Yga Kostrzewa aktywistka LGBT, rzeczniczka Lambdy Warszawa
Co społeczności LGBT da ten wyrok?
Jest to zdecydowany i mocny sygnał, iż słowo "pedał" jest potępiające, że nie powinno się go publicznie używać - jest obraźliwe i mogą wystąpić konsekwencje. Biorąc przykład tych odważnych facetów z bardzo małego miasteczka (Wolin - zaledwie 5 tys. mieszkańców), inne osoby mogą mieć siłę, aby również występować w swojej obronie do odpowiednich organów. Podziwiam tych mężczyzn - z malutkiego ośrodka miejskiego, gdzie byli szykanowani, obrzucani pomidorami i kamieniami, że zdecydowali się na ten krok, ale też ich rozumiem - na tyle zdesperowani, że nic innego im nie pozostało. Wobez takiego odważnego i świadomego kroku, ujawnienie się w dużym mieście jest już tylko drobnostką... Mam nadzieję, iż ten przykład da innym moc do działania, moc sprawczą, poczucie że mogą zmienić coś wokół siebie, tą złą czy niekomfortową rzeczywistość.
Czytając komentarze do tego wyroku różnych publicystów, w tym konserwatywnych czy też prawicowych, można zwrócić uwagę, iż widzą niestosowność użycia tego słowa. I chociaż to dobre, że nazywają to brakiem ogłady, kultury, ale skutek jest jeden: poniżyć drugiego człowieka. Chcę tu przypomnieć, iż wg badań przeprowadzonych w 2007 r. przez CBOS, słowo "pedał" obok "cioty" jest najbardziej obraźliwe dla Polaków. Można zadać jedno proste pytanie tym, dla których ten wyrok jest bez sensu: czy chciałbyś być nazwany pedałem?
Jedna rzecz, nad którą mogłabym się tutaj zastanowić, to wysokość zadośćuczynienia. Może być zbyt dotkliwa, a nawet nierealna do wykonania - skazana kobieta jest bezrobotna, bez prawa do zasiłku. 15 tysięcy złotych to dla niej zapewne majątek. Wyrok jest nieprawomocny, więc sądzę iż skazana będzie się odwoływać.
Nie mamy prawa precedensowego, takiego jak w USA, to jednak takie wyroki są ważne dla przyszłych podobnych spraw sądowych - i na pewno "przyda się" Fundacji Helsińskiej w ich programie spraw precedensowych.
Nieograniczona wolność słowa czy raczej mniej wolności, a więcej poprawności - co powinno przeważać w polskiej debacie? W tej chwili przeważa nieograniczona wolność słowa, zdecydowanie. Mamy przykłady choćby rysunku satyrycznego Rzeczpospolitej, również przekraczającego dobry smak. Były wiceminister z LPR, Mirosław Orzechowski na swoim blogu również nie szczędzi ostrych słów, mowy nienawiści wobec lesbijek i gejów. Praktycznie nie reaguje się na publicznie wypowiadane obelgi typu "pedały do gazu" - można je usłyszeć prawie na każdej demonstracji LGBTQ. Dlatego jestem zwolenniczką zdecydowanego ograniczania publicznych wypowiedzi tego typu, mowy nienawiści, która prowadzić może do zbrodni - wiemy, iż tak działo się w innych krajach, mam wrażenie że u nas się debatuje nad przepisami i podświadomie czeka na ofiarę mowy nienawiści. Wówczas może ktoś podejmie konkretne działania, aby zmienić prawo.
Krytykować wolno, nie możemy pozbawiać się tego prawa - ale w dopuszczalnych granicach.
Z całą świadomością powiem, że każde może takie być, ale w tym wypadku nie o to chodzi. Sąd uznał prawo człowieka do dochodzenia swojej krzywdy i za to należą mu się brawa.
Następnym aspektem, może komicznym jest, kiedy zaczną się sprawy o takie niewinne zwroty jak: "Szanowny Panie!", "Ślicznotko moja!" - przykład uczy, że to tylko kwestia czasu...
To jest zdanie wyjęte z kontekstu, jednak cała rzesza ludzi (komentujących) wydaje się sądzić, że to jest potwierdzenie ich różnorakich tez nt. tego, że "pedał to pedał" i że my ("pedały") staramy się zakazać nazywania rzeczy po imieniu...
Jak ktoś ma coś konstruktywnie krytycznego do powiedzenia, to super, ale plucie jadem mnie wnerwia. Ta debata... nawet nazwać ją debatą to trochę nadmiar.
Z "pedalalmi" (i innymi "ciotami" itp) to jest tak jak z humorem - mozna sie smiac, szydzic ze wszystkiego, WLACZNIE Z SAMEGO SIEBIE, ale zalezy KIEDY, GDZIE I Z KIM (i o ktorej godzinie:) )