi. Niezależnie od tego, co mu tam wtedy napisałem w mailu, oczywiście sto razy bardziej wolałem być jego kochankiem i poczuć wreszcie siłę pchnięć tych wąskich bioder i płaskiego, twardego jak spiż brzucha, niż zostać tylko przyjacielem i wysłuchiwać, jak bardzo chciał przelecieć kogoś innego.
Wyperfumował się Dolce & Gabbaną, na plecy zarzucił z powrotem czarną kurtkę i byliśmy gotowi do wyjścia. Jesteś głodny?, zapytał. Nie byłem, jadłem przed wyjściem, ale nie miałem nic przeciwko, gdyby on chciał po drodze gdzieś się zatrzymać i coś zjeść. Zahaczyliśmy więc o lokalny, prowadzony przez Pakistańczyków fast food serwujący burgery z kurczakiem. Mitesh mówił niemal całą drogę. Może jak będzie starszy, to wróci do Indii, ale teraz chce być w Londynie, bo chce się wyszaleć, chce się bawić i sypiać z facetami, póki jest młody i przystojny. Wiem, że jestem przystojny, wiem, że się podobam facetom, kobietom też, dodał, nie przejmując się tym, że zaczyna brzmieć narcystycznie. Nie przeszkadzało mi to, miał rację, mnie też się podobał, niech sobie będzie zadufany w sobie, nawet bardzo, byle tylko chciał mnie przelecieć, najlepiej już dzisiaj. Bałem się zabrzmieć jak desperat, ale musiałem wykorzystać ten moment, żeby rzucić, niby bezinteresownie, tak naturalnie, jak tylko potrafię: It’s true, you are very goodlooking. Żeby nie przestało być jasne, że mnie też się cały czas podoba. Na szczęście język angielski pomagał mi i w tym – w powiedzeniu innemu mężczyźnie, że jest bardzo przystojny, że mi się podoba. Kiedyś, po polsku, było to bardzo trudne.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy własnego głosu w Internecie. Daliśmy radę przez 24 lata - z Waszą pomocą przetrwamy także ten ciężki okres. Równocześnie utrzymanie takiego projektu jeszcze nigdy nie było tak trudne.
Zobacz jak wspomóc QUEER.PL
Mitesh nic nie powiedział, nawet fałszywie skromnego thank you, skinął tylko głową, jakby usłyszał najbardziej naturalną oczywistość, coś, co mu się należało, a nie komplement z ust kogoś, kto poniekąd odsłonił przed nim kawałek swoich, nie bójmy się tego słowa, uczuć. Pożądanie też uczucie. Czyżby jednak był kompletnym, aroganckim narcyzem? Mówi się trudno. To podejrzenie ani na jotę nie zmniejszało mojego pragnienia, żeby mnie dziś w nocy przeleciał i pozwolił zasnąć w swoich ramionach sportowca, takiego z pucharami i dyplomami. A potem przeleciał jeszcze raz nad ranem; nawet jeśli jego współlokatorzy będą się kręcić za drzwiami i rozmawiać głośno przez telefon, nie zamierzałem robić z tego problemu.
Wsiedliśmy w autobus. Mitesh upewnił się u kierowcy, że dojedziemy nim tam, dokąd chcemy i zamiast podziękowania rzucił swoje cheers, mate. Często używał tej frazy – tym razem jego głos zabrzmiał tak miękko i seksownie, że zapragnąłem rzucić mu się natychmiast do ust i wepchnąć w nie język, żeby ten seksowny głos tam złapać i się go uczepić. W głębi, prawie na końcu, znaleźliśmy dwa wolne miejsca, mogliśmy usiąść razem. Mitesh na dobre wkręcił się w opowieści o sobie samym jako obiekcie pożądania, i nie przeszkadzało mu, że ludzie za i przed nami mogli go słuchać. Trochę ponad dwa tygodnie temu poznałem tego faceta, nawijał, jest naprawdę super hot, ma na imię Tel, short for Terence. Ja też mu się podobam, wiem, bo mi powiedział, bardzo mu się podobam. I poszliśmy nawet raz do łóżka, i nie było jak z tym Litwinem, we had sex, properly.
Odniósł się tylko do nieskonsumowanej nocy z Litwinem, przeskoczył w swoim porównaniu wszystko, co zaszło między nami. Celowo czy niecelowo? Jak to rozumieć? Zbierałem rozsypujące się myśli: czy ten nasz, bądź co bądź, stosunek, nienajlepszy i rozczarowujący, ale jednak stosunek seksualny, został przez Mitesha odsunięty w niepamięć? Czy też może „nie jak z Litwinem” zawierało w sobie założenie, że z Litwinem było inaczej niż ze mną? Z Telem było „nie jak z Litwinem”, to znaczy było jak ze mną? Hm, czyli wciąż tak sobie.
Potem chciałem się z nim dalej spotykać, ciągnął Mitesh, zadzwoniłem do niego, ale on się wdał w takie długie rozmowy, nie jedną, ale dwie w sumie, wieczorami, prawie dwie godziny za każdym razem. W końcu stwierdził, że ma bardzo wysokie wymagania i że to się nie uda, nie ma sensu –
Czyli było tak jak ze mną, pomyślałem. Mitesh okazał się beznadziejny w łóżku, pewnie znowu się zawiesił, a Tel ma duże wymagania, czyli chce być dobrze zerżnięty, jak już złapie jakieś ciacho – a nie tylko faceta, który zachwycająco wygląda, a potem niewiele z tego w łóżku wynika. Nic nie mówiłem, a Mitesh ciągnął dalej.