Strona główna Aktualności Społeczność
Profile Grupy Miejsca Wydarzenia Wsparcie
Ogłoszenia
Towarzyskie Pokoje i mieszkania Praca Ogłoszenia drobne Edukacja Pozostałe Dodaj
Queeroteka
Książki Filmy i seriale Quizy Patronat Queer.pl
Magazyn
Artykuły Galerie Tematy Tagi
Kontakt Reklama Regulamin
Queer.pl Portal osób LGBT+
Menu
Logowanie Rejestracja
Magazyn
Artykuły Galerie Tematy Tagi
Środa, 31.07.2013 12:07

Spowiedź

Podziel się (0) Tweetnij Skomentuj (12)
Podziel się (0) Tweetnij Skomentuj (12)

Wywiady Repliki: Wojciech Skrodzki

O sześćdziesięciu latach zmagań z Bogiem i z homoseksualizmem, o adoptowanych synach, o warszawskich pikietach i o nowym życiu w Lambdzie z krytykiem sztuki Wojciechem Skrodzkim rozmawia Mariusz Kurc

W 2012 r., w wieku 77 lat, zapisałeś się do Lambdy Warszawa. Dlaczego postanowiłeś zostać działaczem LGBT?
Działaczostwo przyszło później. Na początku poszedłem do Lambdy po pomoc.

Jaką?
Psychologiczną. Nie dawałem sobie rady z homoseksualizmem. Byłem krwawym ochłapem człowieka. Od lat w depresji. Dłużej już nie mogłem żyć w zakłamaniu.

Lambda pomogła?
Po jakichś sześciu miesiącach sesji z psycholożką Renatą Romanowską zacząłem czuć się lepiej. Cały ten ciężar jakoś odpłynął.

Wcześniej dusiłeś w sobie to, że jesteś gejem?
Mniej lub bardziej, miałem różne etapy. Nie bez związku z religią. W wieku 17 lat, w klasie przedmaturalnej, zdałem sobie sprawę, że jestem homoseksualistą i że ta moja kondycja skazuje mnie na totalny konflikt zarówno w aspekcie ludzkim, jak i boskim. Ty mnie skazałeś na potępienie, więc cię odrzucam – powiedziałem Bogu w kościele. I odrzuciłem go. Moi znajomi z kręgów katolickich, którzy nie wiedzieli oczywiście o mojej homoseksualności, uznali, że uległem sowieckiej propagandzie.

Jednocześnie zaakceptowałeś siebie, tak?
Nie do końca. W czasie studiów, na historii sztuki Uniwersytetu Warszawskiego, żyłem w zawieszeniu. Pamiętam przyśpiewkę studencką z tamtych czasów: „Nas jest dwunastu, was jest dwunastu, więc założymy klub pederastów”. Słuchałem z głupią miną, bo nie mogłem pokazać, że mnie to boli. Łudziłem się, że gdyby trafiła się odpowiednia dziewczyna, to może udałoby się ten homoseksualizm przełamać. Bzdura! Nie robiłem w każdym razie nic, by poznać jakiegoś faceta. To zdarzyło się dopiero po studiach.

Jak?
W październiku 1959 r. poszedłem po raz pierwszy na pikietę. Wiesz oczywiście o tym blaszaku na Placu Trzech Krzyży, prawda? Orale odbywały się w jakichś koszmarnych sraczach, albo w krzakach. To było dno ludzkiego upodlenia.

Plac miał tę zaletę, że wokół było dużo sklepów z wystawami, można było udawać, że się te wystawy ogląda i w ten sposób czekać na faceta do poderwania.

Były jeszcze łaźnie. Jedna – na Chmielnej przy Brackiej, z dwoma kabinami dwuwannowymi. Można się było umówić i wynająć kabinę. No, chyba, że ktoś miał wolną chatę, ale ja nie miałem, poza tym to zawsze było ryzykowne.

Druga łaźnia to osławiona Mesalka vis a vis Kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. W środy od 9 rano do 12 Mesalka była tylko dla homo.

