Podczas wakacyjnej podróży, za każdym razem gorączkowo rozglądam się po samolotach w poszukiwaniu osobników w kapeluszach. Całe szczęście dotąd nie było nikogo. Nikt nie darł się piskliwym głosem że biją, nie boksował się z obsługą
- Janusz Marchwiński -
Podczas wakacyjnej podróży, za każdym razem gorączkowo rozglądam się po samolotach w poszukiwaniu osobników w kapeluszach. Całe szczęście dotąd nie było nikogo. Nikt nie darł się piskliwym głosem że biją, nie boksował się z obsługą. Myślę sobie: Jaka to ironia losu! Facet, który o mały włos zostałby premierem sporego europejskiego kraju kończy jako melodyjka w komórkach małolatów! Ile buractwa i kompleksów wyłazi z nadętych do granic możliwości egomanów natychmiast po przekroczeniu granicy! I skąd się to bierze, że dopóki polski burak kompromituje się w kraju, mało kogo jego głupota i prostactwo razi. Kiedy zaś wywoła skandal zagranicą, wszyscy łapią się za głowę. Niedoszły "premier z Krakowa" ma zapłacić trzy tysiące euro kary za cyrk, jaki urządził w samolocie Lufthansy, ale to dla niego pryszcz. Kasę wyłożą znienawidzeni Niemcy, którzy go pobili i potraktowali jak szmatę, wyzywali od "Arschloch", co znaczy co dupek ("dziura w d..."). Właśnie dowiedzieliśmy że miesięczne wynagrodzenie jakie pobierał od niemieckiego koncernu prasowego Springer Verlag, właściciela pisma "Dziennik", wynosiło 30 tysięcy złotych. Za zdobycie szczytu hipokryzji i zakłamania przyznaję 10 złotych buraków.
Pełnotłusty, butny i arogancki poseł do Parlamentu Europejskiego, wielbiciel krwawego dyktatora Pinocheta, były prezydencki minister i pisowski "spin doctor" też ma zagranicą kłopoty. Jego, który ślub brał w kontuszu, nazywają antysemitą i homofobem i powiadają że nie ma kwalifikacji do sprawowania ważnych funkcji. Doskonale pamiętam mięsisty obwarzanek jego ust, który w telewizyjnym wywiadzie układał w słowo "pedał", starał się nadać mu najbardziej pogardliwy wyraz. I teraz, po latach, musi tłumaczyć się z słusznych, narodowych i katolickich poglądów! Znalazł się w świecie, w którym (o zgrozo!) obrażanie ludzi ze względu na ich orientację seksualną jest symbolem buractwa. Panu prezydentowi, którego był ulubieńcem a także jego bratu - poglądy te nie przeszkadzały ani trochę. Lubili je. Pochwalali. Nagradzali. A na zgniłym Zachodzie ich pupil musi kręcić i mataczyć i zaprzeczać i dementować. Za to krętactwo, przyznaję także 10 złotych buraków.
Inny były premier, dopóki bytował w rodzinnym Gorzowie, był bogobojny, narodowy, patriotyczny i przepełniony wartościami jak dzban, który nosi dopóki mu się ucho nie urwie. Kiedy w konstelacji Bliźniaków został szefem rządu - był uosobieniem cnót wszelkich. Na politycznej emeryturze pojechał do Londynu tłuc kasę w banku i poznał tam cud dziewicę. Odtąd jego losy śledzić można na łamach prasy bulwarowej. Zakochany premierowicz publicznie i bezwstydnie obnaża swą intymność, rozwodzi się z żoną, rozbija po klubach (w gejowskim też był). Jednym słowem - upadek i degrengolada, sodomia i gomoria. Punktacja: 1 burak. Czerwony.
Czy w sytuacji, kiedy największe moralne autorytety, nieugięci obrońcy wiary, tradycji i wartości przy pierwszym kontakcie z cywilizowanym światem pokazują swe prawdziwe oblicze można jeszcze ufać, że nasza Ojczyzna przetrwa? Moja odpowiedź brzmi: Tak. Najlepszym sposobem na przezwyciężenie kryzysu, jest zwiększenie eksportu buraków na Zachód.
PS
Małolatem już niestety nie jestem, ale mam Rokitę w charakterze dzwonka, w swoim telefonie :)
> i nikt mu zarzutu z tego nie czyni i w karierze mu to nie przeszkadza
_Jezeli_ jest to prawda to zgadzam sie ze to patologiczne.
> Nie podoba mi sie zestawienie konserwatysta = burak, jak to jest obecnie wsrod lewicy bardzo modne.
Co do tego przynajmniej sie zgadzamy.
Buraki sa i tu i tu, i po obu stronach trzeba je zwalczac.
Zeby bylo weselej, w tym czasie (byl to rok 2004) Daniel Cohn-Bendit byl wspolprzewodniczacym Grupy Zielonych, a nominacja Buttiglione zostala wlasnie oprotestowana przez Zielonych.
Na tym tle przasnosc polskich politykow jakos mnie nie razi az tak bardzo, jak pewne mechanizmy w UE. I moj tekst byl tylko odpowiedzia na artykul, a nie odnoszeniem sie do poruszanych kwestii. Nie podoba mi sie zestawienie konserwatysta = burak, jak to jest obecnie wsrod lewicy bardzo modne.
Tzn. wg. Ciebie istnienie pedofilii w jakis sposob czyni homofobie "mniejszym / akceptowalnym zlem"? Jedno i drugie zniszczylo miliony zyc, a Ty uwazasz ze masz prawo oceniac ktore jest "mniej zle"?
Moje zdanie jest takie ze jedno i drugie nalezy bezwzglednie zwalczac, a jalowe rozwazania "co jest gorsze" to jak pytanie "wolisz strychnine czy cyjanek?".
Świat w ktorym obrazanie gejow jest najwieksza myslozbrodnia, a erotyczny flirt z piecioletnimi dziewczynakmi nie jest niczym zlym nie jest normalny. Takie jest moje zdanie.