Uwielbiamy Marsze Równości i od 15 lat przekonujemy Was do udziału w nich. W tym roku głos chcielibyśmy oddać osobom, dla których tęczowe marsze i parady są czymś wyjątkowym, spojrzeć na nie ich oczami i przeżyć je razem z nimi.
- Radek Oliwa-
Na swój pierwszy marsz - był to krakowski "Marsz Tolerancji" w 2004 roku - pojechał, bo wkurzył go drwiący ze społeczności LGBT komentarz dziennikarki TVN Justyny Pochanke. Od tego czasu był już na 30 marszach i paradach w Polsce. W zeszłym roku - trochę z rozpędu - został współorganizatorem Marszu Równości w Rzeszowie - pierwszego marszu społeczności LGBT na "ścianie wschodniej". To dzięki jego staraniom poparcie dla marszu wyraziła Agnieszka Holland, Cynthia Nixon czy Kayah a Rzeszów mógł się pochwalić największą tęczową "sektorówką" w Polsce! Poznajcie Kubę Gawrona, który współtworzy Marsz Równości na Podkarpaciu.
Kuba to młody facet, który od urodzenia mieszka w Rzeszowie i choć skończył socjologię, to pracuje jako administrator baz danych w branży lotniczej. Rozmawialiśmy na kilka dni przed drugą edycją marszu. Z powodu niepełnosprawności utrudniającej Kubie mówienie, umówiliśmy się na jednym z komunikatorów internetowych. W "realu" mieliśmy okazję się spotkać w ubiegłą sobotę na "jego" marszu.
Zawsze, gdy spotykam ludzi, którzy inwestują swój wolny czas, dużo energii i przede wszystkim emocji w tzw. pracę społeczną, zawsze interesuje mnie ich motywacja. Często jest to chęć zaistnienia w przestrzeni publicznej. Kuba to skromny człowiek, który rzadko pojawia się w pierwszym rzędzie. Gdy wspomina pierwszy marsz, w którym uczestniczył w Krakowie w 2004 roku przypomina mu się zgryźliwy komentarz Justyny Pochanke podczas zapowiedzi krakowskiej demonstracji. "Tu nie będzie tak słodko" - skomentowała wówczas obraz całującej się pary mężczyzn na jednej z zagranicznych parad. "To właśnie pod wpływem nagonki tzw. liberalnych mediów wściekłem się i przyjechałem do Krakowa". No zaczęło się. W sumie uczestniczył w kilkunastu paradach i kilkudziesięciu marszach. Śmieje się, że jego "największym osciągnięciem, było przebicie się do mediów z transparentowym hasłem NIE BOIMY SIĘ HUSARII NA KUCACH". Gdy przeszła mu wściekłość na liberalne media pojawiły się inne emocje i pojawili się ludzie, których poznawał jeżdżąc po kraju. "Mamy wspólne przeżycia i emocje - radość z powodu ponownych spotkań, wiarę w to, że lepszą przyszłość trzeba sobie wychodzić oraz trochę niepokoju z powodu zachowania kontrdemonstrantów, polityków oraz policji spisującej za tęczowego orła. No i oczywiście dumę i radość z powodu przełamania strachu" - opowiada. Mówi o swojej przyjaźni z Bartkiem Staszewskim - filmowcem i działaczem LGBT. Wspomina także o Alicji Kubiak z Poznania. "To taka marszowa mama. Ma w sobie niesamowicie dużo ciepła i miłości. Ilekroć się widzimy, ściskamy się bardzo długo i robimy sobie selfiki".
W zeszłym roku sam zadebiutował jako współorganizator marszu - pierwszego na "ścianie wschodniej". Nikogo nie tęczowe demonstracje w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu czy w Warszawie, ale na Podkarpaciu? W twierdzy Prawa i Sprawiedliwości?! Tak naprawdę trochę nie wiedział w co się pakuje i przyłączył się do grupy, aby jakoś pomóc. "Myślałem, że wchodzę do zorganizowanej organizacji, tymczasem wszystko trzeba było zrobić od zera i uczyć się w biegu" - mówi Kuba. Gdy pytam, czego najbardziej się obawiał mówi, że agresji, słabej frekwencji ale także tego, że idea marszu padnie z powodu wewnętrznych konfliktów. "Nadmiar energii i ambicji są chyba typowe dla debiutujących marszów" - analizuje.
Kuba zajął się reklamą marszu - prowadził stronę, social media i zaprojektował logo. To właśnie z jego inicjatywy w mediach społecznościowych pojawiały się wyrazy wsparcia dla marszu od takich osób jak Boy George, Agnieszka Holland, Klementyna Suchanow, Mikołaj Milcke, Renata Kim, Bartek Staszewski, Monika Rosa, Kayah, Claudia Roth, Ska Keller czy Terry Reintke. Dzięki pomocy Omara Sangare - aktora pochodzącego z Podkarpacia - udało się także zdobyć poparcie znanej z "Seksu w Wielkim Mieście" Cynthii Nixon. Zresztą Omar był wyjątkową osobą dla marszu i dla Kuby. Urodzony w Stalowej Woli artysta nie tylko pomagał w promowaniu rzeszowskiej demonstracji, ale przyleciał specjalnie z Nowego Jorku, aby w nim uczestniczyć.
