Z Misią Joachim rozmawiamy o jej pierwszych razach w byciu Drag Queen, a także o poczuciu wstydu, oraz organizacji balli voguingowych — nieodłącznej części kultury LGBTQ+.
Z Misią Joachim spotykam się w bardzo domowych warunkach. Misia zaprosiła mnie do swojego mieszkania i poczęstowała herbatka z przepięknych filiżanek z Bolesławca.
Hej! Na początek pytanie: Jakich zaimków używasz?Jestem za gruba i za stara, żeby się ograniczać. Używam wszystkich zaimków osobowych wymiennie. Bardzo lubię mówić o sobie on, ona, ono, ale jestem na tyle gruba, że mówienie o sobie w liczbie mnogiej jest równie adekwatne.
Kto to Misia Joachim?Misia Joachim jest rodzajem bajki. To historia o mnie opowiedziana oczami mojej wyobraźni i kreacji na temat rzeczywistości. Mój drag oparłam na fantazjach z dzieciństwa, których nie mogłem zrealizować przez brak pieniędzy i brak przyzwolenia ze strony rodziny. Jednocześnie kreuję go także przez dorosłe traumy, które mnie ukształtowały.
Świat dziecięcej fantazji jest bardzo ważny. To na nim będziemy budować dorosłe koszmary. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Misia Joachim | Drag | Makeup (@misiajoachim) Czy trudno jest być drag queen?To zależy, w jakiej kwestii pytasz. Czy trudno jest się wyrażać artystycznie? Nie. Czy trudno zrobić to dobrze? Tak. Najpierw trzeba zadać sobie pytanie, dla kogo robi się drag. Jeśli tworzysz dla samego siebie, jest dużo łatwiej, bo jesteś jedyną osobą, którą należy zadowolić. Jeśli natomiast zamieniasz samą siebie w żywe dzieło sztuki i robisz to, żeby Cię oglądano i podziwiano — to już jest cholernie trudne. Nie mam na myśli kwestii czy to się podoba, czy nie, a raczej o kontrolę nad tym, jakie emocje wzbudzasz swoim występem.
W takim razie przejmujesz się hejtem i negatywnymi komentarzami?
Nie, broń boże. Przejmuję się tylko opinią ludzi, których uważam za istotnych w moim życiu oraz tych, którzy są dla mnie autorytetem, którzy robią piękne i interesujące rzeczy. Nie będę się natomiast przejmować anonimowym pełnym nienawiści i hejtu komentarzem w internecie. Drag robię głównie dla siebie i ma sprawiać przyjemność przede wszystkim mi. Nie każdemu muszę się podobać, ale jeśli ktoś mnie obraża i wyzywa, mówię mu dobitne – „Wypierd*laj, tam są drzwi”. Nie zamierzam marnować czasu na interakcje z takimi ludźmi. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Misia Joachim | Drag | Makeup (@misiajoachim) Porozmawiajmy o Twoich początkach. Zawsze najbardziej ciekawią mnie historie pierwszych kreacji, pierwszego pomalowania ust, jak to było u Ciebie?
Moje początki z przebieraniem się i kostiumami sięgają lat dziecięcych. Na długo przed pierwszymi próbami z makijażem czy dragiem. Pamiętam, jak kiedyś ukradłam mojej dwa lata starszej siostrze czerwoną spódnicę w czarne kropki, bo przypominała mi skrzydełka biedronki. Ubrałam ją jak ponczo. Czułam się niesamowicie, że mogę zmienić się w biedronkę.
Miałam wtedy 8 może 9 lat i zrozumiałam, że uwielbiam kreowanie postaci, swojego wizerunku i przestrzeni wokół.
A co z makijażem? Masz też podobną historię?Gdy miałam 13 lat i ukradłam mojej mamie paletkę z Avonu z czterema fioletowymi cieniami w środku. Zamknęłam się w łazience i pomalowałam się, najlepiej jak wtedy potrafiłam. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Wyglądałam przepotwornie, nieestetycznie, dziwacznie, ale ja czułam się tak dobrze. To było wyzwalające. Poczułem się, że zdejmuję nieswoją twarz i wreszcie zakładam tę właściwą.
