Sojusznictwo to bardzo istotna obecnie kwestia. Czy może być ono warunkowe? Kogo możemy nazywać naszymi sojuszniczkami i sojusznikami? Porozmawialiśmy o tym z Agnieszką Ziemińską, prezeską organizacji Queer UW z Uniwersytetu Warszawskiego, a także o innych studenckich organizacjach LGBTQ oraz o gender studies.
Queer.pl: Działacie już od 10 lat. Czy mogli_łybyście wskazać, co uważacie za swój największy sukces w tym czasie?
Agnieszka Ziemińska, Queer UW: Hmm, to trudne pytanie, bo udało nam się zorganizować kilka naprawdę ciekawych konferencji i mnóstwo innych wydarzeń, zaprosić na UW wiele interesujących gości i gościń. Ale myślę, że dorzuciłyśmy sporą cegiełkę do widoczności zarówno osób LGBTQIA jak i badań o tematyce queerowej na Uniwersytecie. Na dobre zadomowiłyśmy się w przestrzeni UW, mimo że nieraz tę przestrzeń trzeba było wyszarpywać (dla przykładu - podczas rejestracji Queer UW pod bramą Uniwersytetu odbywały się protesty). Dzisiaj trudno mi sobie wyobrazić Uniwersytet bez Queer UW. Przygotowałyśmy też dwie edycje badania na temat sytuacji osób LGBTQ studiujących na UW, które naświetliły problemy, z którymi stykamy się na uczelni (raporty z obydwu badań są dostępne na naszej stronie queer.uw.edu.pl)
Wesprzyj Queer.pl - najstarszy portal LGBT w Europie
Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy własnego głosu w Internecie. Daliśmy radę przez 24 lata - z Waszą pomocą przetrwamy także ten ciężki okres. Równocześnie utrzymanie takiego projektu jeszcze nigdy nie było tak trudne.
Zobacz jak wspomóc QUEER.PL
Jakie jest Wasze zdanie, jako pierwszej takiej studenckiej organizacji w Polsce, na temat powstawania kolejnych inicjatyw tego typu? Śledzicie może działania krakowskiego TęczUJ lub powstanie ostatnich organizacji w Opolu i Poznaniu? Jesteście chętni_e na ewentualną pomoc czy współpracę?
Bardzo się cieszymy! Chciałabym, żeby queerowe organizacje studenckie były na każdej uczelni w Polsce. TęczUJ robi naprawdę fantastyczne rzeczy, przyznam, że o działalności organizacji z Poznania i Opola wiem mniej, ale wszystkim mocno kibicuję i liczę, że będą powstawały organizacje na kolejnych uczelniach. Oczywiście zawsze jesteśmy chętne na nawiązanie współpracy i gotowe pomóc tak jak możemy.
Jeśli chodzi o TęczUJ, to jakiś czas temu zrobiło się głośno na całą Polskę o ich akcji z wprowadzeniem specjalnej nakładki, która umożliwia osobom transpłciowym i niebinarnym używanie w systemach uczelnianych swoich prawdziwych danych. Co o niej sądzicie? Czy pojawiły się głosy, że powinniście starać się o podobną rzecz na UW? Jak podchodzicie do takiego pomysłu?
Nakładka dla osób trans i niebinarnych w systemach uniwersyteckich to ogromny sukces TęczUJ, bardzo się cieszę, że udało się to osiągnąć. Próbowałyśmy dwa-trzy lata temu działać w tej kwestii na UW, ale niestety odbiłyśmy się od ściany. UJ dał innym uczelniom dobry przykład, jak ułatwić osobom trans funkcjonowanie w tych systemach, także na pewno wrócimy w najbliższym czasie do tematu na naszej uczelni.
Sojusznictwo jest jednym z najważniejszych elementów dla walki osób LGBTQ o nasze prawa. Co ogólnie sądzicie na temat sojusznictwa osób heterenormatywnych w Polsce?
Mamy w Polsce trochę naprawdę fantastycznych osób sojuszniczych, pokazał to np. ostatni proces o tęczową Maryję. Potrzebujemy więcej takich sojuszniczek jak Anna Prus, Elżbieta Podleśna i Joanna Gzyra-Iskandar. Ich mowy końcowe w procesie, ale przede wszystkim akcja były pięknym pokazem solidarności i bezwarunkowego wsparcia dla osób LGBTQIA. Warto też wspomnieć organizację sojuszniczą My Rodzice, tworzoną przez rodziców osób LGBTQIA, która zajmuje się m.in. edukowaniem innych rodziców nieheteronormatywnych dzieci - to bardzo ważne, bo brak wsparcia czy wręcz odrzucenie przez rodzinę to poważny problem, który dotyka dużą część naszej społeczności. Ale mówiąc bardziej ogólnie, to niestety to sojusznictwo w Polsce bywa warunkowe - często widzę osoby używające rzekomego sojusznictwa do dyscyplinowania osób LGBTQIA, do prób narzucania nam akceptowalnych (ich zdaniem) ram walki o nasze prawa. Trzeba doceniać przejawy sojusznictwa i przychylne nam osoby, ale też nie powinnyśmy dać się tym sojusznictwem szantażować.
