W ogromnej sali widowiskowej ekskluzywnego "Harrah Hotel" w Las Vegas, wypełnionej elegancką publicznością powoli milknie gwar. Gasną światła, zapałają się reflektory oświetlające scenę i stojący na niej wykładany masą perłową fortepian. Szumi woda, wyrzucana przez fontanny. Po chwili, w huraganie oklasków, na scenę wjeżdża lustrzany Rolls-Royce Phantom V, w którym siedzi postać ubrana w niebywały, szokujący barwami i kosztownościami kostium, jakiego nie wymyśliłaby najbardziej ekscentryczna drag queen. Mieni się wyszywany drogimi kamieniami i obramowany sobolowym futrem płaszcz. Na szyi artysta nosi złote łańcuchy, na palcach grube, wysadzane brylantami pierścienie. A sala szaleje... Artysta przekomarza się z publicznością: "Ten kosztował milion dolarów!" - woła, pokazując jeden z pierścieni. "Nie stać by was było!". Publiczność ryczy ze śmiechu. Tak wyglądały w latach 60-tych i 70-tych koncerty "The Wonderful Private World of Liberace". W latach 1984, '85, '86, Liberace dał 56 koncertów w słynnym Radio City Hall w Nowym Jorku - wszystkie wysprzedane były do ostatniego miejsca...
Gdy kilka dni temu amerykański magazyn "The Advocate" przypomniał sylwetkę zmarłego na AIDS w 1987 roku pianisty Władzia Valentino Liberace, zastanawiałem się, czy go ktoś w Polsce jeszcze w ogóle pamięta? Jego nazwisko znajduje się na "różowej liście IS". W zasobach polskiego Internetu nie ma właściwie nic. A przecież Liberace był znakomitością na skalę międzynarodową. Wywarł ogromny wpływ na show biznes, stworzył swój własny, niepowtarzalny styl, na którym wzorowali się Elvis Presley i Elton John a nawet Michael Jackson. Jego muzeum w Las Vegas odwiedza 100.000 osób rocznie. Do dziś, wiele przedstawień w Las Vegas, pustynnym mieście hazardu i rozrywki, zawiera wiele z bezczelnego i kpiarskiego kiczu naszego "Władzia". Co do faktu, że Liberace był gejem - nie ma najmniejszej wątpliwości. Trzeba też wiedzieć, że był polskiego pochodzenia, z czego był dumny i co często podkreślał.
Liberace urodził się w 1919 roku w West Allis w stanie Wisconsin w rodzinie muzyków. Jego ojciec - Salvatore grał na rożku francuskim, matka, Franciszka (Frances) Zukowska (Zuchowsky) była pianistką. Ukochany przez matkę Władzio grał na fortepianie już od czwartego roku życia. Ale gdyby nie wielki Ignacy Paderewski - pewnie skończyłby w sekcji dętej jakiejś amerykańskiej orkiestry. W biografii Liberace zanotowano, że swe umiejętności jako showman odkrył w wieku lat 17, kiedy jako student Wisconsin College of Music występował na recitalu. Młoda publiczność znała upodobanie Władzia do muzycznych żartów, więc prosiła, by zagrał coś lekkiego. Jego interpretacja "Three Little Fishes" była tak zabawna, że wszyscy pokładali się ze śmiechu. Liberace zrozumiał, że jest to sposób na zarabianie pieniędzy! Rychło zaczął występować w modnych klubach nocnych. Od roku 1940-stego jeździł po całych Stanach z własnym fortepianem, na którym ustawiał kosztowny świecznik. Idąc za radą Paderewskiego, porzucił imiona Władzio i Valentino i odtąd świat znał go wyłącznie jako Liberace.
