Gejów irytował o wiele mocniej niż heteryków. Ci wyzwoleni zarzucali mu zbyt mały radykalizm, dla innych był zbyt przegięty i zbyt zniewieściały. "Sex? O nie, wolę filiżankę herbaty" - wymigiwał się w latach 80. Teraz, gdy ma do powiedzenia o wiele więcej, Boy'owi George'owi brakuje publiczności. Czy należy mu się określenie "gejowska ikona"?
Mija równe 20 lat od czasu, gdy zszokowani Amerykanie, w takt "Do you really want to hurt me?", po raz pierwszy przetarli oczy, patrząc na dziwną postać w TV. Niby-dreadloki, niby-sukienka, na twarzy z pewnością makijaż. Eteryczna sylwetka, łagodne rysy, ale głos zdecydowanie chłopięcy. Podobno nastoletnie siksy chciały wyglądać tak jak on, ich matki chciały mu matkować, a cała reszta mimowolnie nuciła "Karma chameleon", nie wiedząc co o tym wszystkim sądzić. Dwie pierwsze płyty sprzedały się w milionowych nakładach i popularność Culture Club przerosła Stany, Europę i Japonię. Pomalowany wokalista nosił artystyczne pseudo jasno określające jego płeć - Chłopiec George.
20-letni George O'Dowd wylądował w Culture Club, bo nie skończył żadnej szkoły ("Nauczycielki miały kiepski gust - żartował po latach. - Żadnej nie podobały się moje makijaże"). Był młody, gniewny i szybko się nudził. Swoje śpiewanie traktował jak kolejną chwilową rozrywkę. Został w zespole na dłużej, gdy pojawił się w nim nowy perkusista - Jon Moss. Cała późniejsza historia Culture Club to zapis ich miłości: burzliwej, sentymentalnej, pełnej rozstań i powrotów. Bójek i siniaków. Większość piosenek, które nucił cały świat była (mniej lub bardziej jawnymi) homoerotycznymi wyznaniami. "Jon kochał mnie, ale nie chciał myśleć o sobie
Czy Boy George pchnął szeroko pojmowany ruch gejowski i zrobił "dla sprawy" coś dobrego? W I połowie lat 80., w czasie największego sukcesu, wokalista nawet się nie określił. Pisał piosenki o miłości, ale unikał zdradzających wszystko zaimków. Opowiadał o seksualności i uprzedzeniach, lecz nie wychodził poza metafory. Wsławił się takimi wypowiedziami jak "Nie jestem drag queen, nie noszę przecież sukienki", "Czy sypiam z mężczyznami? Nie, nigdy. Tak długo jak to tylko możliwe staram się nie zasnąć." Jednak mimo tak rażącego braku odwagi (nazywanego przez jednych prawem do prywatności, przez drugich queerowskim niedookreśleniem) dla samych zainteresowanych wszystko było jasne. Jeżeli ktoś przez moment wierzył, że ten tęczowy chłopiec jest 100% heterykiem, sam nim z pewnością nie był.
Gdy sprawy sercowe zaczęły się sypać razem z karierą, Boy coraz mniej się ukrywał. W 1986r., po chłodnym przyjęciu trzeciej płyty CC, przyznawał już, że kręcą go faceci, ale mówił też o kobietach. Skrywanie się za parawanem biseksualności nie przeszkodziło mu w dokopywaniu innym gwiazdom, grającym na tych samych, co on dwuznacznościach. W 1988 nawoływał publicznie do coming out'u George'a Michaela. Utarczki słowne między tymi dwoma panami przeszły do historii.Po latach kuracji odwykowych i religijnych poszukiwań Boy zaserwował światu prawdziwą erupcję szczerości i politycznego zaangażowania. Wpierw były to wypowiedzi włożone między działania artystyczne. Gdy Margaret Thatcher głosiła hasła "Jeśli ktoś już musi być gejem, niech nie mówi o tym głośno" Boy napisał piosenkę "No clause 28", odwołującą się do paragrafu w brytyjskim prawie, który zakazywał promowania homoseksualności. W innym utworze piosenkarz opisał swój romans z muzykiem Kirkiem Brandonem, dedykując mu utwór i serwując tym samym outing ekskochankowi ("Unfinished business" z płyty "Cheapness and beauty"). W wydanej w 1995 roku autobiografii "Take it like a man" ("Przyjmij to po męsku") Boy nie krył już niczego: pisał o odkrywaniu gejostwa, o mechanizmach show business'u, dla których słowo coming out nie istniało, o wszystkich swoich związkach. Przyznał, że jedyny seks z kobietą zdarzył mu się, gdy był nieprzytomny z przedawkowania narkotyków, wyznał nawet, co najbardziej lubi w łóżku i dlaczego jest A/P. W 1999 roku ukazała się nowa płyta Culture Club "Don't mind if I do". Jedyny nowy materiał w całej poprzedniej dekadzie. Wyrafinowana w brzmieniu, dopieszczona w produkcji, pominięta w promocji. "Homoseksualiści są teraz o wiele bardziej widoczni. Wiem, że odegrałem w tym sporą rolę, ale nadal, szczególnie w heteroseksualnym muzycznym świecie, jest wiele do zrobienia" - napisał czterdziestoletni Boy w tekście dołączonym do płyty. Album spotkał się z małym zainteresowaniem, a szkoda. Nawet dziś, po 3 latach od premiery, brzmi ciekawie i dojrzale. Zdumiewa świetny warsztat lidera CC jako autora prostych i niebanalnych tekstów.
