Zbrodnia i kara?
Próżność, u której podstaw leży chciwość, to zjawiska, które w duecie mszczą się ze zdwojoną siłą. O smutnym prawidle losu przekonałem się, kiedy zaraz po studiach zacząłem z mozołem poszukiwać pracy. Przyjęto mnie, osobę bez doświadczenia zawodowego, jako pracownika biurowego w firmie pośredniczącej w udzielaniu kredytów. Usadzono w ciasnym i dusznym pomieszczeniu z malutkim oknem tuż za moimi plecami. Na drzwiach widniał szyld „Kancelaria Finansowa”.
Próżność, u której podstaw leży chciwość, to zjawiska, które w duecie mszczą się ze zdwojoną siłą. O smutnym prawidle losu przekonałem się, kiedy zaraz po studiach zacząłem z mozołem poszukiwać pracy. Przyjęto mnie, osobę bez doświadczenia zawodowego, jako pracownika biurowego w firmie pośredniczącej w udzielaniu kredytów. Usadzono w ciasnym i dusznym pomieszczeniu z malutkim oknem tuż za moimi plecami. Na drzwiach widniał szyld „Kancelaria Finansowa”. Wystrój wnętrza tego przybytku był równie wysmakowany jak jego właścicielka. O wszelkie aspekty prezentacji dbała szefowa, tonąca w koronkach, żabotach, połyskująca cekinami, przykryta fantazyjnym tapirowanym, tlenionym na blond, głęboko impregnowanym lakierem hełmem, który nazywała „fryzurką”. W biurze roiło się od dekoracji w postaci sztucznych kwiatów, porcelanowych ptaszków i innych równie gustownych dodatków. Na ścianie prócz korkowej tablicy wisiał tandetny obraz, kupiony zapewne gdzieś na bazarze, z Żydem trzymającym monetę – zaklinaczem pieniędzy. Właścicielka, kobieta dojrzała, po przejściach, zasiadała z początku przed moim biurkiem na fotelu, który chyba z żalu i rozpaczy chciał wypruć własne sprężyny, wydając przy każdym jej ruchu przedziwne dźwięki. Obserwowała bacznie każdy mój ruch nie szczędząc uwag o obsłudze klientów, dobrym wychowaniu i prowadzeniu biznesu. Kiedy oswoiłem się z otaczającą przestrzenią i dziwactwami właścicielki i doszedłem do wniosku, że jednak nie popadnę w tych warunkach w klaustrofobię, zacząłem doceniać walory mojego nowego zajęcia. Działo się tak zwłaszcza wtedy, gdy nie było mojej chlebodawczyni. Pojawiali się tam różni ludzie, przeważnie biedni, którym żaden bank nie chciał udzielić pożyczki, bądź tacy, którzy kredytów nie spłacali albo z rozmysłem, lub z niemocy własnych portfeli.
Jak grom z jasnego nieba
Któregoś dnia w drzwiach pojawiła się mocno starsza, egzaltowana pani w słomkowym kapeluszu. Pomyślałem, że jest kolejną nieco ekscentryczną klientką, zainteresowaną kredytem. Weszła do wewnątrz, nieco frywolnym krokiem, rozglądając się uważnie. Obserwacja odbywała się na tej zasadzie, iż jedno jej oko patrzyło prosto na mnie natomiast drugie, gdyby tylko mu pozwolić, wyrwałoby się z oczodołu i poturlało pod biurko sprawdzić, co się tam kryje, nie mijając też szafek na dokumenty i segregatorów. „Szczęść Boże!” - zawołała, stojąc przy samych drzwiach. „Chciałam zapytać kawalera, czy Kochanie jest może pisarczykiem?” Otworzyłem usta, bo już samo „Szczęść Boże” odebrało mi mowę, a w dodatku wizja kancelisty mojej pryncypałki, wydawała się przygnębiająca jak kondukt żałobny kroczący środkiem ulicy. „Nie do końca proszę paa..”- nie pozwoliła mi skończyć. „To świetnie, świetnie złociuchny! W siedemdziesiątym ósmym dwie ulice dalej była kancelaria i tam byli takie pisarczyki jak on. Teraz widzę tu was przenieśli”- powiedziała. Zdałem sobie sprawę, że nawet gdybym zaprzeczył i powiedział, że jestem ginekologiem i tak by to nie wywarło najmniejszego wrażenia. Pani szybko rozsiadła się na fotelu naprzeciw mojego biurka. Fotel zgrzytnął w rozpaczy, a ja zacisnąłem zęby, widząc, że dzień nie będzie już taki sam. Nagle kobieta poderwała się kurczow... ( Pozostało znaków: 13724 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.