Jakiś czas temu wybranka mego serca miała okazję rozmawiać z osobą „nawróconą”. Dziewczyna, gdy dowiedziała się o homoseksualnej orientacji mojej kobiety, stwierdziła, że jest to kara za jakiś grzech, a zadaniem grzesznicy jest uwolnić się od niego i odnaleźć powrotną drogę do bram niebieskich.
Z zainteresowaniem przysłuchiwałam się relacjom z tej rozmowy, z nieukrywanym, wymalowanym na twarzy wrażeniem, że wiara tejże dziewczyny przerodziła się w zaawansowany fanatyzm…
Czas poświąteczny jest jak dla mnie najdogodniejszym do tego typu rozważań. Jako lesbijka przeszłam w swym życiu czas, w którym godziłam ze sobą wiarę i orientację. Jakaś siła wyższa nie pozwoliła mi ulec presji innych - jakobym miała wybierać pomiędzy jednym a drugim. Błędnym, niepisanym i nie objętym umysłem znacznej części heteroseksualistów jest przekonanie o heteroseksualności ich wiary. Wszystko zresztą co najlepsze, wielcy pisarze, artyści i historyczni bohaterowie, w ich mniemaniu są hetero. Ich heteroseksualnemu wyobrażeniu brakuje jedynie tego, aby również co lepsze meble, a nawet płyn, którym poją swoje pralki, był produkowany przez heteroseksualistów. Do głowy im nie przyjdzie myśl, że produkty te może tworzyć dla nich jakiś gej z Wąchocka. Jeśli już jednak ktoś ze świata homosiów zechce cokolwiek stworzyć własnymi rękoma, powinno to niezwłocznie zostać opatrzone znakiem
„Produkt zawiera śladowe ilości homoseksualizmu”. Tak samo dzieje się z wiarą. Możesz się nawrócić
i przyłączyć do nas - śnieżnobiałej trzody Jezusowej, nieskalanej i subtelniejszej od watykańskich fresków. Możesz też zostać tam gdzie jesteś, bez nadziei na uratowanie twej duszy. Wszystko jest czarne lub białe. Osoby te urządziły sobie królestwo Boże na ziemi i nie wpuszczają do niego bez kart vipowskich. Zapomnieli jednak o słynnych słowach Jezusa
„Królestwo moje nie jest z tego świata”. Zamiast tego próbują zamknąć go w swych kościołach, obrazkach, rzeźbach i medalikach, produkowanych masowo i sprzedawanych pielgrzymom jak cudowne relikwie na ból głowy, nogi czy pakietu całego ciała. Do pełnej komercji brakuje jedynie znaczka
„Made in China”. Dewocjonaliom tym zanoszą swe modlitwy, nie zwracając uwagi na to, że bardziej niż ich
„ukrytą zawartość
i przesłanie” kochają je same. Raz jeden spotkałam się z oburzeniem, że jako lesbijka mam czelność nosić w kieszeni różaniec. Tym, co nam wmówiono, a co jest w wielu przypadkach przyczyną oddalenia się od Boga, jest nasz brak prawa do przynależności do tej właśnie wiary. Są oczywiście kwestie sporne, na przykład to, że w oczach Stwórcy jedynie związek kobiety i mężczyzny jest godny uznania. Co jednak z przestrzeganiem praw tyczących się samego wyglądu takiego związku? Tu już bywa różnie, ale nadal jest to godne uznania. Ważne, żeby cały mechanizm jakoś funkcjonował, nic tam, że niektóre trybiki są już zardzewiałe i niemiłosiernie skrzypią - zatuszuje się ładnym opakowaniem.
