"Nazywam się Mona i jestem nieogolona, wyraźnie rozochocona i lekko spocona" - tak przedstawia się drag queen Mona Lizak w swojej wersji kultowego "Erotyku" Madonny. Wyjątkowa, rozśpiewana drag queen opowiada nam o tym, jak drag pozytywnie wpłynął na jej zdrowie psychiczne, o nadchodzącym singlu, w którym rozlicza Polskę z Kościołem i zabawie stereotypami płci.
Klaudia Bobela, Queer.pl: Jesteś wyjątkową drag queen - śpiewasz na żywo, masz piękną, brokatową brodę. Jak opisałabyś swoją drag personę?Mona Lizak: Myślę, że Mona jest wielopłciowa, może gender fluid, która łączy cechy męskie i żeńskie albo niebinarność. To jest zbiór różnych, charakterystycznych dla konkretnych płci, ustalonych przez kogoś cech, które Mona reprezentuje. Oprócz tego jest oczywiście raperką, co jest w naszym świecie bardziej charakterystyczne dla tej męskiej części społeczeństwa, no i jest też gdzieś tam piosenkarką, co się bardziej kojarzy z kobiecą stroną. Ciężko jednoznacznie określić, ale wydaje mi się, że jest to po prostu performerka, która łamie takie przyjęte normy i schematy płciowości.
Muszę zapytać o brokatową brodę, która jest nieodłącznym elementem twojego wizerunku. Jak ludzie reagują na brodę u drag queen? Czy to jest dalej coś, co szokuje, czy jednak ludzie przyzwyczaili się, że performerki dragu to nie tylko piękne iluzje kobiet?
Myślę, że wciąż jest to trochę skrajnie odbierane. Z jednej strony zdarzają się opinie, że super, bo to coś nowego, niektórzy traktują to też jako część makijażu. Sama to tak traktuje, bo jednak trzeba tę brodę przygotować, musi to być spójne z całą resztą. Ale są też głosy malkontentów, którzy powiedzą: co ty w ogóle robisz, zgól tę brodę, bo nie jesteś drag queen.
Żyjemy w świecie, w którym drag jest bardzo luźny i to nie jest jedynie parafraza kobiety. Myślę, że można sobie pozwolić na coś takiego, jak broda. Jednak ja też robię to trochę inaczej - nie zostawiam po prostu brody, tylko ją całą brokatuję, więc ona świeci, jest widoczna, charakterystyczna. W sumie w Polsce to się zdarzało chyba tylko Twojej Starej, chociaż ona chyba miała wąsa brokatowego. Nikt inny się za brokatową brodę nie bierze, więc może to i dobrze, przynajmniej dla mnie.
A więcej jest tych pozytywnych czy negatywnych reakcji?
Wydaje mi się, że jednak więcej jest tych pozytywnych. Myślę, że ludziom się to podoba, bo tak jak mówiłam, jest to gdzieś tam nowe, przynajmniej w naszym kraju, chociaż z drugiej strony rozumiem negatywne reakcje. Ludzie są przyzwyczajeni do takich mainstremowych programów, jak "RuPaul's Drag Race", gdzie tak naprawdę brodatych drag queen nie ma. Oni już na etapie selekcji takie drag queen w większości odrzucają. Więc ten obraz takiej mainstremowej drag queen jest troszeczkę inny niż ja pokazuje. Zupełnie rozumiem to, że komuś to nie pasuje, bo ktoś się przyzwyczaił do czegoś innego. Ale myślę, że warto mieć otwarty umysł i nie oceniać na podstawie tego, że komuś się nie podoba jeden element mojej postaci, bo może znajdzie inny, który się spodoba.
Jak w ogóle zaczęła się twoje przygoda z dragiem? Jako performerka występujesz na scenie relatywnie krótko.
Zgadza się. Tak naprawdę występuję na scenie od lipca ubiegłego roku. Generalnie wcześnie grałam w LARP-y i cosplay'e. Tam był początek mojego dragu, bo postanowiłam przemycać queerowe wątki do tych opowiadanych historii. Pierwszy raz byłam drag queen w lipcu 2019 roku. Postać została fajnie przyjęta przez ludzi, przez graczy i graczki, przez uczestników i uczestniczki. Pomyślałam wtedy - kurczę, mnie się to podoba. Następnym krokiem było oczywiście przygotowanie się do pierwszego występu, który gdzieś tam może nie poszedł najlepiej, tak, jakbym to sobie wymarzyła, ale generalnie odzew był świetny i stwierdziłam, że skoro ludziom się to podoba i wyciągają z tego jakieś wartości, to jest to dla mnie. Poza tym to też forma aktywizmu. Po pierwszym występie podeszła do mnie dziewczyna i powiedziała: super, że jesteś, czuje się przy tobie bezpieczna. I to takie pierdółki z punktu widzenia ogółu, które jednak złapały mnie za serce i pomyślałam sobie - w takim razie muszę to robić, tym bardziej, że ja się świetnie z tym czuje.
