Mówią, że na tinderze raczej nie znajdziemy miłości... a jednak! W ostatniej konkursowej historii, nasza czytelniczka zabiera nas do Krakowa, gdzie poznała miłość życia właśnie przez tę aplikacje. Czytajcie i inspirujcie się, w końcu nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie miłość weźmie nas z zaskoczenia.
Historia zaczyna się 2 lata temu. Ja, Ona i Tinder - cóż za wspaniały trójkąt na początek znajomości. Rozmawiałyśmy tydzień, zanim postanowiłyśmy się spotkać. Pamiętam to do dziś, jak za każdym razem, gdy dostawałam powiadomienie, serce zaczynało bić mi szybciej, a ja biegłam do telefonu, żeby odpowiedzieć. Tematy nam się nie kończyły, siedziałyśmy czasem do 4/5 rano, ciągle wymieniając wiadomości.
Kiedy nadszedÅ‚ dzieÅ„, w którym miaÅ‚yÅ›my wyjść na pierwszÄ… randkÄ™, dostaÅ‚am od niej wiadomość, że troszkÄ™ siÄ™ spóźni, bo uciekÅ‚ jej tramwaj. SiedziaÅ‚am na Å‚awce na Krakowskich plantach, przebierajÄ…c nogami, co chwilÄ™ zerkajÄ…c na telefon i jej zdjÄ™cie, z niecierpliwoÅ›ciÄ… wypatrujÄ…c jej buźki miÄ™dzy tÅ‚umem spieszÄ…cych siÄ™ nie wiadomo gdzie ludzi. 15 min trwaÅ‚o dla mnie godzinami, a serce chciaÅ‚o wyskoczyć z podekscytowania.WyszÅ‚a z tramwaju i zaczęła iść w mojÄ… stronÄ™. PodniosÅ‚am swojÄ… torbÄ™, wstaÅ‚am z Å... ( PozostaÅ‚o znaków: 3964 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.