Zaraz po tym założyłam popularnego wtedy Photobloga i regularnie wrzucałam tam moje zdjęcia w makijażu. Była to jedyna przestrzeń, gdzie czułam się w takim makijażu bezpiecznie. W tamtym okresie byłam metalówą, później gotem i cybergotem, więc makijaż zawsze był u mnie integralną częścią stylu. Moment, który pamiętam najwyraźniej, to ten, gdy ubrałam uszy królika i tak bardzo przerobiłam to zdjęcie, że wyglądałam jak rodem z jakiegoś zepsutego programu lub horroru. To wtedy poczułam, że to właśnie to – prawdziwa ja. Skąd wiedziałaś, że chłopcy też mogą się malować?Właśnie ze wspomnianego Photobloga. Oglądałam tam różnych chłopców, którzy mieszkali w okolicy i dodawali zdjęcia w makijażach. Robili to, co skrycie ja chciałam robić. Mieli ekspresję, która mi się podobała. Pragnęłam tego samego, więc zaczęłam to powtarzać. To były makijaże robione tylko do internetu, czy oni tak po prostu wyglądali na co dzień? Nie wiem. Ja zaczynałam od tego, że malowałam się tylko na Photobloga, a później to zmywałam i udawałam, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Misia Joachim | Drag | Makeup (@misiajoachim) Co wtedy czułeś? Wstyd?Nie czułam zupełnie wstydu, jedynie zwyczajny strach. Nie mam pojęcia skąd tak mam, ale nie wstydzę się siebie i własnych potrzeb. Sądzę, że wiele dzięki temu zawdzięczam. Ja się nigdy nie wstydziłam tego, kim jestem. Bałam się jedynie konsekwencji moich czynów i mojego przemocowego ojca.
Naprawdę nigdy się nie wstydziłaś?
Była jedna taka sytuacja. Miałam wtedy 10 lat i dziewczyny z mojej klasy uczyły mnie chodzić „po męsku”, bo ja zawsze machałam mocno biodrami i właśnie tego się mocno wstydziłam. Wszyscy mi to zawsze wypominali. Po wielu próbach w końcu nauczyłam się tak chodzić i dopiero w 2018 roku postanowiłam to zmienić i zacząć używać więcej swoich bioder. To nie było łatwe, przełamać tę tramę.
Oczywiście mam swoje kompleksy i ograniczenia wynikające z różnych ciemnych miejsc we mnie. Czegoś się na pewno wstydzę, ale staram się, by mnie to nigdy nie obezwładniło.
Pamiętasz, swój pierwszy raz w dragu?Muszę przyznać, że mojego pierwszego razu w dragu nie przemyślałem za dobrze. 10 lat temu w dniu Parady Równości w Warszawie zdecydowałam, że chcę iść jako drag queen. Byłam wtedy cybergotem, więc założyłam praktycznie te same rzeczy, tylko inaczej to nazwalałam. Na początku mojej dragowej przygody chciałam być magicznym nieuchwytnym stworzeniem, coś w rodzaju fantastycznego jednorożca czy potwora z Loch Ness – musisz mnie spotkać w przestrzeni, żeby zobaczyć, że istnieję. Praktycznie nie robiłam żadnej dokumentacji mojego dragu, ani nie miałam dragowego konta na mediach społecznościowych. Jedyne, co posiadałam, to pojedyncze zdjęcia od znajomych. Tak było przez większość mojej przygody z dragiem.
Kolejne pytanie o Twój pierwszy raz. Jak do tego doszło, że postanowiłaś stworzyć własny ball?