Pierwszą osobą, która dała mi szansę była Filo, no i oczywiście Surowiec i Odra-Pany Beach Bar we Wrocławiu, którzy zaprosili nas na występy - mnie razem z koleżankami. Potem już poszło. Na początku robiłam lipsyncki, bo to też dosyć charakterystyczne dla drag queen, ale uznałam, że skoro potrafię śpiewać i rapować, to po co miałabym to robić. I tak w sumie powstała ta dzisiejsza Mona, która gdzieś tam występuje w klubach i teatrach, która ma swój własny materiał muzyczny, robi covery, no i przede wszystkim jest dla ludzi. Nie jest wykreowaną postacią, jest częścią mnie, którą chce pokazać ludziom i dać im siłę, żeby walczyć w naszym smutnym kraju.
Dla mnie sam drag jest bardzo terapeutyczny, ponieważ jestem osobą cierpiącą na bulimie, gdzieś tam z tyłu towarzyszą mi zaburzenia postrzegania własnej osoby. W momencie, kiedy mogę się wystroić, można by powiedzieć - kurczę to nie do końca jesteś ty. Ale ja też nie zachowuje się inaczej w życiu i w dragu. Właściwie zachowuje się tak samo, więc drag jest częścią mnie, to nie jest wykreowana postać. To jest ta część mnie, którą ja szczerze mówiąc gdzieś tam wolę i akceptuję. W momencie, kiedy zauważyłam te wszystkie elementy, postanowiłam, że będę na tej scenie dragowej, że to się musi udać.
To niesamowite, co mówisz o działaniu terapeutycznym dragu. Jak to było dokładnie w twoim przypadku? Drag pomógł ci zaakceptować siebie?
Myślę, że tak. Przede wszystkim przestałam się zastanawiać nad tym, czy powinnam w ciągu dnia się pomalować. Oczywiście zdarzało mi się wcześniej niejednokrotnie, ale zastanawiałam się, czy mogę to robić, czy to jest okej, czy nie dostanę po mordzie?
Właściwie zawsze byłam odważną osobą i nie bałam się ludzi, czy pyskówek na ulicy, jednak wiadomo, że ślad po czymś takim, gdzieś tam zostaje. Potem wracasz do domu i myślisz sobie, co tak właściwie się stało. W pierwszym momencie zawsze sobie myślałam, że to wychodzi ode mnie, nie dlatego, że ktoś może być nietolerancyjny wobec queeru. Jak przełamałam te pierwsze lody i zostałam drag queen, wtedy zrozumiałam, że właściwie to nie jest tak, że ja powinnam się przejmować innymi ludźmi i nigdy tak nie będzie. Owszem, gdzieś tam sama siebie rozliczam z pewnych rzeczy, ale właściwie nie powinnam. Więc poszłam na całość.
Potrafię chodzić w dragu po ulicy i reakcje ludzi też są różne. Teraz jednak staram się totalnie dystansować, bo ja prywatnie i ja w dragu to pełna całość. To jestem ja w 100 procentach, chociaż czasem pokazuje się w takiej odsłonie, czasem w takiej. Jeżeli ktoś ma z tym problem, to ktoś ma z tym problem, ja już w tej chwili nie mam. Także ten drag był dla mnie terapeutyczny w tym sensie, że mogłam się dopełnić. W tym momencie jak wyszłam na ulicę, a pierwszy raz wyszłam na ulicę w dragu podczas zeszłorocznego Marszu Równości we Wrocławiu, miałam takiego powera, że pomyślałam sobie: tak, to jest 100 procent mnie. Tu nie ma z czym polemizować, ja się z tym czuję świetnie i jeśli komuś to przeszkadza to wiesz - ściana, nie interesuje mnie to.
Co do biegania w dragu po ulicy - zdarzyło ci się robić jakieś performance właśnie na ulicy, tak nieoczekiwanie dla nikogo?