Skąd o tym wiedziałeś?
To po prostu się wiedziało. Mesalka wyglądała niesamowicie: ogromna podziemna przestrzeń, baseny, kabiny, mrok, jakieś reflektory gdzieniegdzie i przechadzający się nadzy faceci. Pamiętam też specjalną ławę do masażu. Słyszałem, że jak się masażyście da dodatkową forsę, to wyciąga bat i leje, całe rytuały sadomasochistyczne podobno tam odchodziły.

Co jeszcze? W bibliotece uniwersyteckiej, w toalecie, nad rzędem pisuarów były ogłoszenia. Np. „Szukam faceta do 27 lat, czekam tu i tu tego dnia”. Dwa razy stawiłem się w ustalonym miejscu i o ustalonej porze, ale nikt nie przyszedł. No i jeździło się do Łowicza, wiesz o tym?

Po co do Łowicza?
O ile było cię stać na hotel. Dla ludzi takich jak ja, czyli z zameldowaniem warszawskim, wynajęcie hotelu w stolicy było zakazane. Z poznanym facetem wsiadało się wieczorem w ostatni pociąg do najbliższego hotelu, który był w Łowiczu.

I rano powrót do Warszawy?
Ja tylko raz tak obróciłem, ale to był cały zwyczaj. Ten mój facet rano wrócił do Warszawy, a ja polazłem oglądać kolegiatę łowicką i tam przeżywałem mistyczne uniesienia. Całe życie wadzę się z Bogiem i całe życie jestem zafascynowany sacrum.

A pikieta na Dworcu Centralnym?
Wtedy jeszcze nie było Dworca Centralnego! Pikieta była też pod hotelem Bristol, ale raczej tylko dla ludzi z większą forsą, z układami towarzyskimi – nie dla mnie. Podobno faceci bierni w seksie przechadzali się pod Bristolem z palcem w klapie marynarki. Ja tam nie przestawałem, ale w samym Bristolu spotkała mnie pewna przygoda.

Opowiesz?
To było w maju 1961 roku. Jeden z moich profesorów poprosił, bym zaniósł coś dla Paula Cazina, który zatrzymał się w Bristolu. Cazin to był wybitny francuski polonista i tłumacz z polskiego. Poszedłem tam i, co tu dużo gadać, zaczął się do mnie dobierać.

Odwzajemniłeś zaloty?
Zachowywałem się ambiwalentnie. Gdyby on mnie rajcował… Ale on miał 80 lat, a ja 26! Zaproponował, byśmy złożyli ślubowanie męskiej przyjaźni według starofrancuskiego, podobno rycerskiego rytuału, czyli skrzyżowanie penisów w erekcji. I zrobiliśmy to. Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście taki rytuał istniał, czy Cazin go wymyślił.

Kontynuowaliście znajomość?
To był jeden wieczór. Nigdy go więcej nie zobaczyłem, ale pisaliśmy do siebie jeszcze przez dwa lata – do jego śmierci. On miał żonę i dzieci, ale mocno się chyba we mnie zadurzył. Na odkrytych pocztówkach przysyłał mi wyznania miłosne. Jeśli ktoś na poczcie znał francuski, to mógł się dowiedzieć…

Próbowałeś znaleźć kogoś na stałe?
Tak. Bez skutku. Raz byłem z facetem przez pół roku, później jakoś się to rozeszło. I tyle. Nie przeżyłem miłości, to jest moja katastrofa życiowa.

Próbowałem też być z dziewczyną. Poznałem jedną, z którą dobrze się rozumiałem, ale seks? Wymyśliłem, że może by się udało, gdybym uprzednio podniecił się myślami homoseksualnymi. Nic z tego nie wyszło. Erotyczna fascynacja znikała natychmiast, gdy przestawałem myśleć o facetach i skłaniałem się ku niej. Po kilku próbach straciłem złudzenia, że kiedykolwiek będę hetero.

Miałem też przyjaciółkę, malarkę, którą poznałem w Muzeum Narodowym, gdzie dyżurowałem na wystawie arrasów wawelskich. Była kobietą po operacji korekty płci. Zakochała się we mnie. Nigdy nie zapomnę, jak wpadła w ryk, gdy jej wyznałem, że jestem homoseksualistą. Co to było za wycie! Płakała, że może gdyby nie robiła sobie operacji i pozostała biologicznie facetem, to ja mógłbym z nią być. Straszne.

