Życie w symbiozie
Ciemną nocą osiemdziesiątego siódmego na bocznicy kolejowej przedzieraliśmy się całą rodziną do wagonu sypialnego czekającego odjazdu. Pociąg miał nas zawieźć do Kudowy Zdrój, ośrodka wypoczynkowego utęsknionego miejsca wakacji. Sznurek pochylonych sylwet ciągnął grubo po północy swe zwłoki w kierunku drzwi wagonu, objuczony bagażami, w których moja zapobiegliwa babka miała karton wypełniony jajkami. Czasy schyłkowego PRL należały do ludzi wybitnie zapobiegliwych, więc udawanie się w podróż bez wiktuałów uważane było za brak rozsądku. W sumie zarówno teraz jak podówczas cukier należał do dóbr luksusowych z tą wydatną różnicą, iż wtedy był rzadkim zjawiskiem jak obecnie jego niska cena.
Ciemną nocą osiemdziesiątego siódmego na bocznicy kolejowej przedzieraliśmy się całą rodziną do wagonu sypialnego czekającego odjazdu. Pociąg miał nas zawieźć do Kudowy Zdrój, ośrodka wypoczynkowego utęsknionego miejsca wakacji. Sznurek pochylonych sylwet ciągnął grubo po północy swe zwłoki w kierunku drzwi wagonu, objuczony bagażami, w których moja zapobiegliwa babka miała karton wypełniony jajkami. Czasy schyłkowego PRL należały do ludzi wybitnie zapobiegliwych, więc udawanie się w podróż bez wiktuałów uważane było za brak rozsądku. W sumie zarówno teraz jak podówczas cukier należał do dóbr luksusowych z tą wydatną różnicą, iż wtedy był rzadkim zjawiskiem jak obecnie jego niska cena.
Dobywając do drzwi wagonu naszym oczom ukazał się pan konduktor. Z oddechu można było wywnioskować, że jest pijany w stopniu, iż strach było zbliżać się do niego z otwartym ogniem i urządzeniami iskrzącymi. Przywitał wszystkich bełkotliwym głosem kłaniając się niezwykle szarmancko. Odbierał pakunki i pomagał wsiadać. Ostatnią osobą, która miała wejść do wagonu była moja babka, trzymająca kurczowo torbę wypełnioną nabiałem. Jednym sprawnym ruchem pan Konduktor pociągnął ją ku sobie. Zwarli się w uścisku, pomiędzy nimi były tyko… jaja. Pośród nocnej ciszy słychać się dało szczęk skorup i wrzask: „Panie moje jaja!” Po chwili pan konduktor wydukał „Pani jaja? Moje jaja!” Po tym incydencie moja babka szybko urosła w rodzinie do miana kobiety z jajami. Faktycznie była z niej dziarska heroina, panująca nad nieładem, wojująca młotkiem i kluczem francuskim. Była, nie bójmy się tego słowa, prekursorką nadchodzącej epoki.
Najważniejsze to dobrze się prowadzić
Życie często nas zmusza do posiadania „jaj” tym większych im bardziej rozbuchane są panujące stereotypy. Żyjąc w związku partnerskim, jak to się ładnie teraz określa, człowiek narażony jest na podobne nastawienie „zdrowej tkanki społecznej” jak niegdysiejsze rozwódki. Z biegiem lat jednak rozwódki, konkubinaty oraz inne obce elementy zostały na trwałe zaadoptowane do lokalnego folkloru. Nie należy pozostawać w pretensjach, gdyż jak mawia nasza przyjaciółka Kryśka, obrażają się tylko kucharki i odźwierni. Kilka lat temu podobnie było z moim związkiem. Z wielu ludzi wylewała się wręcz neurotyczna potrzeba zaczerpnięcia informacji u źródła. Była ona wprost proporcjonalna do bariery, która nakazywała tym ludziom pozostawanie w... ( Pozostało znaków: 10292 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.