Jesienią zeszłego roku na platformie Canal+ Polska miała miejsce premiera długo wyczekiwanego serialu "Król" opartego na poczytnej powieści Szczepana Twardocha wydanej pod tym samym tytułem. Serial miał stać się wielkim hitem, który przyciągnie przed telewizory rzeszę widzów i udowodni rodakom, że potrafimy kręcić nie gorsze seriale od Amerykanów czy Brytyjczyków. Pewnie jest to do osiągnięcia, widać w końcu po realizacji, że twórcy zaangażowali się w projekt na sto procent, że serial nakręcony został z rozmachem, że zadbano o każdy detal – od biżuterii po dialogi w jidysz, no i w końcu, zagrała w nim plejada gwiazd.
Ryfka pozostaje jedynym świadkiem śmierci Kuma Kaplicy. To ona najbardziej przeżywa jego aresztowanie i ona ze smutkiem stwierdza, że „Kum jest stary” i nie przeżyje trzech miesięcy w Berezie Kartuskiej. Jest to szokujące, bo Ryfka jest jedną z jego ofiar. Jak sama wspomina, uprawiał z nią seks, gdy miała jedenaście lat. Ryfka jest tak naprawdę najciekawszą postacią kobiecą w serialu, głównie za sprawą świetnej gry aktorskiej Magdaleny Boczarskiej, ale również przez to, że bohaterka ta jest najlepiej ze wszystkich opisana. Widz ma szansę poznać jej przeszłość oraz dostrzec, iż za fasadą warszawskiej cwaniary kryje się okrutnie pokaleczona przez los kobieta, która całe życie walczyła o przetrwanie. Jednak i tutaj twórcy sknocili sprawę, powielając mit, że kobieta bez mężczyzny niczego nie osiągnie. W postaci Ryfki najbardziej niepokojąca jest jej wdzięczność dla Kuma Kaplicy, który zabiera ją z ulicy i oferuje stanowisko burdelmamy w swoim przybytku. Ryfka widzi w nim swojego wybawiciela, mężczyznę, który poprawił jej byt materialny. Jej życie wcale nie ulega większej zmianie, nadal ma do czynienia ze stręczycielstwem, przemocą i mężczyznami z półświatka. W scenach z burdelu jasno widać, że bohaterka cały czas jest narażona na niebezpieczeństwo, tyle tylko, że wszystko odbywa się w przyjemniejszej scenerii z ładnymi tapetami na ścianie. Ryfka z kobiety, która w pierwszych odcinkach wydaje się silna i obrotna, przeobraża się w złamaną śmiercią swojego byłego oprawcy/wybawcy i nieszczęśliwie zakochaną w Jakubie Szapiro „dobrą prostytutkę”, której widzowie powinni współczuć. Swą lojalnością do Kuma Kaplicy i miłością do Jakuba Szapiro sugeruje, że gdyby nie jej rysa, jaką jest prostytucja, mogłaby pretendować do miana szlachetnej kobiety.
Taką kobietą jest z pewnością konkubina głównego bohatera. Elegancka, dobrze wychowana, dla której partner i dzieci są całym światem. Emilia wydaje się być tylko dodatkiem w życiu tytułowego Króla, godzi się z tym, że ukochany bywa gościem we własnym domu, nie potrafi go przekonać do wyjazdu z Warszawy i choć grozi i złorzeczy, to tak naprawdę godzi się z faktem, iż jej ukochany jest jej niewierny. Jest to postać pozbawiona jakiegokolwiek charakteru, pojawia się na ekranie tak jakby twórcy chcieli załatać dziurę w scenariuszu. Emilia reprezentuje w smutny sposób obraz żony i matki widziany okiem mężczyzn, którzy uważają je za postaci nudne i przewidywalne, w wyniku czego ich role ograniczają się do kilku scenek przy stole i dialogach z koleżanką o problemach w związku. Aleksandra Pisula w tej roli nie ma możliwości pokazania swoich umiejętności aktorskich, tak naprawdę jej postać można byłoby przenieść z miejsca do jakiejkolwiek polskiej telenoweli.
Nie można również pominąć tutaj najważniejszej postaci serialu, Jakuba Szapiro. Bokser i gangster, kochanek i ojciec. Brutalny dla mężczyzn – dla kobiet nigdy. Wszystkie kocha, bo ma pojemne serce. Ryfkę, bo jest sentymentalny. Emilię, bo stworzyła mu dom i dała mu dzieci. Annę, bo jest to kobieta, o której dawniej nawet nie mógłby marzyć. To jest brutal, który, gdy coś go trapi, położy głowę na kolanach kobiety, szukając pocieszenia. Robi straszne rzeczy, ale widać, że w środku bardzo to przeżywa. To taki „bad boy” o przenikliwym spojrzeniu i choć jest draniem, choć zdradza i nie szanuje, to nigdy nie uderzy kobiety, zawsze stanie w obronie pokrzywdzonej i spuści manto sadyście. Bo Jakub Szapiro ma zasady. I znów scenarzyści się nie spisali, bo powielają stereotyp bohatera ratującego „damy z opresji” i ukazują, że kobieta potrzebuje wybawiciela, nie mogąc liczyć na drugą kobietę lub siebie samą. Serial przekazuje między wierszami wiadomość, że tylko mężczyzna jest je w stanie wyratować. W taki właśnie sposób wmawiano kobietom przez dekady, że nie poradzą sobie w brutalnym świecie rządzonym przez mężczyzn i powinny zostać w domu. Szapiro żadnej z kobiet nie traktuje jak równej sobie partnerki, lecz jedynie demonstruje przed nimi swoją siłę. Nawet Stanisława nie jest brana przez niego poważnie, bo w końcu o pomoc przy wydostaniu Kuma Kaplicy z Berezy prosi Pantaleona, z którym są „dwoma największymi fetniakami w mieście”.
Serial wizualnie i aktorsko może robić wrażenie na widzach, niestety szybko zorientowałam się, że twórcom bardziej zależało na stworzeniu z miejsca serialu kultowego, pełnego dbałości o detale. Zamiast budować postaci poprzez kostiumy powinni bardziej skupić się na ich głębi i reprezentacji, a nie powielać stereotypy, od których większość krajów już odchodzi i uważa za szkodliwe dla ogółu. To taki serial stworzony na cześć symbolicznego heteroseksualnego mężczyzny, który kurczowo trzyma się władzy nad światem. Nic nie wzbogaci historii Króla nawet pojawiający się na ekranie Szczepan Twardoch i Dawid Podsiadło, którzy nic do niej nie wnoszą, tylko stają się dodatkowym bonusem dla widza.