Jak dla mnie żadna pani Marysia spod czwórki, ani żaden ksiądz nie jest bramkarzem w klubie, który do wiary może dopuszczać osoby wg im tylko znanej selekcji. Dla osób takich zakazy i nakazy stały się najważniejszą częścią religii. Ich rozkład jazdy jest ściśle określony: Niedziela, godzina 12.00 - Msza święta, 19.00 - modlitwa. Wtorek, środa, Wielkanoc, piątek, sobota, post, Boże Narodzenie. Odhaczanie kolejnych punktów na liście. Rozkład jazdy jest precyzyjny, a modlitwy klepane bez zastanowienia. Jednak nie dostrzegają, że ich autobusy zatrzymują się na pustych przystankach. Pasażerowie jedynie zmieniają swe miejsca, każdy chce jechać przodem do kierunku jazdy. Nikt nie pyta o sens i znaczenie tego przydzielonego im rozkładu. Mówią za to mądrze (w ich mniemaniu) i dużo. Piszą książki, wykładają wiarę na tacy jak świeżą dostawę mięsa na wystawie sklepowej. Tu mamy schabik z Józefa, tam leży święta Golonka, a tu Boczek Maryi. A dla mnie? Dla mnie jeżeli ktokolwiek czegoś chce się dowiedzieć o Bogu, powinien udać się w głąb jakiejś puszczy. Gdzieś w góry, gdzie technologia iPodów, transmisji mszy za pomocą telewizji, kont bankowych, na które zapominalscy mogą wpłacać ofiarę aby uregulować rachunek u Boga (a raczej u księdza), jeszcze nie dotarła. Do jakiejś samotnej chatki z małym krzyżykiem wiszącym nad drzwiami. Więcej się tam dowie o Bogu i sensie wiary, niż na wszystkich lekcjach religii.
Niecały rok temu, rozmawiając ze znajomym, dowiedziałam się, że zgubił swój różaniec, który nosił przy sobie od wielu już lat. Żal z jakim to mówił był równy co najmniej utracie dwóch świeżo wyjętych z salonu samochodów. Pewnie wielu by zdziwiło, że ten właśnie facet to gej. Sam jednak fakt, że to kogokolwiek może dziwić, wskazuje na to, jakie miejsce przypisuje się nam względem wiary. Odwiedzając kilka lat temu rodzinę mojej znajomej, gdzie każdy wie o mojej orientacji, przy obiedzie miała miejsce niezręczna sytuacja. Jako że jest to rodzina głęboko wierząca, każdy swój posiłek zaczyna krótką modlitwą. Popatrzono wtedy na mnie i po chwili usłyszałam
„Przepraszam, my się teraz pomodlimy, my tak zawsze przed jedzeniem, nie będzie ci to przeszkadzało jak chwilę poczekasz i wstrzymasz się z jedzeniem?”. Po tym, jak wyjaśniłam, że ja również bardzo chętnie przyłącze się do modlitwy - jak najbardziej wierzę, zapadło milczenie. Domownicy wykonali jedynie szybki znak krzyża i zasiedli do rosołu…
Jedni pragną wierzyć, inni chcą bawić się w Boga. Przystępują więc do losowania: co komu i w jakiej ilości się należy. Dnia ostatniego, patrząc oczami takich osób, Bóg rozdzieli nas na prawo i lewo i każe każdemu homoseksualiście odjąć sobie 5 punktów, każdemu heteroseksualiście zaś dodać 5. Rzeczowe traktowanie, biurokracja, biznes i czysta matematyka, jakiej poddawana jest dziś wiara nie przez samą jej treść, a przez postępowanie ludzi, odsuwa coraz większą liczbę osób od Boga. Niekiedy z przerażeniem patrzę jak coraz większa liczba osób deklaruje się jako osoby niewierzące, ateizm jest teraz w modzie. Swoją drogą jest to dla mnie śmieszny wytwór - nie o tym jednak mowa… Chcę dziś powiedzieć, że znam wiele osób, dla których orientacja nie stała się przeszkodą w wierze. Poniekąd dostrzegam również większą dojrzałość wiary takich osób, jak gdyby droga, którą musieli przejść i wewnętrzna walka, którą musieli stoczyć, stała się dla nich mocnym fundamentem. Wiedzą, że nie jest ważne czy śpią z Krzysiem czy z Zosią, czy jedzą kolację z Marzenką czy z Darkiem - ważne jest to jak traktują te osoby. Jeżeli jest w tym obustronna miłość, to co złego jest w tej miłości? Jeżeli ktoś chciałby wiedzieć czym dla mnie jest wiara, odpowiem, że jest ona ciszą. Nie mądrymi książkami, opiniami badaczy, wnioskowaniem, potwierdzaniem, analizowaniem - mam swoje dwa osobiste przykazania - cisza i miłość.
Odnalezieniu takiego spokoju, we własnym wnętrzu, czy to za sprawą religii takiej czy innej, czy za sprawą jedynie osobistych rozważań - życzę Wam wraz z nadchodzącym nowym rokiem. Abyście nie ulegali opiniom, że to czy tamto nie należy się Wam z racji Waszej orientacji, i aby nie stało się to przyczyną Waszego oddalenia od czegokolwiek, nie tylko od Boga…
Anna Krystowczyk - Miłośniczka starych filmów, jazzu i fotografii. Skryta kochanka Zdzisława Beksińskiego, marząca o wyjeździe do Indii.
