Z okazji premiery serialu Netflixa "Królowa" rozmawiamy z Andrzejem Sewerynem — odtwórcą głównej roli. O graniu kobiecości, o zmianach społecznych i społeczności aktorskiej - tej w Polsce i we Francji.
Pana historia jest w pewnych aspektach podobna do historii serialowego Sylwestra, który wraca z Francji po wielu latach. Czy podobnie jak główny bohater, pan też wrócił do Polski z nowym spojrzeniem na inność i akceptację?
Paryż, francuska demokracja, ale także Zachód, bo byłem w kontakcie również ze światem anglojęzycznym, nauczył mnie, jak można inaczej żyć w świecie demokratycznym, szanującym mniejszości, niekoniecznie seksualne, ale mniejszości po prostu. Jak większość widzi sens w funkcjonowaniu społeczeństwa szanującego kogoś, kto jest inny, czasem słabszy, który jest mniejszością. Jesteśmy np. w trakcie wyborów parlamentarnych we Francji i już widać, że te dwie ważne siły polityczne, czyli strona prezydenta Macron i nowa zjednoczona lewica będą musiały współpracować. Współistnieć. Oczywiście jedna z nich będzie opozycyjna, ale będą musieli działać razem.
Na pewno wróciłem do Polski inny.
Wcześniej znałem słabo świat osób homoseksualnych. We Francji poznałem go lepiej.
Ten w Polsce był ukrywany, o nim wiedziano, ale wiele się o nim nie mówiło. Tymczasem tam on funkcjonował w sposób otwarty. Poznałem wielu wspaniałych artystów. Ich dramaty i radości. Tragedię AIDS. Pamiętam, byłem kiedyś z wielką polską aktorką Haliną Mikołajską u Ariane Mnouchkine, która do dziś jest dyrektorką słynnego Theatre du Soleil i która jest lesbijką, a jej towarzyszką życia pisarka Hélène Cixous. Dla Haliny i dla mnie było czymś zaskakującym widzieć je wymieniające pieszczoty w naszej obecności. Tylko że to było czterdzieści lat temu, prawda?! Ten świat, który my pokazujemy w serialu “Królowa”, to jest ten mój świat z tamtego okresu. Wartość tego serialu również polega na tym, że on nie jest filmem agresywnym, raczej otwiera ramiona i mówi “chodźcie, wpadnijcie do nas, pogadamy o tym”. Bardziej jest to “Filadelfia” z Tomem Hanksem niż “Anioły w Ameryce” Kushnera.
W spektaklu “Szekspir Forever” do zagrania kobiety użył Pan jedynie kawałka czerwonego materiału, a w “Królowej” cała postać Loretty skupia się na kostiumie. Jaki jest Pana sposób na granie kobiecości?
Moim sposobem jest zaakceptowanie kostiumu i charakteryzacji, dostosowanie się do nich, świadomie lub nie, a nie walka z nimi. Kostium, peruka, która sprawia, że rodzi się pewien gest, niewymyślony przeze mnie. Gest Loretty, który widać w wideo promującym nasz serial, to gest wykonany przypadkowo, a sprowokowały go włosy mojej peruki. Zacząłem z nimi „współpracować”, „współżyć”. Podobnie było ze szpilkami, które sprawiły, że chodziłem inaczej, z suknią, która sprawiła, że np. nie mogłem usiąść w rozkroku.
Kostium, charakteryzacja, fryzura. Praca psychiczna również?
Na pewno, ale nie zawsze funkcjonuje to podobnie. W kostiumach Loretty w teatrze gram kogoś, kto gra kogoś na scenie. Jego teksty, to są teksty Dalidy, Cher i tak dalej, więc w tych występach ja się dostosowuję do śpiewu. Gdybym miał zagrać tak, jak np. Lady Makbet w “Szekspir Forever”, to byłoby to coś innego. Miałbym tekst Szekspira i konkretną sytuację. Kiedy moja postać w “Królowej” przebiera się i staje przed córką, to mówi do niej Sylwester, ojciec, ale mówi “jestem Lorettą”. To jest cały czas taka podwójna, potrójna gra. Przy czym on jest cały czas świadomy, tu nie ma żadnego zagubienia.
A co z Pana wcześniejszą queerową rolą — Gombrowiczem. Czy podczas przygotowywania się do tej roli brał Pan pod uwagę doniesienia historyków na temat orientacji tego pisarza?
Nie, proszę Pani, ja to wiedziałem, po prostu. Jak mówiła Rita Gombrowicz, “Witold w czasach młodości bardzo kochał kobiety, potem mężczyzn, a potem wrócił do mnie”. Naturalnie są tego ślady w mojej roli w “Deprawatorze” Macieja Wojtyszki w Teatrze Polskim, aczkolwiek nie jest to kwestia zasadnicza.
Pytam, bo to nie jest tak oczywiste. Część osób nie chce słyszeć tym, że polscy pisarze z kanonu mogą być LGBTQ+.
Naprawdę? Mój boże, biedni ludzie!
Istnieje stereotyp, że środowisko aktorskie to przestrzeń LGBTQ+ friendly. Jednocześnie na jaw wychodzą nieodpowiednie zachowania na przykład w szkołach filmowych. Jak Pan by się do tego odniósł?
Ja nie wiem, jakie jest środowisko aktorskie. Ja wiem, kim są konkretni ludzie, z którymi mam kontakt i jestem uradowany ich postawą tak w sprawach homoseksualności, jak i w sprawach społecznych, czy politycznych.
Dostrzega Pan zmiany w społecznym postrzeganiu osób LGBTQ+ przez lata? Czy Pana zdaniem następują w dobrym tempie?Zmiany mają swój rytm i każde społeczeństwo musi mieć swój czas. Zdarza się, że jest on przyspieszany aktami rewolucyjnymi, zarówno pięknymi jak i tragicznymi, które mogą wywołać szok w społeczeństwie. Społeczeństwo przechodzi wtedy na inny etap swojej historii, zmienia się. Cieszę się, że coraz więcej obywateli naszego kraju angażuje się w sprawy środowiska LGBT. Kiedy jadę ulicami Warszawy i widzę w oknach i na balkonach tęczowe flagi, to jest dla mnie bardzo piękny znak z jednej strony solidarności, z drugiej strony odmienności, różnorodności. I to mi się podoba.