O słowiańskiej mitologii, "Grze o Tron", LGBT w literaturze fantastycznej z Witoldem Jabłońskim, pisarzem i gościnnym felietonistą Queer.pl rozmawiała Magda Dropek.
Naszym czytelnikom i czytelniczkom dałeś się ostatnio poznać jako pisarz nie tylko fantasy... Ale nie da się ukryć, że na rynku wydawniczym od dawna masz mocną pozycję. Da się w Polsce wyżyć z pisania fantasy?
Zależy, co rozumiemy przez "wyżyć"? Jeśli ktoś wyobraża sobie luksusową willę, limuzynę z szoferem i egzotyczne wakacje co roku, to na pewno nie. Polski rynek czytelniczy jest stosunkowo niewielki (przypominam, że ok. 64% naszego społeczeństwa deklaruje, że nie kupuje i nie czyta żadnych książek), a konkurencja ogromna. Niełatwo się przebić, a jeszcze trudniej utrzymać. Od ponad dziesięciu lat nie pracuję etatowo, a jednak jakoś egzystuję. Powiedzmy jednak otwarcie, że gdyby nie pomoc rodziny i dorabianie tłumaczeniem rosyjskiej fantastyki, byłoby bardzo ciężko, A tak wystarcza jakoś na chleb codzienny i czasem na Bourbona... i mogę się wyżywać w tym, co lubię robić, a to już niewątpliwy luksus.
Ja mam wrażenie, że polska fantastyka jest mocno "konserwatywna". Domyślam się, że bywasz na konwentach i spotkaniach, na które zapraszani są różni pisarze... Jak się czujesz w ich towarzystwie?Nasza rodzima fantastyka jest w ogromnej większości wtórna wobec zachodniej i w dodatku zaściankowa, jeśli chodzi o obraz świata i prezentowany światopogląd, co zresztą jak w soczewce odbija poziom myślowy większości naszego społeczeństwa. W minionej epoce, w czasach PRL, wielu prawicowych konserwatystów chroniło się pod stosunkowo bezpiecznym płaszczem fantastyki, bo choć cenzura i tam próbowała ingerować, jednak łatwiej było przemycić różne rzeczy w aluzjach i metaforach, niż w literaturze realistycznej. To niestety pokutuje do dzisiaj. Pod względem światopoglądowym najlepiej dogadywałem się zawsze z Andrzejem Sapkowskim: nasze wizje świata są dosyć bliskie. Z innymi pisarzami unikam dyskusji o bieżącej polityce, rozmawiamy raczej o typowo pisarskich problemach, jak natchnienie, warsztat pracy itp. Na tej płaszczyźnie twórcy zawsze są w stanie się porozumieć. Niezależnie też od różnicy poglądów zawsze należy szanować dokonania kolegi. Wiem jednak, że dorobiłem się już po paru piwnych dyskusjach łatki "lewaka", "bezbożnika" i "libertyna".
Jedną z Twoich ostatnich książek, "Słowo i miecz", nazywa się słowiańską "Grą o tron". Skąd zainteresowanie Słowianami, pogaństwem?Za ten chwyt reklamowy odpowiada wydawca, zresztą okazał się całkiem nośny. Nawet jeśli niektórzy fani Martina zareagowali agresją lub ironią, sięgnęli jednak po powieść, choćby z ciekawości. Bez odpowiedniej promocji i skutecznej PR polski autor nie ma szans przebić się do szerszego grona czytelników, ma natomiast wszelkie szanse zejść z głodu. Jeśli zaś chodzi o naszą słowiańską przeszłość, rodzima mitologia jest, póki co, w przeciwieństwie do greckiej, germańskiej i skandynawskiej, jeszcze stosunkowo najmniej wyeksploatowana. Dlatego między innymi postanowiłem po nią sięgnąć. Lubię przemierzać nowe, rzadko uczęszczane szlaki... W swojej najnowszej powieści „Słowo i miecz” staram się nawiązać do tego typu poetyki i stworzyć rodzimy, pogański mit, który byłby alternatywą dla narzuconego nam siłą chrześcijaństwa. Świat słowiański nie jest u mnie, jak w dawniejszej polskiej literaturze, naiwnie przaśny, poczciwy i infantylny. Mam nadzieję, że udało mi się stworzyć odpowiednio „gotycką” atmosferę, mieszankę tajemniczości i grozy, demonizmu i okrucieństwa. Moja historia bardziej przypomina dark fantasy i w tym sensie rzeczywiście zbliża się nieco do krwawych wizji Martina, ale na tym podobieństwa się kończą. Oczywiście marzyłaby mi się taka olśniewająca ekranizacja, jak w przypadku serialu "Gra o Tron"... W naszych warunkach można jednak tylko o tym pomarzyć.