Kiedyś autorka bloga, w którym pół żartem - pół serio ujmowała bieżące i minione sprawy z życia LGBT.
ps.
Nawiązując do końcówki wypowiedzi - "Jądro ciemności" Conrada pokazuje, ze żeby stworzyć system wartości, człowiekowi potrzebni sa inni ludzie... :) Ale zgadzam się, wiara w Boga nie determinuje bycia moralnym i etycznym, ani nie jest potrzebna do wytyczania zasad, bo takie systemy wartości powstawały na całym świecie, niezaleznie od religijności społeczeństw i Boga (bogów) jakich one wyznawały.
A w ogóle podoba mi się ten artykuł, bo mówi także o mnie... Jakoś łacze i homoseksualizm i wiarę :)
I ten stały rozkład jazdy i puste przystanki, bardzo trafne. I nie da się ukryć, że chyba większość traktuje 10 przykazań dość wybiórczo. Ostatnio zaskoczyło mnie, że stosowanie antykoncepcji jest grzechem ciężkim. Nie wiem czy też ciężkim jest seks homoseksualny ale znaczy to, że w zasadzie to jedziemy na równi z większością społeczeństwa (bo ileż rodzin stosuje się do prokreacyjnego modelu kościoła?).
Poza tym ostatnio doszłam do wniosku, że Kościół mnie ekskomunikował bo popieram invitro.
ps.
Co autorka chciała tym artykułem przekazać?
Czy kogoś zachęciła do jako takiego łączenia wiary katolickiej z homoorientacją?
Mnie osobiście nie.
Natomiast zirytowała bardzo. Myślę, że większość zna "zasady gry" w kościele katolickim.
Nie chciałam cudzysłowem nikogo obrazić. Skoro więc nie zgadzasz się z częścią tych zasad nie pchaj się tam.
Przyjmujesz warunki gry albo nie.
Mimo całego tego "jadu" jak to nazwała komentująca nieco wcześniej osoba, stwierdzam że artykuł dobry, bo budzący emocje.
Skrajne bo skrajne, ale zawsze jakieś.
autorka poruszyła bardzo ważny temat. zupełnie niezwiązany z wiarą. to, co opisała w artykule, to jedynie przejaw szerszego zjawiska, tzn. takiej... hem... "demonizacji"? osób homoseksualnych, tj. stereotypowego postrzegania nas jako "dziwadeł", "odmieńców", "stworzeń z innej planety". ta odmienność nie jest rozpatrywana w kategoriach ludzkich porównywalnych do sposobu, w jaki postrzega się osoby z jakimiś zainteresowaniami, hobby. jeśli ktoś jest np. filatelistą czy numizmatykiem - to normalne, przeciętne hobby, nie uważa się go za odszczepieńca i odmieńca. jeśli zaś ktoś jest homoseksualistą - to już "stwór z innej planety". myślę, że wiecie, o co chodzi;)
wiele lat temu odstąpiłem od wiary i jako obserwator z zewnątrz, bez żadnych pozytywnych czy negatywnych odczuć, mogę w 100% zgodzić się z autorką.
bardzo ładnie :)
Bardzo rozsądnie. :-)
W dwóch kwestiach: pierwsza w KK,(albo w części społeczeństwa, które identyfikowane jest jako KK, są niezmierzone pokłady zacofania i nienawiści (niestety) i z tym trudno mi się pogodzić, po drugie samo wywoływanie emocji to dla mnie za mało, żeby "zaliczyć" artykuł do dobrych. To tak jak ze słynnym powiedzeniem, że nie ważne co będą mówić ważne, że będą mówić.
Swoją drogą chciałbym Wam życzyć:
[b]Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku![b]
Co autorka chciała tym artykułem przekazać?
Czy kogoś zachęciła do jako takiego łączenia wiary katolickiej z homoorientacją?
Mnie osobiście nie.
Natomiast zirytowała bardzo. Myślę, że większość zna "zasady gry" w kościele katolickim.
Nie chciałam cudzysłowem nikogo obrazić. Skoro więc nie zgadzasz się z częścią tych zasad nie pchaj się tam.
Przyjmujesz warunki gry albo nie.
Mimo całego tego "jadu" jak to nazwała komentująca nieco wcześniej osoba, stwierdzam że artykuł dobry, bo budzący emocje.
Skrajne bo skrajne, ale zawsze jakieś.