Marsz był strzałem w dziesiątkę! W pierwszym masowym wydarzeniu LGBT w historii Podkarpacia wzięło udział sporo ponad 1.000 osób. Nie obyło się oczywiście bez ataków agresywnych kontrdemonstrantów i folkloru grupki modlącej się za grzechy demonstrujących, ale 13 lat po pierwszej Paradzie Równości także do stolicy "prawicowego" Podkarpacia zawitała wreszcie tęcza. "Trudno mi było uwierzyć, że to się rzeczywiście dzieje i że po części także ja przyczyniłem się do tego kolorowego tłumu z wieloma znanymi gośćmi na ulicach mojego Rzeszowa" - wspomina Kuba.
W 2019 rzeszowska ekipa zebrała się, aby przygotować kolejny, drugi już marsz. Mimo wyczerpania na spotkaniu pojawił się także Kuba. Tym razem napędzała go odpowiedzialność za podkarpacki „Pride“, trochę strach przed tym, że może się nie odbyć, ale także wiara w to, że "ciężka, cierpliwa oddolna praca jest jedyną dostępną drogą do osiągnięcia większej akceptacji społecznej oraz korzystnych rozwiązań prawnych Poza tym chciałbym mieć czyste sumienie w czasach, gdy zamiast brać śluby będziemy się bić laskami o miejsce w kolejce do kranu" - dodaje, zwracając uwagę na kryzys klimatyczny, który pojawia się jako temat na marszach równości.
Tym razem Kuba nie tylko zajął się mediami lecz także rękodziełem :-) Dzięki niemu powstała największa w Polsce tęczowa sektorówka (mierzy 4x36 m, czyli 144 m2)! Na 18 dni przed wybucha bomba. Prezydent Ferenc zakazuje Marszu Równości! Organizatorzy byli jednak przygotowani na taką możliwość i z pomocą grupy prawnej KPH odwołali się od decyzji. II Marsz Równości odbył się w zaplanowanym terminie, choć przeszedł zmienioną trasą (ratusz argumentował podniesionym ryzykiem przez imprezę, które równolegle odbywała się w mieście).
Tym razem na tęczowym moście im. Narutowicza pojawiło się blisko 800 osób. Do Rzeszowa przyjechały wspaniałe mamy z My Rodzice oraz ludzie z Komitetu Obrony Demokracji. Przybyło bardzo dużo dumnej i pozbawionej kompleksów młodzieży. Nie zabrakło też partii, które deklarują wsparcie dla LGBTQ jak Razem, Wiosna, SLD czy Zieloni. Była wspaniała głośnia muzyka, która bardzo się przydała, żeby zagłuszyć wulgarne okrzyki "kontrmanifestacji". Była także gigantyczna "sektorówka" Kuby, którą jego ekipa rozwinęła w ciągu 10 sekund - widziałem to na własne oczy. Przede wszystkim byli jednak ludzie tacy jak Kuba, którzy z drugiego rzędu całym tym zamieszaniem kierują. Wbrew wszystkiemu.
"Kuba jest sercem i mózgiem naszego marszu. To jego zaangażowanie i determinacja kształtują nasze działania. Dzięki niemu w zeszłym roku ruszył I Marsz w Rzeszowie. On pisał i prosił o wsparcie marszu. Wszystko sprawdza, żeby było zapięte na ostatni guzik. Świetny organizator i koordynator" - mówi Agnieszka Itner, współorganizatorka marszu w Rzeszowie.
O Kubę zapytałem także Magdę Dropek z Fundacji Równość.org.pl, która od początku pomagała przy podkarpackim marszu. "Nie ma rzeczy niemożliwych. Pamiętam, gdy w 2017 roku rozmawialiśmy z ludźmi LGBT w Rzeszowie i pytaliśmy czego chcieliby więcej w mieście? Wydarzeń LGBT? Pokazów filmów? Integracji? Jedna odpowiedź dominowała: Marsz, marsz, marsz... Mnie wydawało się to nieprawdopodobne, by w tak krótkim czasie i nie ma co ukrywać, niesprzyjających warunkach, zrobić Marsz Równości. Kuba się uparł, wszystkiego się dowiadywał, nauczył sam. Dla mnie obserwowanie jak się przy tym rozwija było niesamowite i bardzo budujące. Zeszłoroczną przemowę Kuby odczytał jego kolega. To był poruszający coming out. I dzięki Kubie pewnie takich coming outów w Rzeszowie było więcej".
A jak sam Kuba widzi swoje zaangażowanie?
"Zawsze byłem cichy, układny i wycofany z powodu swojej niepełnosprawności - niedosłuchu utrudniającego mi werbalną komunikację. Nie miałem odwagi do dużych zmian w życiu, nawet do wyjazdu do innego miasta za pracą. Raczej brałem to, co mi dawało życie niż nim kierowałem. Ostatnio to była szansa na pomoc przy organizacji pierwszego marszu równości w Rzeszowie. I okazało się, że potrafię zrobić trochę więcej rzeczy niż bym się spodziewał po sobie."
Historię Kuby poznajemy dzięki Sprite, w ramach kampanii „I love you hater”
Sprite wierzy w autentyczność i różnorodność, bo bycie sobą jest konkretnie orzeźwiające. Chcemy świętować wolność i prawo do wyrażania siebie, bez względu na płeć, wygląd, poglądy polityczne, religię, czy kolor skóry.
Hejt i brak równego traktowania dla osób, które się od nas różnią, to przejaw dyskryminacji. Dlatego Sprite aktywnie wspiera lokalne marsze równości oraz przygotował limitowaną edycję puszki z tęczowym logo.
NIECH GADAJĄ. ŻYJ RZEŚKO.
#iloveyouhater