Mała książka o wielkiej sile
Ta książka wywoła niemałe zaskoczenie, bowiem nie dostajemy opartej na faktach, pełnokrwistej opowieści o dojrzewaniu naznaczonym dramatem; nie dowiadujemy się też, jak funkcjonuje polskie środowisko LGBT, nie dostajemy galerii postaci, którymi szafuje telewizja z okazji kolejnych marszów równości. Mowa o „Brudnym różu”, debiucie Kingi Kosińskiej, niewielkiej książeczce o bardzo ważnym temacie. Jest to jedno z najbardziej odważnych i najmocniejszych wyznań ostatnich lat; szkoda tylko, że słabo napisanym. Dlaczego krytykuję już na samym wstępie? Ponieważ jest to jedyny, w tym przypadku tak naprawdę mało istotny, minus.
- Kuba Wojtaszczyk -
Żeby przegonić namysł nad prostotą języka można wziąć pod uwagę podtytuł „Brudnego różu”, czyli „zapiski z życia, którego nie było”. Książka jest pozbawionym szczegółowych dat pamiętnikiem, dziennikiem, strumieniem obdartych z krępacji emocji. Jest jeszcze wspominane „życie, którego nie było” – „Brudny róż” jest opowieścią o korekcie płci i o wszystkim tym z czym się ona wiąże: począwszy od problemów i dylematów z samym/samą sobą, przez rodzinę, przyjaciół, po raniące (eufemizm!) słowa i czyny społeczeństwa.
Kosińska ładuje czytelnika w sam środek akcji z osobą transpłciową w roli głównej: „Autobus był pełen ludzi, ale nikt nie usiadł obok mnie. Nie wiem, jak to wyglądało dla kogoś, kto patrzył z boku. Pewnie żałośnie. Gruba warstwa pudru, zbyt pomarańczowego, a pod nią zarost, choć przecież goliłam się rano przed wyjściem. I ta sztuc... ( Pozostało znaków: 3858 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.