Od pewnego czasu zastanawiam się nad tą naszą zbiorową dumą. Świętujemy ją przecież co roku i odmieniamy przez wszystkie przypadki - w wielu językach. Mimo popularności tego hasła moją propozycję napisania artykułu pod tytułem "z czego jestem dumny/dumna" odrzuciły 3 osoby… na 3 zapytane. Ja sam też miałem pewien kłopot. Dziś stał się cud! Odblokował mnie - przepraszam - pan Ziemkiewicz!
Publicysta zakpił na Twitterze z posta ambasadora Brzezinskiego. Wyglądało to tak:
Z czego więc jesteśmy tak cholernie dumni, że obnosimy się z tą dumą w biały dzień?
W latach 90-tych, gdy byłem 20-latkiem, wmawiano nam, że bycie gejem to powód do wstydu. Rozpocząłem więc swoje bycie dumnym z przekory. Nie "obnoszę się" bynajmniej ze swoją seksualnością. Nie definiuję się przez nią. Tak jak większość współczesnych mi ludzi uważam seks za coś intymnego i prywatnego (choć nie wstydliwego). Nie chciałem natomiast - tak jak wielu moich ówczesnych kolegów - tworzyć wokół mojego życia jakieś telenoweli i wymyślać na potrzeby rodziny dziewczyn, których nie miałem kuzynów, którzy byli moimi chłopakami. To absurd, żeby dorosły człowiek musiał to robić. Dziś coraz trudniej w to uwierzyć (choć nadal się dzieje), ale gdy ulicami szła pierwsza w Polsce Parada Równości, bycie gejem oznaczało wstyd i jedynie wstydzący się gej miał szansę na względnie bezpieczne funkcjonowanie w naszym społeczeństwie. Ujawniłem się w wieku 16 lat a pod koniec lat 90-tych jako jedna z pierwszych osób w Polsce pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem publikowałem "Inną Stronę". Zamieniłem wstyd na dumę – nie żałowałem.
Potem poszło z górki i poszło szybko. Pamiętam pierwsze Marsze Równości w Krakowie, kiedy szliśmy ulicami miasta w tęczowym pochodzie podczas gdy sypały się na nas kamienie, butelki i petardy. Wtedy poczułem dumę z naszej wspólnoty, którą zbudowała wówczas grupka młodych ludzi. Ten kilkusetmetrowy pochód, szczelnie otoczony przez policję był Krakowem jaki chciałem wtedy widzieć na co dzień: otwarty i życzliwy. Myślę, wszyscy którzy brali udział w takim marszu, ale także osoby, które chodzą na mecze ulubionej drużyny sportowej czy patriotyczne albo religijne pochody pewnie wiedzą co mam na myśli. Duma z bycia częścią wspólnoty, z którą dzielimy swoje wartości, sukcesy i porażki nie jest niczym egzotycznym i wcale nie trzeba być LGBT, żeby ją poczuć.
Minęło sporo czasu a jakoś ta duma ze mnie nie schodzi. W tym niszczonym i umęczonym przez faszyzm i komunizm kraju było naprawdę bardzo smutno - pamięta Pan to pewnie lepiej niż ja. Wydawało się, że dogonienie tzw. Zachodu zajmie nam wieki. Tymczasem dziś jesteśmy państwem członkowskim Unii Europejskiej, państwem zamożnym i gotowym nie tylko na zaakceptowanie osób LGBT, ale także na zmiany w prawie, o które walczymy i gdyby nie… (stop – nie będzie o polityce). Może to nie Pana bajka, ale dobrobyt to pakiet dobrego bytu dla wszystkich uczciwych ludzi. Widziałem te zmiany na jednym obrazku kilka lat temu - ponownie na Marszu w Krakowie. Uwieczniłem ten moment na zdjęciu.
Przede mną wyrosła nagle grupka młodych ludzi, którzy nie musieli doświadczać poczucia wstydu, albo przynajmniej bardzo szybko się go wyzbyli. Dla nich udział w tym marszu był czymś zupełnie oczywistym. Byłem z nich na swój sposób dumni – oni z siebie samych pewnie też.
Szanowny Panie Redaktorze. Doprawdy nie ma nic złego w dumie. Wstyd to kraść. Być dumnym to żaden wstyd.
- Radek Oliwa -
Wyszło historycznie, ale fakt. Marsz Dumy bardziej by mi się dziś podobało.