Skoro już o "Grze o tron" mowa... Przed nami premiera czwartego sezonu serialowej adaptacji. Nie da się ukryć, że serial wywołał swoistą "martinomanię" (co widzę np. w tramwajach). Telewizja i kino uratują czytelnictwo?Najlepiej "ustawiają" finansowo pisarza właśnie adaptacje filmowe i wydania zagraniczne. Oczywiście, skoro się pisze po angielsku, książka ma szanse sprzedać się i być czytana przez cały świat anglojęzyczny, od Alaski po Australię. Polski pisarz nie ma takich możliwości, chyba, że uda się go wypromować na rynku międzynarodowym, jak to się udało z Wiedźminem Sapkowskiego. Bez wątpienia bardzo udana seria gier komputerowych także do tego się przyczyniła. Dzięki takim zabiegom przynajmniej autora znają, a czy wszyscy czytają, to już osobna kwestia. Znakomitym nośnikiem pisarskiego oddziaływania może być sieć internetowa, zwłaszcza ostatnio Facebook: kogo w nim nie ma, ten praktycznie nie istnieje. Osobiście bardzo sobie chwalę pomysł tworzenia fanowskich stron autorskich, bo sam widzę konkretne rezultaty wzrostu popularności.
"Gra o tron" jest też jednym z nielicznych przypadków (mówię o mainstreamie), w którym mamy wątki gejowskie i lesbijskie. Ja bym nawet powiedziała, że queerowe. Co ciekawe jednak - w serialu są mocniejsze niż w książce. Czy według Ciebie to też jakiś nowy trend?Doczekaliśmy czasów, gdy seriale, zwłaszcza amerykańskie, będące niegdyś ostoją mieszczańskiej konserwy, ostatnio stały się znacznie bardziej śmiałe, ambitne i odkrywcze, niż kinowe produkcje Hollywood. Właściwie trudno sobie teraz wyobrazić jakikolwiek współczesny serial, realistyczny czy fantastyczny, bez wielostronnego i zróżnicowanego spojrzenia na ludzką naturę, także pod względem erotycznym. To stało się niemal normą. Dobrym przykładem są kostiumowe produkcje "Rzym" i "Spartakus" - pogańska seksualność grecko-rzymska ukazywana jest tam w taki sposób, że homoseksualizm jest w zasadzie naturalnym elementem owego świata: nikt się tym nie przejmuje, nie robi z tego problemu, ba, większość wręcz nie zwraca na to uwagi. Świat "Gry o Tron" jest całkowicie wykreowany, przypomina jednak w wielu aspektach brytyjskie średniowiecze, toteż siłą rzeczy rozmaite "dewiacje" (jak sadyzm, homoseksualizm, kazirodztwo, transseksualizm, a nawet ewidentna fobia na punkcie kastracji) stanowią jednak pewne tabu i podlegają społecznemu osądowi. Pewne sprawy zostały zresztą w powieściach Martina ukazane jedynie w podtekstach i dość czytelnych aluzjach (choćby Tęczowa Gwardia i w ogóle otoczenie króla Renly'ego). W powieści łatwiej pozostawić pewne sprawy domyślności czytelnika, w filmie trzeba to pokazać i dopowiedzieć. Chwała zatem autorowi i realizatorom, że odważyli się na tego typu ryzyko i nic sobie nie robili z sarkań niektórych fanów. Nasza TV jest pod tym (i nie tylko tym) względem wciąż jeszcze bardzo nieśmiała i zapóźniona. Bliżej nam póki co do cukierkowego, poczciwego światka latynoskich telenowel niż przebojowych produkcji USA.