Poza Marszami Równości to nie. Oczywiście nie licząc biegania między klubami, bo zdarzyło mi się mieć dwa występy w tym samym dniu i trzeba było przebiec gdzieś po mieście w dragu.
Myślę, że to gdzie występuje i w jaki sposób występuje powinno być ukierunkowane na konkretnych odbiorców. Nie wiem, czy bieganie w dragu po ulicy nie będzie zacierać tej granicy, gdzie coś staje się niesmaczne i może prowokować część społeczeństwa. Duża część osób będzie zadowolona, duża część będzie zadziwiona, ale będą osoby złe, które dostaną argument do debaty politycznej czy społecznej. Lepiej i bezpieczniej występować w miejscach, w których ludzie przychodzą intencjonalnie. Nie ma się co szarpać z wiadomo kim.
Wróćmy do tworzenia przez ciebie muzyki. Śpiewasz na żywo, co jest fenomenalne, ponieważ rzadko spotyka się drag queen, która to robi. Sama produkujesz swoją muzykę?
Tak. W zeszłym roku robiłam wyłącznie covery, między innymi świątecznej piosenki "Santa Baby", no i oczywiście "Erotyk", czyli parafraza piosenki Madonny. W tym roku zaczęłam robić swoją własną muzykę i współpracuje z producentami i producentkami, tworzymy cały album i nad tym właśnie pracuje.
Jest to fajne, ale trudne zarazem. Fajne, bo można się wyżyć, powiedzieć, co się chce powiedzieć. W tekście piosenki zawierasz jakieś przesłanie. W moich utworach zazwyczaj coś takiego jest. Moja publiczność jeszcze tego nie wie, bo płyta się produkuje i wyjdzie dopiero na wiosnę w przyszłym roku, natomiast każda piosenka jest o czymś, nie są o tym, żeby tańczyć i się bawić. Zazwyczaj są o różnych problemach, piszę o czymś, co jest ciężkie dla mnie. One są w takim ujęciu personalnym nastawione na wyrażanie pewnych opinii i przemyśleń, obserwacji. Jest to o tyle trudne, że jak idę z takim materiałem do klubu to nie jest on taki lotny jak cover.
Na szczęście nie spotkałam się z hejtem, czy negatywnymi opiniami. Raczej ludzie musieli sobie moją muzykę przemyśleć, wgryźć się w to i dopiero wtedy dostawałam jakiś feedback. Nie wszyscy byli nastawieni na taki materiał w klubie. Zazwyczaj jak idziesz na drag show, oczekujesz znanych kawałków, typu Katy Perry. A u mnie jest własny materiał z przesłaniem i ciężko go sprzedać w klubach, dlatego na tej nowej płycie będzie też kilka kawałków, do których będzie można potańczyć. Bo na razie dopierdoliłam singlem "Maski", który jest ciężki, jest hip-hopowy, co też jest dosyć niszowe wśród queerowych osób. Dlatego poruszam różne, nowe tematy. Będzie trochę muzyki klubowej, będzie trochę reggaetonu, r'n'b. Musi też być hip-hop, bo to moja nisza i w nich będzie najwięcej przesłania. Album jako całość opowiada pewną historię. Zaczyna się dość lekko, potem przechodzi w ciężkie klimaty, a na zakończenie są kojące ballady. Płyta będzie dość obszerna - będzie miałam ponad 10 utworów. Będą również kolaboracje, na razie nie powiem z kim, ale wszystko jest już dogadane. Myślę, że to będzie dobry materiał.
Tworzenie własnej muzyki jest super, jestem mega podjarana. Już niedługo usłyszycie mój nowy singiel. Miałam pewne opóźnienie, pojawiła się kolaboracja, która ostatecznie nie wyszła. Ale to zawsze jest jakieś doświadczenie. Nauczyłam się stawiać na to, że to ja zapraszam ludzi, nie ludzie mnie, wtedy jestem wszystkiego pewna, trzymam rękę na pulsie. Właśnie dlatego mam opóźnienie z premierą mojego drugiego singla, ale on właśnie powstaje i wkrótce będzie miał premierę. To będzie chyba najmroczniejszy i najciemniejszy kawałek na albumie.
Możesz zdradzić o czym będzie?
