Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* działa od 2017 roku. Zajmuje się szeroko rozumianą kulturą lesbijek* w Polsce. Gwiazdka przy słowie „lesbijka” jest otwarciem na osoby, które utożsamiają się z doświadczeniem kobiet nieheteronormatywnych – psychicznym, fizycznym, duchowym czy politycznym. Celem Stowarzyszenia jest wytwarzanie, animowanie, rozpowszechnianie, archiwizowanie kultury lesbijskiej* w Polsce, by zakorzenić lesbijki* w kulturze i dać kulturowe odniesienia do budowania swojej tożsamości. Kieruje się zasadą: „Nie oceniamy, a przyglądamy się, bo najważniejszy jest proces”. Buduje przestrzeń, w której możliwe są siostrzeństwo i kobieca* kreatywność. Skupia się na działaniach w dwóch przestrzeniach: w sieci i w realu. Stawia na działanie cykliczne, które kulturze lesbijskiej* daje ciągłość i pozwala w nią wniknąć.
Zacznijmy od dzisiejszej okazji. Dlaczego obchodzenie wydarzeń takich jak ten – Dzień (a nawet cały Tydzień) Widoczności Lesbijek – jest ważne?
Maja Korzeniewska: Jeśli cię nie widać, to cię nie ma. Nie masz swojego głosu. Twoje potrzeby nie są uwzględniane, nie masz wielu ważnych dla ciebie praw. Ktoś_sia za ciebie ustala, co jest ważne i potrzebne. Ale mam nadzieję, że wkrótce to będzie dzień lesbijek*, święto les*kobiet, a nie dzień udowadniania swojego istnienia.
Agnieszka Małgowska: Na razie bardzo potrzebny jest ten dzień. Dzięki niemu, choć raz w roku, lesbijki* stają się tematem dnia, a ostatnio nawet tygodnia. To kolejny krok.
Monika Rak: Cieszy mnie, że w nazwie święta jest widoczność, bo już nie mam siły słuchać o niewidoczności.

Czy Waszym zdaniem kobiety nieheteronormatywne są odpowiednio widoczne w przestrzeni publicznej?
MR: Oczywiście, że nie są wystarczająco widoczne, zwłaszcza w Polsce. Ale przez ostatnie pięć lat wiele się zmieniło. Paradoksalnie sytuacja polityczna w Polsce przyczyniła się do tego. Trochę tak, jakby część kobiet* poczuła prawo, siłę, obowiązek czy nawet wewnętrzną presję, żeby publicznie dać świadectwo swojej nieheteronormatywności. Mam poczucie, że taką moc dał kobietom nieheteroseksualnym Czarny Marsz. Poczułyśmy przynależność do większej grupy, wydawało się, że wreszcie jesteśmy sprawcze. Stąd moim zdaniem w ostatnim czasie kilka lesbijskich* coming outów.
MK: Ten stan “niepełnej obecności” les*kobiet jest też przejawem zaprzeczania kobiecej seksualności, zaprzeczania, że istnieje świat kobiet poza światem męskim.
Czy zgadzacie się z twierdzeniem, że homofobia ma korzenie w seksizmie, a więc większość problemów sprowadza się do wciąż patriarchalnej wizji świata
AM: Oczywiście. Homofobia to konsekwencja seksizmu, mizoginii, ksenofobii, lęku przed innym, co sprowadza się do patriarchalnej konstrukcji świata. Najdotkliwsze jest to, że dla wielu osób to zinternalizowany system i nadal pozostaje przezroczysty. Nieustająco trzeba odsłaniać rządzące tym mechanizmy i schematy. Uświadamiać, że to jest konstrukt udający prawdę, obiektywność i osławione “prawa naturalne”.
MK: Obawiam się, że rozprawienie się z patriarchatem nie wystarczy. Dla mnie dużo w tym atawistycznego strachu, lęku przed innym, obcym... ale ten inny też nam jest potrzebny, żeby się dookreślić, żeby nie zlewać się. Więc może lepiej pracować nad otwartością na różnorodność? Czy ocenianie wszystkiego jest nam potrzebne? “Inny nie znaczy gorszy, inny nie znaczy wróg”, wciąż obowiązuje w materiałach Ministerstwa Edukacji i Nauki.