Jeszcze w temacie literatury: w USA jest nawet osobna nagroda (Gaylactic Spectrum Award) dla pisarzy i pisarek science-fiction, fantasy i horrorów z wątkami LGBT. Jak oceniasz takie inicjatywy?Wyznam, że z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony wydaje się sensowne nagradzanie otwartości światopoglądowej, nowatorstwa obyczajowego i bezkompromisowości artystycznej, z drugiej budzi pewne opory nagradzanie kogoś za sam fakt umieszczania w jego utworze wątków gejowskich albo lesbijskich. Należy zapytać czy nagradzamy dany utwór, bo jest literacko wartościowy, czy też za to, iż jest "słuszny ideowo"? Łatwo się przy tym narazić na zarzut, że nagrodzona została sama tematyka. Każdy jednak autor chce być doceniany i wynagradzany za swój pisarski trud, jeśli zatem taka nagroda pomaga czytelnikom sięgnąć po nagrodzoną książkę, nie widzę w tym niczego złego. Jak powiedział Oscar Wilde: "Nie ma książek moralnych lub niemoralnych, są tylko dobrze lub źle napisane". W tym sensie wolę gejowskie nagrody literackie niż zakaz "propagowania homoseksualizmu", jakie wprowadzono ostatnimi czasy m.in. na Litwie czy w Rosji.
Pytam się też o to dlatego, że emancypujemy się na każdym polu. Jak ostatnio powiedział Michał Witkowski (co prawda trochę żartobliwie) - "cioty są wszędzie"! Zgadzasz się?To, że wszędzie i zawsze były osoby na pograniczu płci, zorientowane seksualnie na własną lub mające jeszcze inne ciągoty, uważane przez większość społeczeństwa za "grzeszne", "szkodliwe" bądź "niemoralne" wiadomo mniej więcej od czasów starożytnego Egiptu i Babilonu. W różnych kulturach i epokach traktowano je różnie, zwykle znajdowały dla siebie jakąś w miarę bezpieczną niszę, przy czym najbardziej opresyjne i bezlitosne okazało się chrześcijaństwo. Nawet jednak w średniowieczu można było "wybrać wolność" uciekając z domu np. z wędrownymi rybałtami (opisałem taką sytuację w cyklu o śląskim magu Witelonie). Przypominam, że ówczesny teatr tworzyli wyłącznie mężczyźni i chłopcy grający role kobiece i było tak mniej więcej do XVI w. W tym przypadku istniało społeczne przyzwolenie na pewną erotyczną dwuznaczność w ramach przyjętej konwencji. Fakt, iż wielu genialnych twórców było homo bądź biseksami niekoniecznie zawsze działa w drugą stronę: nie wystarczy być w sztuce gejem albo lesbijką, by automatycznie się stać geniuszem.
Chciałabym też zapytać o fandom - dyskusja o seksualności i obecności LGBT w polskim fandomie jest dość żywa? Jakie są Twoje doświadczenia? Są geje i lesbijki w polskim fandomie? Hm, fandom... W zasadzie tego rodzaju tematyka stanowi w tym środowisku pewne tabu, można by rzec, iż zostaje programowo wyparta. Trzeba jednak pamiętać, że na konwenty przyjeżdża cała masa różnego rodzaju "freaków", ale też mnóstwo inteligentnej, oczytanej młodzieży... która przy okazji dzięki temu urwała się spod kontroli rodziny, jest ciekawa świata w różnych aspektach, chce czegoś spróbować albo po prostu dobrze się bawić. Generalnie stosuje się zasadę podobną jak do niedawna w armii USA: "Nie pytaj i nie mów". Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, by ktoś został usunięty z konwentu za swoją orientację, chyba że narozrabiał po pijaku, był np. wulgarny lub agresywny. Z drugiej strony w fantastycznym entourage'u wiele rzeczy uchodzi jako część konwencji: spotykamy więc na konwentach androgyniczne elfy obu płci, demonicznych Gotów w kostiumach typu sado-maso (skóry, pejcze, kolczyki w dziwnych miejscach), delikatnych, rozpoetyzowanych młodzieńców i drapieżne wampy... W zasadzie panuje więc duży pluralizm i spora swoboda, pod warunkiem, że nie przekracza się granic dobrego smaku i komfortu drugiej osoby.