Mogę zdradzić tytuł, jeszcze chyba wcześniej o tym nie mówiłam. Tytuł to "Bozia" i piosenka będzie o problemie instytucji kościoła w Polsce. Nie o wierze, nie o Bogu, bo nie chciałabym urazić niczyich uczuć religijnych, każdy ma prawo wierzyć w co chce. Chciałabym poruszyć problem samej instytucji kościoła, bo w Polsce ona mocno odbiega od tych wszystkich założeń, o których mówi nauka chrześcijańska. Wydaje mi się, że to jest coś o czym trzeba mówić.
W sumie ciekawa sytuacja, bo bardzo podobną piosenkę wydawała Maria Peszek na swoim nowym albumie. Na szczęście mamy zupełnie inne klimaty muzyczne i tylko jeden wers jest taki sam, może nie zauważy *śmiech*.
A sama jesteś religijną, wierzącą osobą?
Nie jestem. Przyznam szczerze, że, pewnie jak większość ludzi w Polsce, byłam zmuszana przez rodziców do bycia osobą religijną, przyjmowania sakramentów. Z czasem z tego wyrosłam. Wydaje mi się, że sama też jestem biolożką z wykształcenia i przez to patrzę na te rzeczy inaczej. Nauka do mnie przemawia bardziej niż religia i staram się jej trzymać. Oczywiście nie chce nikogo obrazić. Myślę, że religia jest bardzo ważna, uczy pewnych wartości. Natomiast sama raczej unikam takich rzeczy.
Skąd w takim razie piosenka o kościele w Polsce?
Wydaje mi się, że główny obóz prześladujący osoby LGBT w Polsce opiera się na fałszywych przekonaniach polskiego kościoła. Myślę, że trzeba powiedzieć na głos o tym, że wcale tak nie jest. Mogę zdradzić, że w nadchodzącym teledysku będzie postać Jezusa, który będzie przytulać również tęczowe osoby. Wydaje mi się, że o tym mówi nauka Kościoła, żeby kochać bliźniego, wzajemnie sobie pomagać, a nie o ciemiężeniu ludzi i robieniu komuś pod górkę. Stąd moja perspektywa, chęć pokazania, jak moim zdaniem nasz Kościół katolicki ma niewiele wspólnego z wartościami, które próbuje przekazywać. Przekazuje je też w takiej dość niefajnej formie i nagle wszyscy są zdziwieni, że liczba ludzi w kościołach maleje, a jak ma wzrosnąć, jak idziemy w kierunku średniowiecza?
Wróćmy do twoich występów. Reprezentujesz sobą coś, co nazwałabym "nową falą dragu", współczesnych performerów i performerek, dla których nie jest najważniejsze, aby jak najlepiej wcielić się w kobiecą postać, tylko bawią się tymi stereotypami płci. Myślisz, że tak wygląda przyszłość dragu?
Myślę, że tak. Poszukujemy coraz nowszych rzeczy, poszerzamy horyzonty, coraz więcej rzeczy nas interesuje, mamy Internet, który pokazuje nam różnorodność. Taki stary, klasyczny drag jest ekstra, a moje koleżanki, chociażby
Lady Brigitte, która jest genialna - dalej trzymają się tego stylu i to jest świetne, bo to pokazuje początki dragu, od czego to się wywodzi.
Natomiast myślę, że sam drag jednak zmierza w kierunku takich, powiedzmy kosmicznych i odjechanych rzeczy, co jest świetne. Można być drag kosmitką, w dzisiejszych czasach kobieta może być drag, osoba niebinarna może być drag, osoba trans może być drag. To spektrum cały czas się poszerza i to jest bardzo dobry kierunek, który pokazuje całej reszcie osób LGBT, że nie ma się czego bać, jest o co walczyć i można być sobą bez względu na wszystko. Te wszystkie sztuczne podziały, które zostały kiedyś utworzone i utrwalone zaczynają się zacierać. Myślę, że to między innymi przez Internet. To nas uczy różnorodności. Teraz możemy sobie wybrać, co nas interesuje, nie musimy się zgadzać tylko na to, co leci w TVP czy Polsacie, możemy sobie puścić, co chcemy i tak też trochę wygląda scena dragu. Na nasze występy przychodzą ludzie, którzy wybierają sobie, co ich bardziej interesuje. Ktoś, kto chce posłuchać, jak męczę "My heart will go on" czy rap to przyjdzie do mnie, jak ktoś chce zobaczyć kosmitkę to przyjdzie do
Ka Katharsis, a jak chce zobaczyć klasyczny drag to pójdzie do Lady Brigitte. Myślę, że to fajne, że zostaliśmy nauczeni, że możemy wybierać.