Jak można przekonać naszych bliskich, że dwie kobiety* tworzą pełnoprawny związek, mężczyzna nie jest niezbędny, a żadna z nich nie musi „odgrywać” jego roli? Czy w ogóle jest sens takiego „przekonywania”, bo może powinno to być bezwarunkowe? Ale co w takim razie zrobić w sytuacji, kiedy kochamy naszych rodziców, jesteśmy z nimi silnie związani, oni kochają nas, troszczą się, jednak nie rozumieją naszej orientacji i związku z kobietą*?
MR: Z naszych obserwacji, doświadczenia, przeprowadzonych rozmów wynika, że relacje rodzinne to rzeczywiście problem dla wielu kobiet nieheteronormatywnych. Mówią o tym rozmówczynie naszego cyklu “Lesbijska Inspira“ publikowanego w Feminotece.
AM: Jesteśmy socjalizowane, czasem to nasza cecha osobnicza, że czujemy zobowiązanie, by troszczyć się o więzi i uczucia całej naszej rodziny. Zwykle ze szkodą dla siebie, w ciągłym procesie, rozważaniu czy się autować czy nie, szukając sposobu, by żyć po swojemu, nie raniąc bliskich sobie osób. Uważam, że decyzję trzeba zostawić kobietom*, nie ma co wywierać presji, tym bardziej piętnować. Nic na siłę, ale konieczne jest wsparcie pod hasłem OSK: “Nigdy nie będziesz szła sama”. Po to są różne stowarzyszenia tęczowe i feministyczne, inicjatywy, grupy wsparcia - formalne i nieformalne - w których budują się relacje między kobietami*. To zapewnia przestrzeń do poznawania innych perspektyw, obserwowania innych les*storii, konsultowania decyzji, tworzenia więzi. To jest powolny proces, często niełatwy, ale dla mnie trwały i nieinwazyjny. Zmieniać mogą się tylko osoby, które chcą, nikogo nie da się przekonać, kto_sia się okopał_a w swoim światopoglądzie.
MK: Chyba nie chciałoby mi się już przekonywać. Zresztą dostałabym furii z powodu paternalistycznego podejścia. [śmiech] Nie mam przeświadczenia, że rodzina (pochodzenia) jest wartością absolutną. Często bywa niszcząca, a absolutyzowanie jej prowadzi do wielu długotrwałych cierpień. Po co do końca życia gnębić się problemem przemocy domowej, homofobią, seksizmem czy uzależnieniami opiekunek_ów? Niszczą Cię osoby wokół Ciebie? Uciekaj. Po co w tym tkwić? Żebrać o miłość, zrozumienie czy uwagę? Dla mnie to stan patologiczny, syndrom sztokholmski w rodzinie. Nie. Nie uznaję więzi krwi za wartość, jeśli za tym nie idzie życzliwe podejście do drugiego, uważność. Dlatego tak ważne są miejsca, w których można znaleźć pomoc.
Wesprzyj Queer.pl - najstarszy portal LGBT w Europie
Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy własnego głosu w Internecie. Daliśmy radę przez 24 lata - z Waszą pomocą przetrwamy także ten ciężki okres. Równocześnie utrzymanie takiego projektu jeszcze nigdy nie było tak trudne.
Zobacz jak wspomóc QUEER.PL
Jak oceniacie reprezentację lesbijek* czy ogólnie związków kobieco-kobiecych w szeroko rozumianej kulturze – zarówno polskich filmach, serialach, książkach, muzyce, sztuce czy też w tej zagranicznej sferze?
AM: Dziś lesbijska* propozycja kulturalna jest całkiem spora. Można nawet powiedzieć, że jest boom, którego efektem jest różnorodność. Najbardziej w kinematografii. Już nie pokazuje się tylko martyrologicznych les*storii czy produkcyjniaków procomingoutowych, to nie tylko fantazje o lesbijkach*, także ekranizacje prawdziwych les*storii (“Elisa i Marcela”), a obok nastolatek są seniorki (“Moja babcia jest lesbijką”), oprócz lesbijek-ofiar są też lesbijki-opresorki (“O wszystko zadbam”). Produkuje się seriale, fabuły, dokumenty, kryminały, melodramaty. To oczywiście na świecie, ale w Polsce też się ruszyło, powstała biografia Anny Kowalskiej, serial internetowy “Kontrola”, spektakl o Marii Konopnickiej, a sztuki wizualne promuje Liliana Zeic (Piskorska).