Danil chciał zorganizować ball i szukał pomocy. Akurat byłam obok, było to po jakiś zajęciach z vogue femme, które prowadził Danil. Powiedziałam mu wtedy: „No to chodź. Robimy ball!” Jestem dobra w organizowaniu rzeczy i uwielbiam to robić. Niektórzy wolą chodzić na cudze balle, ale ja zdecydowanie preferuję organizowanie. Gdyby ktoś mi płacił nawet najmniejszą pensję, mogłabym jeździć od miasta do miasta i przygotowywać bale. Coś na zasadzie: „Chcesz mieć bal? Wynajmij Misię, która pomoże Ci ogarnąć, wymyślić i stworzyć całe wydarzenie”.
Coś jak organizowanie ślubów?
Tak, dokładnie, coś w ten deseń. To ma same plusy. Po pierwsze organizator ma zawsze najlepsze miejsce i najwięcej widzi. Po drugie daje mi to upust mojej kreatywności. W telefonie mam zapisane z 60 pomysłów na ball.
Co lubisz najbardziej w organizowaniu balli?
Zakończenie. Energia ludzi, gdy kończymy, jest niesamowita. Wszyscy klaszczą, krzyczą i są zachwyceni. Radość uczestników_czek wychodzących w kategoriach to obłędna adrenalina, która trochę uzależnia. To jest piękny moment, gdy ball dobiega końca, a na scenie i pod nią jest olbrzymia fala energii, radości, celebracji i miłości. Gdyby okazało się pod koniec, że osoby uczestniczące są niezadowolone, sędziowie zażenowani, a widownia znudzona, to byłby totalnie fiasko. Organizuję balle, żeby ludzie mogli z tego korzystać, żeby mogli poczuć tę fantastyczną energię!
Chcę tworzyć i dawać innym cudowną przestrzeń do prezentowania swoich umiejętności na runwayu. Tylko w ten sposób polski ballroom może się rozwijać – poprzez doskonałe balle! Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Misia Joachim | Drag | Makeup (@misiajoachim) Nie przeszkadzają Ci sztywne zasady ballroomu?
Muszę przyznać, że kultura ballroomu jest bardzo mocno skodyfikowana i normatywna w swojej esencji. Staram się tego trzymać z szacunku do kodów kulturowych, które się wytworzyły w ramach kultury. Przepuszczam to natomiast przez moje własne „sito”. Na wydarzeniach, które współorganizuję, nie znajdziesz kategorii „Realness”, która polega na jak najlepszym wpisywaniu się w heteronormę. W dzisiejszych czasach uważam to rodzaj opresji, której nie potrzebujemy. Rozumiem, dlaczego historycznie była ważna i potrzebna. Bez tych umiejętności wtopienia się w tłum, było znacznie ciężej przeżyć, bo homofobia czy transfobia była dużo poważniejszym zagrożeniem. Dzisiaj jednak uważam to za rodzaj opresji.
Niedługo zbliża się twój grzybowy ball, który organizujesz razem z Danilem. Zdradzisz nam, co jest kluczem Waszego powodzenia?
Myślę, ze udany przepis na ball to ja i Danil. Mamy zupełnie inne kompetencje oraz umiejętności. To się sprawdza. Kreatywność i ciekawy temat przewodni to równie istotny element. Dużą wagę przykładamy także do odpowiedniego zadbania o osoby występujące – to one są najważniejsze. Dajemy bardzo dużo od siebie i to się zwraca równie mocno! Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Queer.pl - portal osób LGBT+ (@queer.pl) Na koniec pytanie. Jest coś, co powiedziałabyś nastoletniej Misi Joachim?
Nie powiedziałbym nic. Po prostu przytuliłbym. Ludzie potrzebują przede wszystkim ciepła. Misia sprzed 15 lat właśnie tego potrzebowała. Drobne akty wsparcia uratowały mnie przed wieloma strasznymi rzeczami. Czasami wystarczy obecność drugiej osoby, żeby na koniec dnia nie czuć się samotnie. To znacznie lepsze niż farmazony, które możesz powiedzieć młodszej wersji siebie. Jako nastolatka i tak pewnie bym tego nie posłuchała. Dobre rady, o które nikt nie prosi, są zbędne. Sam się tego uczę, żeby nie dawać rad nieprosz... ( Pozostało znaków: 42435 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.