Czy uważacie, że podejście „wszystko albo nic” jest słuszne? Są osoby, które wspierają gejów czy lesbijki, jednak podchodzą z pewnym dystansem do osób transpłciowych czy niebinarnych. Jak Waszym zdaniem należy traktować takich ludzi, którzy z jednej strony chcą być nazywani sojusznikami_czkami, a z drugiej to ich wsparcie nie jest pełne?
Szczerze mówiąc, nie podoba mi się takie ujęcie problemu. Dlaczego “kompromis” między wszystko albo nic miałby oznaczać pewne prawa dla osób LGB i pominięcie osób trans i niebinarnych? Dlaczego nie miałby oznaczać priorytetyzowania właśnie osób trans?
W jaki sposób należy zjednywać sobie sojuszników_czki? Czy w ogóle jest to dobry pomysł, aby przekonywać kogoś do wsparcia? Jeśli tak, to jak mogłoby to wyglądać?
Sojuszniczki są ważne, ale nie mogą być ważniejsze od osób z naszej społeczności, a zwłaszcza od osób trans i niebinarnych, które są w Polsce w szczególnie trudnej sytuacji. Musimy się wzajemnie wspierać, być solidarne ze sobą nawzajem, a nie oglądać się na to, czy możemy coś ugrać kosztem części z nas. Dlatego niepokoją mnie próby spychania osób trans i niebinarnych na margines wewnątrz społeczności LGBTQIA i ruchy takie jak Koalicja LGB, które postulują oddzielenie się od osób trans.
Ostatnio miał miejsce pewien rozłam w środowisku lewicowym w związku z transfobiczną wypowiedzią jednej z działaczek Partii Razem. Jaka jest Wasza opinia w tej sprawie? Czy odpowiednim podejściem jest jednoznaczna krytyka, ale także niejako „skreślenie” od razu całej partii, co uczyniły niektóre organizacje czy aktywiści_stki?
Nie możemy się godzić na transfobię, zwłaszcza w przypadku partii, która deklaruje wsparcie dla społeczności LGBTQIA. To, że Razem pojawia się na Paradzie i Marszach Równości, ma równościowe, ważne dla nas postulaty, nie oznacza, że mamy być wdzięczne i siedzieć cicho, kiedy zrobią coś złego. Trzeba też zaznaczyć, że nie chodzi tu o jedną transfobiczną wypowiedź tylko o działaczkę, która od dłuższego czasu pogardliwie wypowiada się w Internecie o osobach trans i niebinarnych (oraz pracujących seksualnie, nie zapominajmy o tym!).
Osoby nieheteronormatywne, sympatyzujące z Razem, głosujące na nich, mają prawo czuć się oszukane i rozgoryczone. Budująca jest postawa młodzieżówek i regionalnych oddziałów Razem, które jednoznacznie odcięły się od transfobicznej postawy Urszuli Kuczyńskiej, chociaż trzeba zaznaczyć, że zdecydowana większość z nich kompletnie zignorowała kwestię osób pracujących seksualnie, które też są tu stroną pokrzywdzoną. Urszula Kuczyńska ostatecznie przestała też pełnić funkcję asystentki społecznej posła Koniecznego, co mam nadzieję jest znakiem, że Razem wykazuje chęć poprawy, ale to chyba pokaże czas. Oczekiwałabym jednak, że osoby związane z Razem, które początkowo broniły działaczki przeproszą publicznie i pokażą, że rozumieją wagę problemu - to się nadal nie wydarzyło.
Dużym zawodem jest też postawa wielu osób z lewicy, które broniły UK. Nie mam wątpliwości, że gdyby jakaś działaczka czy działacz lewicy regularnie lajkował w mediach społecznościowych treści seksistowskie, rasistowskie, może nawet homofobiczne, to reakcja byłaby szybka i dużo bardziej zdecydowana. Niestety, w przypadku transfobii łatwo je zlekceważyć jako “lajkozbrodnie”, bo nawet w wydawałoby się równościowych środowiskach jest przyzwolenie na transfobię.