Dzięki niej poznałem Mirona Białoszewskiego. Zacząłem bywać u nich – u Mirona i jego Leszka - na pl. Dąbrowskiego. Pamiętam, że Miron sporo mówił o pani Nalepowej, do której jeździł na wakacje nad Bugiem. Mówię o tym, bo akurat o tej Nalepowej nie pisał w „Tajnym dzienniku”.

Zaprzyjaźniłeś się z Mironem i z Leszkiem?
Nie nazwałbym tego przyjaźnią, byłem jednym z wielu, którzy tam przychodzili.

Miałeś innych przyjaciół gejów?
Właśnie nie. Dotykasz tu tragicznego problemu: od czasu do czasu miewałem seks, ale z nim nie wiązała się żadna, choćby najmniejsza, relacja emocjonalna. Bardzo mnie to zrażało.

Spełniałeś się zawodowo?
Tak. W latach 60. i 70. byłem jednym z ważniejszych krytyków sztuki. Pisałem do „Twórczości”, do „Literatury”, do „Współczesności”. Bywałem regularnie na Biennale w Wenecji. Sporo podróżowałem, poznałem Austrię, Norwegię, Francję, Czechy, ZSRR. Zwiedziłem Europę w czasach, gdy mało kto wyjeżdżał. To były kulturalne olśnienia.

Próbowałeś szukać facetów za granicą?
Na przykład w Rzymie. Słyszałem, że słynne schody hiszpańskie są miejscem spotkań, więc się tam rozłożyłem na kilka godzin. Poderwał mnie jakiś Anglik, ale jednak mi nie odpowiadał, zrezygnowałem. I jeszcze przed pałacem Barberinich była w Rzymie pikieta.

Jak widzisz, to wszystko było dość żałosne, a ja dojmująco potrzebowałem duchowości, co w końcu, w drugiej połowie lat 60., przywiodło mnie z powrotem do religii.

Wróciłeś do kościoła?
Zostałem buddystą. W 1966 roku poznałem artystę Andrzeja Urbanowicza, który z żoną Urszulą Broll prowadził ośrodek buddyjski zen w Katowicach. Przystałem do nich. Dzisiaj to jest normalka, ale wtedy buddyzm to była nowość. Jeździłem do nich co tydzień.

Jesteś buddystą do dziś?
Nie. Wróciłem na łono Kościoła katolickiego w 1973 r., ale przedtem muszę ci powiedzieć o innym ważnym wydarzeniu. W 1970 r. zaadoptowałem trzech chłopaków.

No to mnie zastrzeliłeś. Jak to się stało?
Moja znajoma, pani Anna Tatarkiewicz, opowiedziała mi o trzech chłopakach pochodzenia żydowskiego, których rodzice zmarli. Dwóch miało po 14 lat, bliźniacy, a trzeci – 12. Anna zapytała, czy nie chciałbym zostać ich prawnym opiekunem. Zgodziłem się.

Zamieszkałeś z nimi?
Nie. Mieszkali z babcią, a ja przychodziłem kilka razy w tygodniu. Bardzo się ze sobą zżyliśmy. Traktowałem ich praktycznie jak synów.

Przez cały okres opiekowania się nimi prowadziłem się sto procent czysto. Nie mogłem doprowadzić do sytuacji, że ktoś wrobiłby mnie w jakiś skandal. Zawiesiłem seks na kołku, a zyskałem synów.

A więc, ponieważ i tak żyłem w celibacie, to powrót do zasad zgodnych z nauką Kościoła katolickiego, był łatwiejszy. Wydarzyło się jeszcze coś. W 1973 r. „Tygodnik Powszechny” opublikował zdjęcie całunu turyńskiego z twarzą Jezusa, które zrobiło na mnie kolosalne wrażenie. Przykleiłem je na ścianie nad stołem, wpatrywałem się godzinami i stała się rzecz niesamowita: poczułem jakby pulsowanie między mną a fotografią, jakąś niezwykłą energię. Po dwóch dniach musiałem to zdjęcie zdjąć, bo bym zwariował. Ale stwierdziłem, że w wierze chrześcijańskiej jednak jest prawda. Wymówiłem buddystom współwiarę i od razu zaczęły się problemy, których w buddyzmie nie było, czyli spowiedź. Spowiadałem się z masturbacji, mówiąc ogólnie o „grzechu nieczystości”.