Sam widziałem w wczesnych latach 80-tych telewizyjną transmisję z koncertu Liberace. Skóra na jego twarzy wyciągnięta była od odmładzających kosmetyków. Promienny uśmiech przypominał sklep z porcelanową zastawą. Sposób mówienia, gesty, ruchy - dzisiaj powiedzielibyśmy "przegięty". Ale z całej sylwetki biła charyzmatyczna energia. Liberace był przesympatyczny, "cute", jak mówią Amerykanie. I był znakomitym muzykiem, showmanem w każdym calu. Seksualne preferencje Liberace były przez całe jego życie absolutną tajemnicą. W 1959 roku, brytyjska gazeta "The Daily Mirror" zamieściła złośliwy artykuł, opisując Liberace jako zmanierowaną ciotę, rozćwierkaną, paplającą, pokrytą chromem i perfumami. Kwintesencją artykułu było jawne posądzenie o homoseksualizm. Artysta oddał sprawę do sądu. Gdy podczas rozprawy, sędzia zapytał: "Czy kiedykolwiek miał pan stosunek homoseksualny?", Władzio odparł z całym przekonaniem: "Nigdy, przenigdy w życiu. Jestem przeciwny takim praktykom ponieważ naruszają obyczaje i są wbrew moralności" - i wygrał proces. Suma odszkodowania wynosiła 200.000 dolarów - i była wówczas najwyższą w historii Wielkiej Brytanii. W 1983 roku, szofer Liberace, niejaki Scott Thorson zażądał od niego 113 milionów dolarów odszkodowania, powołując się na 5-letni związek. Suma była tak wysoka, ponieważ Thorson poddał się rzekomo operacji plastycznej, by wyglądać jak Liberace. Ten ostatni znów zaprzeczył - ale na wszelki wypadek zapłacił za milczenie 95.000 $.
Przypominając te czasy, przychodzą na myśl liczne inne postacie - choćby aktorzy Rock Hudson, którego prawdziwe preferencje seksualne ujawniono dopiero pod koniec życia, czy Anthony Perkins. Pamiętać trzeba także o tragicznym przypadku muzycznego geniusza Michaela Jacksona, który oskarżony o pedofilię wolał zapłacić niż pozwolić na wywlekanie życia prywatnego na światło dzienne. Pracownicy muzeum Władzia Liberace (które sam otworzył w roku 1979) mówią: "Takie to były czasy. O takich sprawach jak homoseksualizm w ogóle się nie mówiło". I przyznają, że "najprawdopodobniej był gejem. Zmarł na AIDS". Outingowi sprzeciwiają się finansujący muzeum przyjaciele artysty. Zupełnie niedawno, przed muzeum pojawiła się bojówka sławetnego pastora Phelpsa z jego transparentami "Bóg nienawidzi pedałów", "AIDS" leczy cioty" lub "Pedały płoną w piekle". Całkowicie zgodnie z chrześcijańską zasadą miłości bliźniego...
Samo muzeum jest nieprawdopodobnym nagromadzeniem kiczu i przedmiotów o wysokiej wartości artystycznej. Jest tam 17 fortepianów, wśród nich Pleyel, na którym prawdopodobnie grał Chopin, 100 kostiumów i słynna peleryna z futra norek, 7 luksusowych limuzyn, wśród nich wspomniany na początku Rolls-Roys, pokryty lusterkami, fotografie i portrety. A także nagrody: 2 statuetki Emmy, 6 Złotych Płyt i wyróżnienie dla "Najlepiej ubranego entertainera roku"...
Zupełnie niedawno, doszły mnie słuchy że w Hollywood kręcony jest film, oparty na biografii Władzia Liberace. Główną rolę grać miał Robin Williams. Aktor ma wprawę w graniu gejów - to on właśnie wcielił się w rolę właściciela gejowskiego kabaretu w amerykańskiej wersji "Klatki dla ptaków".
Motto Władzia Valentino Liberace, którego podziwiano i wyszydzano, który przeszedł przez życie jak po różach, pięknych ale ciernistych i który na żadnym koncercie nie zapomniał pozdrowić "swojej mamusi" - było: "Na mój skromny sposób staram się, by ludzie, którzy przychodzą na mój show, czuli się lepiej po wyjściu niż przed przyjściem". Udało mu się to z zupełności.
Marek Romiszewski - Miami
Oficjalna website Liberace: http://www.cmgww.com/music/liberace/ (naciśnij na brylant i wejdź....)