Marlene Dietrich jest nie tylko niekwestionowaną ikoną kina, ale również queeru. Do końca życia wypierała się romansu z Gretą Garbo, a na ekranie przecierała szlaki kobietom, które chciały wyglądać inaczej i zachowywać się inaczej.
24 listopada nakładem wydawnictwa "Znak Literanova" ukaże się książka "Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina" autorstwa córki Dietrich - Marii Rivy. Ta od najmłodszych lat towarzyszyła matce na przyjęciach i w aktorskiej garderobie. Na planie filmowym zawsze czekała w gotowości z lusterkiem do poprawienia makijażu. Nikt nie znał Marlene tak jak jej córka.
Ikona stylu, królowa życia i toksyczna matka. Perfekcjonistka z wielkim ego, która nie cofała się przed niczym. Zagrała w pierwszej filmowej scenie pocałunku dwóch kobiet, a do stworzenia idealnego kostiumu zdobyła ubrania męskich pracowników seksualnych z ulic Berlina. Jej urokowi ulegli Ernest Hemingway i Gary Cooper. Uwiodła kochankę Grety Garbo, romansowała z Édith Piaf. Na złość Goebbelsowi zrzekła się niemieckiego obywatelstwa. Język Marii Rivy jest momentami przestarzały, ale my zostawiamy go w oryginalnej formie, a was ostrzegamy, przed słowami, które wyszły z użycia. Zainteresowane? Zainteresowani?
Berlin w szalonych latach dwudziestych był naprawdę szalony. Chicago mogło mieć swoje meliny, chłopczyce, dziewczyny gangsterów i bardzo dzikie kobiety, ale Sodoma i Gomora znajdowały się w Berlinie. Prostytutki wystawały na rogu każdej ulicy. Ich charakterystyczny biały makijaż doskonale uzupełniał wyzywające stroje. Z piórami, łańcuchami, frędzlami i biczami paradowały po mieście niczym rajskie ptaki. Marlene i jej przyjaciele, ściśnięci w małym kabriolecie Rudiego, uwielbiali krążyć po ulicach o każdej porze dnia, podziwiając to darmowe show. Marlene miała szczególny dar rozpoznawania transwestytów na tej rewii. Twierdziła, że tylko oni wiedzą, jak stylowo nosić obowiązkowy pas do pończoch. Najbardziej podobała jej się blondynka, której znakiem rozpoznawczym były cylinder z białej satyny i falbaniaste majtki, które zachwycały Marlene w szczególności.
„Tylko cioty wiedzą, jak wygląda seksowna kobieta”, brzmiał jeden z jej znanych komentarzy. Słynęła z ciętego dowcipu, zmysłowej swobody i uznania dla biseksualności, choć bez epatowania wulgarnością. Kusząca mieszanka, zwłaszcza w powojennym Berlinie, gdzie wszystko było dozwolone. A im bardziej erotyczne, sprośne i niemoralne, tym bardziej akceptowane. Rudi zawsze szczycił się nienagannym gustem. W dodatku mógł się pochwalić zdumiewająco błyskotliwym instynktem, który podpowiadał mu, co pasuje do zawodowego wizerunku jego żony i sprawdzi się w tym zakresie. Wiedział, że zabawa z wulgarnością będzie jej atutem tak długo, jak długo ona sama nie stanie się wulgarna. Wyznaczył jej cel, aby zdumiewała i intrygowała, nie tracąc przy tym wyniosłości prawdziwej arystokratki. Choć tak na- prawdę nie rozumiała tych subtelności, Marlene uwielbiała jego koncepcje i wskazówki. Razem z Rudim bywali w licznych kabaretach, gdzie gromadzili się i występowali transwestyci. Traktowali ją jak swoją ukochaną siostrę i często prosili o radę.
– Marlenchen, czy ta szminka mi pasuje? – Jak myślisz, więcej tuszu? – Czy te jaskrawozielone rękawiczki do tej sukienki to już przesada? – Co mam zrobić z tym cholernym boa?... ( Pozostało znaków: 13231 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.