Opiekowałeś się synami do ukończenia przez nich pełnoletności?
Dłużej. Dochodzimy tu do kolejnego granicznego momentu w moim życiu – do stycznia 1981 r. Oni wtedy do mnie wpadli, by powiedzieć, że nazajutrz wyjeżdżają za granicę i już nie wrócą. Załatwili sobie wyjazd do Wiednia na jakąś konferencję. Przyszli się pożegnać. To był dla mnie straszny cios.

Utrzymałeś z nimi kontakt?
Wylądowali w Australii. Piszemy do siebie do czasu do czasu, ale coraz rzadziej.

Powiedziałeś im, że jesteś gejem?
Tak, gdy już byli dorośli. Najstarszy, jeden z bliźniaków, powiedział: „Wiedzieliśmy od dawna, przecież ludzie gadali”. Zapytałem, czy to zmieniło ich stosunek do mnie, a on na to: „Tak. Na lepszy. Współczujemy twojemu cierpieniu”. Uważam, że zachowali się z wielką klasą.

Po ich wyjeździe…
Przyszedł drugi cios, zawodowy. Dosłownie trzy dni później: w Radziejowicach na posiedzeniu Stowarzyszenia Krytyków Sztuki został ogłoszony referat, w którym pracownicy pism wydawanych przez RSW Prasa, w tym ja, zostali określeni jako komunistyczni propagandyści. Siedziałem jak przebity mieczem.

Co to oznaczało?
Pozbawienie godności! Z piętnem „komunistycznego propagandysty” zostałem wyklęty.

Przestałeś pracować dla RSW Prasa?
Dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego. Wtedy znalazłem nową pracę. W katolickiej „Niedzieli”.

Z jednej strony zostałeś określony jako komunista, a z drugiej pracowałeś dla ultrakatolickiego tygodnika?
Paradoks, wiem. „Niedziela” była wtedy inna niż dziś - patriotyczna, opozycyjna, a nie ksenofobiczna. Z punktu widzenia etyki solidarnościowej można było tam pracować.

Jak długo tam pracowałeś?
Aż do emerytury. Urządzono mi pokój gościnny w Częstochowie, miałem tymczasowe zameldowanie. To były długie lata marazmu, hibernacji emocjonalnej, depresji, samotności. Nie mogłem ścierpieć kolejnych spowiedzi z „grzechu nieczystości”, a poznawanie facetów nie wchodziło w grę, pracowałem przecież w instytucji kościelnej, bałem się kompromitacji. Byłem jak w potrzasku.

W latach 90. zacząłem się powoli otwierać. Powiedziałem o sobie Cezaremu Gawrysiowi, dziennikarzowi katolickiemu. Poznaliśmy się w redakcji „Literatury” ze 40 lat wcześniej. W 1998 r. Cezary napisał o mnie reportaż, który ukazał się w „Charakterach”. Opowiedziałem o doświadczeniu bycia homoseksualistą, ale anonimowo. To był tylko quasi coming out. Za mało. Ja chcę dać możliwie jak najpełniejsze świadectwo, ten wywiad temu służy.

W 2009 r. ukazała się moja książka „Wizjonerzy i mistrzowie”, szkice o artystach. Zacząłem się odbijać od dna. Rok później wybrałem się na Paradę Równości. Chciałem zasypać tą wyrwę, jakim był brak homoseksualnych znajomości.

W 2010 r.? To trafiłeś na EuroPride.
Zabrałem stamtąd ulotkę o kościele Szymona Niemca. Zacząłem uczestniczyć w jego mszach. W końcu, jak mi się wydaje już na zawsze, zerwałem ponownie z Kościołem katolickim.

Złożyłeś apostazję?
To nieadekwatne słowo, apostazja zakłada odejście od wiary, a ja tylko zmieniłem obrządek. Ale owszem, wystąpiłem oficjalnie z Kościoła katolickiego.