Czy Boy George jest gejowską ikoną? Czy można mu wybaczyć, że przez lata kłamał i skrywał się pod płaszczem niedomówień?
Amerykańskie organizacje gejowskie do dziś wytykają Boy'owi początkowy brak odwagi. Wydaje się jednak wątpliwe, czy huczny coming out na początku konserwatywnych lat 80. zrobiłby cokolwiek dobrego oprócz utwierdzenia stereotypu geja jako wymalowanego lalusia w kolorowych niby-sukienkach. Piosenkarz przyjął inną, kto wie, czy nie bardziej skuteczną, taktykę. Grając na dwuznacznościach i mieszając w imagu to, co męskie z pierwiastkiem żeńskim, choć być może nie skruszył żadnej cegły z muru zwanego homofobią, to z pewnością trwale namieszał w głowach odbiorców przyzwyczajonych do klasycznego pojmowania męskości i kobiecości. Wszyscy, którzy przeżyli konfuzję pt. Boy George dziś nie mają potrzeby pytać o seksualność wypindrzonego w boa, szpilki i makijaż Marilyn Mansona.
Dziś Boy flirtuje w wywiadach z rozmówcami-mężczyznami, żartuje w swoim cotygodniowym felietonie w "Sunday Express", zajmuje sie dj'owaniem, pisze musicale. Rzadko śpiewa, choć właśnie wydał nową akustyczną płytę. Nie nosi już loczków, a barwne ciuszki zamienił na ekstrawaganckie garnitury. I świetne kapelusze Philipa Tracy'ego. Tylko z makijażu nie zrezygnował. Kiedy George Michael z jakichś dziwnych powodów znów ugania się w teledyskach za kobietami, Boy nie musi już walczyć o pozwolenie na bycie szczerym. Przyjemnie jest włączyć radio i usłyszeć jak w dobrej popowej balladzie nieco ochrypnięty bohater artykułu wyśpiewuje takie oto frazy do swojego faceta: "How can I love you man when you don't even love yourself...".
Marcin Gaweł
Cięty język, odwaga i nietuzinkowe sądy - oto kilka cytatów oddających w pełni gejowską otwartość i specyficzne poczucie humoru Boya (wybrał M. Gaweł):
"Myślę, że Elton John zaśpiewałby nawet ze szczotką klozetową, gdyby uznał że to przysporzy mu więcej medialnej uwagi (o wspólnym występie E. Johna z Eminemem na ceremonii wręczenia Grammy w marcu 2001 roku) - Eminem zachowuje się jak nastoletni bachor, który ma satysfakcję z nazywania każdego pedałem. I co w tym wielkiego? Mnie okrzyknięto pedałem już w piaskownicy! To utalentowany blondyn, ale zatrzymał się na pewnym poziomie. Tak, czy inaczej: chętnie bym go przeleciał!"
Attitude, lipiec 2001
"Niektórzy ludzie naprawdę mają płynną, zmienną seksualność. Też bym tak chciał. Kocham kobiety, uwielbiam ich towarzystwo, ale wolę sypiać z mężczyznami"
Attitude, lipiec 2001
Cieszę się, że w końcu złapano George'a Michaela z opuszczonymi spodniami. Od dziesięciu lat namawiałem go, żeby się ujawnił.
"Us Magazine"
Dziennikarz: Nie powiesz chyba, że tak jak Madonna rozgryzasz teraz religie Wschodu?
Boy: Teraz nie, ale kilka lat temu... A co do Madonny, to zawsze powtarzałem, że ona w końcu zacznie szukać Boga. No bo co innego jej zostało? Po tym jak szeroko rozłożyła nogi i prześwietliła się na wszystkie strony, jedyne, co mogła zrobić, to szukać, zacząć pytać o Boga."
"Us Magazine"
"Niedawno w hotelowym barze podszedł do mnie jakiś mężczyzna i powiedział: "Pokój 1012". Był taki natarczywy. Wolałbym, żeby spróbował mnie poderwać, zapraszając na kolację."
"OK Mag"
Pamietam jak dzis ten moment, kiedy zobaczylem pierwszy raz Do You Really Want To Hurt Me w TV i mysle sobie: "chlopak czy kobieta".... IKONA!
Poza tym chciałam pogratulować autorowi tego artykułu- bardzo dobry, ciekawie napisany tekst.