Na scenie czasem występujesz z Histaminą, z którą prywatnie jesteś w związku. Jak się występuje ze swoją osobą partnerską?
Nam się razem trudno występuje na scenie *śmiech*. Ale wytłumaczę dlaczego. Histamina nie do końca utożsamia się jako drag queen, ona raczej powiedziałaby o sobie, że jest drag performerką. Nie skupia się na zaimkach, bardziej na pokazaniu emocji ciałem. Ciężko nam się występuje, ponieważ robimy zupełnie różne rzeczy. Czasem jak razem występujemy i mamy układ do ogarnięcia - ona zaczyna ten układ rozwijać, a ja nie mogę tego zrobić, bo muszę czysto zaśpiewać i czasem dochodzi do zgrzytów, bo nie możemy się dogadać na tej konkretnej płaszczyźnie.
Myślę, że Histamina jest bardzo fajną osobą. Musi jeszcze trochę popracować nad swoim wizerunkiem i tym, co chce przekazać. Jest znacznie młodsza ode mnie. Ja gdzieś tam wiem, co chcę robić i tak kieruję swoją dragową karierą. Histamina z kolei jest artystką, studiuje na ASP i ma zupełnie inne poczucie estetyki niż ja. Dlatego ciężko nam się występuje, ale jesteśmy dość zgodne. Potrafimy sobie pomóc.
A jakie masz plany na występy w najbliższym czasie?
W najbliższą sobotę zapraszam na
afterparty po Marszu Równości we Wrocławiu, przygotowuję coś zupełnie nowego, nie będzie w ogóle mojego stałego materiału, ani Madonny, której jestem niesłychanie wielką fanką. Oprócz tego wkrótce będzie Halloween, na które przygotowuję petardę. Poza tym można mnie spotkać w Hah-u, czy Surowcu. Na pewno będę jeszcze na rewii w Teatrze Barakah w Krakowie.
Myślę, że poza tym do końca roku skupię się na promocji mojej nowej płyty, żeby w przyszłym roku móc wyruszyć w mini trasę koncertową. Mam do wyprodukowania kilka singli i teledysków, a żeby to zrobić muszę zrezygnować z występów. Może będzie mnie troszkę mniej, ale w przyszłym roku wrócę ze zdwojoną siłą. I to nie tylko ze swoim materiałem. Tak jak mówiłam wcześniej, to są ciężkie utwory, więc na pewno nie zabraknie coverów. Poza tym zabiorę ekipę, która ze mną pojedzie w trasę. No a dalej to już Hollywood *śmiech*.
Czy chciałabyś na koniec zostawić nasze osoby czytelnicze z jakimś przesłaniem?Dużo przeciwności losu spotkałam, żeby rozpocząć swoją przygodę z dragiem. Bardzo długo zwlekałam, bo uważałam, że muszę być artystką kompletną, żeby wyjść na scenę i pokazać swoje przesłanie, mówić ludziom o swoich przemyśleniach. To się gdzieś tam wreszcie udało, więc zostawiam was z puentą, z ostatnim wersem mojego debiutanckiego singla "Maski" - "
Jeśli ja mogę być drag queen, to ty możesz być kim chcesz!".
Monę Lizak można obserwować na
Facebooku,
Instagramie,
Tik Toku i
YouTube.
Kochanie, ja nie mam konta na żadnym portalu randkowym, to prawdopodobnie pomyłka :)
przecież nie pisałem do ciebie bezpośrednio, tylko opisywałem zjawisko
Jesteś gupi!
PS. Nie piszę do Ciebie, tylko opisuję zjawisko.
masz rację. ostatnio pomyślałem, że ekstrawagancją jest być gejem, który wygląda normalnie jak cywilizowany człowiek
Zdecydowanie nie podoba mi się ta dziwaczna drag, jestem przyzwyczajona do innych.
Oczywiście życzę jej jak najlepiej: dobrych pomysłów na siebie , karierę.
Wszystkim drag życzę dużo pieniążków!
Kochanie, ja nie mam konta na żadnym portalu randkowym, to prawdopodobnie pomyłka :)
przecież nie pisałem do ciebie bezpośrednio, tylko opisywałem zjawisko
WYGLADA SUPER
Kochanie, ja nie mam konta na żadnym portalu randkowym, to prawdopodobnie pomyłka :)