I tak trafiłeś do Lambdy.
Woziłem się z tym dwa lata. W końcu zadzwoniłem na telefon zaufania. Po terapii ukończyłem kurs wolontariacki, chodziłem na spotkania środowej grupy wsparcia Łukasza Walewskiego. Lambda próbuje mnie też oduczyć niechętnego stosunku do kobiet.

Masz niechętny stosunek do kobiet?
No, tak.

I co ludzie w Lambdzie na to?
Michał Pawlęga (sekretarz zarządu – przyp. MK) mówi, żebym się nie wygłupiał.

Słusznie.
Ustawił mnie. Dzięki Lambdzie jestem gotowy mówić „tak” całemu naszemu środowisku i mam w nim oparcie.

Teraz prowadzisz w Lambdzie spotkania z artystami.
Tak. W kwietniu zaprosiłem mojego ulubionego artystę gejowskiego w Polsce – Karola Radziszewskiego. Zacząłem nowe życie.
OCEŃ ARTYKUŁ
Podoba mi się (103)
mrph kassiopea hollowpot czocherrra olly barakiel piotr-kaito heim fakaofo miamorecadenz
Nie podoba mi się (0)
Komentarze (12)
HEJT STOP!Zapoznaj się z warunkami dodawania komentarzy
Komentuj
Moja ikona
Dodaj komentarz
Komentarz od osoby niezalogowanej pojawi się po akceptacji moderatora.
Dozwolone znaczniki (BBCode):
[b], [i], [u], [url], [url=], [mail], [mail=], [color=], [code], [quote]
Ikona
09.08.2013 21:58 neguto
smutne, ciekawe, pouczające.
cytuj zgłoś 2 0
Ikona
08.08.2013 0:20 wiosna79
Czytałam wywiad w "Replice". Tak, jest bardzo przejmujący i taki bliski poniekąd. Ktoś powie "mamy Internet"; "inne czasy". Faktycznie jest pod tym względem lepiej, ale mimo wszystko to tylko ułuda. Bo pomyślmy nad nie tylko Warszawą, gdzie działa Lambda, są kluby, w których możemy czuć się na luzie, odbywają się prelekcje, spotkania. Tak naprawdę centra - wielkie miasta to wciąż taki "zachód" dla małych miasteczek, wsi, mentalności społecznej tych ostatnich. Mnóstwo ludzi "kiśnie" i pozostaje im tylko Internet. Tak, każdy jest "kowalem własnego losu", ale czasami rzeczywistość przerasta. Poza tym w tzw. branży mnóstwo kłopotów: zauważam problem, brak akceptacji osób bi, transpłciowych. Nie chodzi mi o tolerancję, ale akceptację. Występuje problem wieku, ktoś tu nawet powiedział, że podziwia pana Wojciecha, bo "w tym wieku". W jakim? Ty tez kiedyś będziesz w "tym wieku", ja także (o ile dożyję), ale czy będę czuć inaczej niż teraz? Że to już tyle, teraz tylko koc i fotel? Nie, dalej będę biegać (mam nadzieję) z muzyką na uszach, dalej będę tańczyć, tak jak lubię nie zważając na młodzież, która koniecznie potrzebuje alkoholu by wyjść na parkiet. Przed Polską jeszcze stoi sporo wyzwań, ale marzę o tym, aby ludzie LGBTQ po prostu mówili, pokazywali się, niezależnie od wieku.
cytuj zgłoś 4 0
Ikona
06.08.2013 23:32 alexanderson
Przejmujące. Odbieram ten wywiad bardzo osobiście, bo - mimo mniejszego bagażu lat i innej epoki, w jakiej przyszło mi dorastać (choć obyczajowo lata 90-te na prowincji to była taka sama pełna hipokryzji i braku dostępu do wiedzy komuna), czuję, że ukształtowano mnie w sposób, który nigdy nie pozwoli mi na pełne zakosztowanie najważniejszych (w wymiarze ciała i uczuć) sfer życia...
cytuj zgłoś 2 0
Ikona
06.08.2013 13:23 Nikita_001
wzruszająca historia; troche tez przypomina polska wersje "Debiutantow";
cytuj zgłoś 0 0
anais_nin
06.08.2013 12:57 anais_nin (46) Warszawa
Jestem bardzo poruszona tą rozmową-podziwem dla Tego Człowieka, pełna zachwytu i wzruszenia dla tego co przeżył. Bardzo mocno jestem za Nim! Bardzo!
cytuj zgłoś 0 0
zamyslona_glowa
05.08.2013 23:05 zamyslona_glowa (36)
Szczere do bólu..
cytuj zgłoś 4 0
Ikona
05.08.2013 22:44 Meehow
Bardzo wartościowy artykuł. Niezwykle smutna historia tego pana.
cytuj zgłoś 1 0
gronostaj
05.08.2013 21:22 gronostaj (27) Poznań
Czasami źle mi w tym naszym polskim społeczeństwie, ale kiedy sobie pomyśle jak homoseksualiści byli właśnie ,,upodleni" i zepchnięci na margines w czasach PRL-u, to dziękuję niebiosom za to, że urodziłem się jednak trochę później... A takich ludzi jak pan Wojciech osobiście podziwiam za to, że po tylu latach mają odwagę mówić otwarcie o sobie i o tym jak było kiedyś. Również życzę wszystkiego dobrego!
cytuj zgłoś 2 0
Ikona
05.08.2013 19:29 kaaarooo
zasluguje na to by poznac jakiegos faceta i ulozyc sobie z nim zycie.. :)
cytuj zgłoś 3 1
Brischer
31.07.2013 20:33 Brischer (28) Kraków / Bielsko-Biała
To wspaniałe, że panu Wojciechowi udało się doczekać takich czasów! Nawet jeśli w tak ułomnej polskiej wersji.
Wielu nie miało okazji poznać innej rzeczywistości niż ukrywanie się i przygodne znajomości z szaletów...
cytuj zgłoś 10 0
  • 1
  • 2
Wywiad ukazał się w najnowszym numerze magazynu „Replika”
Autor
Wywiad ukazał się w najnowszym numerze magazynu „Replika”
dostępnym w klubach LGBT-friendly i w prenumeracie.
Roczna prenumerata (6 numerów) kosztuje tylko 60 zł. Co dwa miesiące otrzymasz „Replikę” wraz z prezentem prosto do domu.
Wpłat na prenumeratę należy dokonywać na: Fundacja Replika, numer konta: 81 1140 2017 0000 4902 1285 4550, z dopiskiem: Replika - prenumerata (darowizna) oraz podaniem dokładnego adresu do przesyłania magazynu.