Nie lubisz być nazywanym autorem "pierwszego polskiego gejowskiego fantasy"? Istnieje Twoim zdaniem coś takiego jak "gejowskie fantasy"?W ogóle nie lubię być szufladkowany i etykietowany, jak chyba większość twórców. Na pewno istnieją utwory fantastyczne z wątkami gejowskimi, nie byłbym skłonny jednak wyodrębniać ich jako osobnego gatunku. Natura ludzka jest wspaniała i przebogata w swej różnorodności. Twórca pisze po prostu o tym, co jest dla niego najważniejsze lub mu najbliższe. Zasadniczym motywem wszystkich moich powieści jest próba odpowiedzi na pytanie: Dlaczego pewne aspekty ludzkich uczuć są wypierane, zakazywane, zohydzane? Czemu tak boimy się miłości, która ma różne oblicza? Czemu społeczeństwo pragnie narzucić innym jedyny obowiązujący wzorzec? Dlaczego dążenie do osobistego szczęścia nazywa się "grzechem", "nieczystością", "zboczeniem" i prześladuje z tak zaciekłą nienawiścią (a może: zawiścią)? Staram się na to odpowiedzieć w moich utworach i jeśli skłaniam kogoś do przemyśleń poczytuję to sobie za wielki sukces. Nie piszę wyłącznie o gejach dla gejów. Piszę dla ludzi myślących, chcących dowiedzieć się o świecie czegoś więcej niż mówi im szkoła, rodzina czy kruchta.
Co w planach pisarskich? Kończę właśnie następny tom sagi słowiańskiej, zatytułowany "Ślepy demon". Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie rozsiał także i w tym utworze rozmaitych "nieprawomyślnych" treści, które mego konserwatywnego dość jednak, choć otwartego na umiarkowany postęp wydawcę przyprawią pewnie znów o ból głowy... W każdym razie słowiański bunt, świat jego bogów, bogiń, kapłanek i witeziów będzie kontynuowany, skoro "Słowo i miecz" zostało przyjęte tak entuzjastycznie, a ja nie wypowiedziałem się jeszcze całkowicie. Udało się tutaj utrafić w pewną lukę literacką, był wyraźny głód takiej tematyki. Chciałbym kiedyś wrócić do świata antyku i mej ulubionej postaci, greckiej hetery Fryne, na razie jednak nie mam wystarczającej motywacji twórczej. Zapewne w wolnej chwili popełnię jednak parę szkiców, które mam zamiar zamieścić na sieciowym portalu literackim "Szuflada". Mam nadzieję, że będą wystarczająco pikantne i obrazoburcze, by zdobyć nowych czytelników. Oglądając "Płynące wieżowce" pomyślałem sobie, że brakuje w naszej literaturze postaci demonicznego, pewnego siebie, bezkompromisowego geja, który nie byłby ofiarą losu i społecznego ostracyzmu, jak to się zwykle u nas pokazuje. Czas na geja zwycięskiego i szczęśliwego, który nie będzie psychiczną mamałygą i rozmemłaną "babą"... Najprawdopodobniej będzie to współczesny, w miarę realistyczny thriller, ale rysuje się póki co dość mgliście w moim umyśle. Mam jednak coraz większą ochotę na napisanie czegoś takiego, choć nie umiem określić, kiedy do tego dojrzeję. No i kto zechce wydać coś takiego? Może napiszę specjalnie dla Was? Zobaczymy...
nikt nie musi być kucharzem, żeby stwierdzić, że coś mu nie smakuje.
Jeżeli komuś nie smakuje to jeszcze nie oznacza, że kucharz jest zły. Po prostu różne są gusta kulinarne, literackie, muzyczne itp.
argument za przeproszeniem z dupy. nikt nie musi być kucharzem, żeby stwierdzić, że coś mu nie smakuje.
Albo zdumienie i zarazem znudzenie wynikające z tego, że autorzy innejstrony robią wywiady sami ze sobą. ;)
Musisz być wyrozumiały... Mało jest dobrych pisarzy więc o kim mają pisać na Queer? Chyba, że ty coś napiszesz i zrobisz konkurencję panu Jabłońskiemu.
shinago dobrze :D
Albo zdumienie i zarazem znudzenie wynikające z tego, że autorzy innejstrony robią wywiady sami ze sobą. ;)
Cieszę się, że nie tylko ja to zauważam :D
Jabłoński ma po prostu dużo do opowiedzenia o sobie, toż to ważne rzeczy są, gawiedź słuchać :D :D :D