MR: Jest już tak, że niejednokrotnie zdarza mi się, że oglądam film i niespodziewanie “wyskakuje” postać, relacja lesbijska* czy lesbijska* herstoria. Już przestałam liczyć filmy o lesbijskiej tematyce, a jeszcze 5-10 lat temu każdy był odkryciem. To, jak bardzo się zmieniło, potwierdzają nawet polscy prawicowi politycy, którzy czują się zaniepokojeni, że na platformie Netflix jest kategoria “filmy lesbijskie”. [śmiech] Ten prawicowy niepokój cieszy. Cieszy mnie też, że to lesbijska* kategoria została dostrzeżona. To kolejny znak zmiany.
MK: Mam poczucie, że powoli przestaje się zwracać uwagę na płeć czy orientację, liczy się opowieść o postaci, relacji. A to sygnał, że przyzwyczajamy się do świata spoza heteronormy i staje się on dla nas normatywny.
W jakim stopniu zjawisko „terfizmu” może występować wśród społeczności lesbijskiej? Skąd ono się bierze i jak dużym jest problemem wśród radykalnych feministek-lesbijek?
MR: Społeczność radykalnych feministek-lesbijek*? W Polsce? O kim mowa?
AM: Chyba o nas? [śmiech] Żartujemy, bo radykalizm w Polsce postrzegany jest we wszystkim, co odbiega choć trochę od stereotypowej heteronormy. Różne światopoglądy widzą radykalizm w innym miejscu. Nawet w przestrzeni otwartej na myśl progresywną nie ma jasności, co jest radykalizmem. Zatem czy radykalne czy nie, są: akcja Metoo, wydarzenia wokół orzeczenia dotyczącego aborcji pseudo Trybunału Konstytucyjnego, hasło “wypierdalać”, malowanie po murach kościołów, bycie lesbijką bez gwiazdki, a może niebinarność i terfizm?
MK: No właśnie terfizm, o który pytałaś. Uważam, że to problem, bowiem to, co się dzieje wokół tego pojęcia w Polsce obrazuje tendencje do zaniechania debat. Importujemy pojęcie, nie badając nawet jak to się ma do polskich realiów. Są prawdy i racje każdej ze stron. Oskarżenie o terfizm uniemożliwia dyskusję. Nawarstwia się tu problem tzw. kultury unieważniania, wystarczy jeden błąd, a nawet podejrzenie, a już cię nie ma. Nie ma możliwości wyjaśnienia, próby zrozumienia… wypadasz.
MR: W tej sprawie wylewa się dziecko z kąpielą. Mówią o tym czasem też osoby trans jak na przykład Anna Szymkowiak, która dzieli się swoją perspektywą w rozmowie do “Lesbijskiej Inspiry”. Naprawdę mamy prawo dyskutować o nowych terminach, zwracać uwagę na ich ograniczenia i potencjał. Czasem mierzymy się z absurdami, jak użycie określenia “osoby z macicami” przy składaniu życzeń na Dzień Kobiet, co wyklucza kobiety bez macicy, z transmężczyzn robi kobiety i nie zauważa transkobiet... Dyskusja nie oznacza kwestionowania nienormatywnych tożsamości.
MK: W efekcie nie można na przykład porozmawiać o transkobietach w sporcie, gdzie kwestiami są nie tylko hormony, ale mięśnie, pojemność płuc, budowa kostna… Może to problem, a może nie, ale chciałabym się więcej dowiedzieć. Jest wiele nowych pojęć, badań, a obserwując zagadnienia związane z tęczowością od 20 lat nietrudno zauważyć zmiany. Dlatego chciałabym mieć czas na przyswojenie, zrozumienie, ale też możliwość krytycznego podejścia.
MR: Widzimy teraz tworzenie się nowego języka - nazywającego poszczególne różnorodności. Zmiany te, wraz z rozwojem nauki, są coraz szybsze, tak, że nawet będąc w środku, kolejne pojęcia i definicje mogą zaskakiwać. A co mają powiedzieć osoby z zewnątrz? Często przychylne, ale niedoinformowane. Ważna jest tu pozbawiona emocji edukacja. Nic tak dobrze nie robi, jak spotkanie twarzą w twarz z nieznanym_nieznaną_ nieznano. Empatia czyni cuda.
MK: A dla mnie wciąż bardzo ważna jest intencjonalność działania, nie oczekuję nieomylności, a nawet się jej boję.