Redakcja portalu queer.pl dziękuje za udostępnienie materiału.
www.replika.org.pl
TAGIWięcej
gej historia pikieta prl replika sztuka wojciech skrodzki wywiad
Powiązane
Obraz Wtorek, 12.04.2011 Wywiady Repliki: Ryszard Kisiel Obraz Wtorek, 28.08.2012 Wywiady Repliki: David Vance Obraz Wtorek, 11.01.2011 Wywiady Repliki: Andrzej Selerowicz Obraz Poniedziałek, 08.02.2010 Samcołożnicy i homoeroci Obraz Poniedziałek, 20.03.2023 Lucas Hedges i Mike Faist w scenicznej adaptacji „Tajemnicy Brokeback Mountain“
Inne tematy
Sonda wyborcza Queer.pl - na kogo zagłosujesz? Wtorek, 19.09.2023 Sonda wyborcza Queer.pl - na kogo zagłosujesz?
Aresztowani za udział w gejowskim weselu. Wyszli na wolność, ale to nie koniec ich problemów Środa, 20.09.2023 Aresztowani za udział w gejowskim weselu. Wyszli na wolność, ale to nie koniec ich problemów
Maroko: życie w schizofrenii - LGBT pomiędzy spektakularnymi gejowskimi imprezami a prześladowaniem Wtorek, 26.09.2023 Maroko: życie w schizofrenii - LGBT pomiędzy spektakularnymi gejowskimi imprezami a prześladowaniem
Kontakt Reklama Regulamin
Social media
Polub na Facebooku Obserwuj na Twitterze Instagram Youtube
© 1996-2023 Queermedia.pl, ISSN 2299-9019 Polityka prywatnościUstawienia prywatności