Władysław Surzyński (1906-1987)
Męska nagość w oczywisty sposób jest homoerotyczna. Przez wieki to kobiece ciało było pokazywane, podziwiane i seksualizowane. Nieliczne próby zmiany tego stanu rzeczy wywoływały ogromne kontrowersje i równie szybko zostawały zapomniane. Jak choćby ta sprzed 80 lat.
- Krzysztof Tomasik -
Historia pokazywania nagich mężczyzn w polskim teatrze czy kinie nie jest powszechnie znana ani opisana, tym samym w żaden sposób nie jest oddany hołd prekursorom. Szczególnie biografię jednego z nich warto przypomnieć. Władysław Surzyński jest uznawany za pierwszego odważnego, który obnażył się na scenie, pisał o tym Rafał Węgrzyniak w tekście „Generacje i skandale”: „na scenie Ateneum 20 listopada 1934 roku podczas premiery „Typu A” Marii Morozowicz-Szczepkowskiej zaprezentowany został pierwszy akt męski w dziejach polskiego teatru. Obnażył się Władysław Surzyński grający Parysa, bezrobotnego inteligenta, który zarabia jako model. W „Typie A”, należącym do nurtu feministycznego w dramaturgii lat trzydziestych, obok malarki i prostytutki występowała uczona pracująca nad metodą rozmnażania z pominięciem kobiety i mężczyzny. Recenzenci zarzucili Morozowicz-Szczepkowskiej erotomanię i uprawianie pornografii”.
Przed aktem
Nazwisko Surzyńskiego zostało kompletnie zapomniane, być może wpłynął na to także jego homoseksualizm. Pomimo licznych sukcesów, dziś jest jedną z wielu anonimowych postaci świata teatralnego XX wieku. Był nie tylko aktorem, na swoim koncie miał administrowanie i dyrektorowanie teatrami. Jego pasją była muzyka, sam komponował i grał, ale też kolekcjonował nagrania operowe i estradowe, przemówienia mężów stanu. Urodził się 24 lutego 1906 roku w Tarnowie, ukończył szkołę dramatyczną Cz. Krzyżanowskiego przy Lwowskim Instytucie Muzycznym. Był niezwykle wysoki, miał mocny głos, co szczególnie predysponowało go do repertuaru klasycznego.
Swe pierwsze kroki teatralne stawiał we Lwowie, ale znaczący sukces osiągnął w Krakowie. W sezonie 1926-27 w Teatrze im. Juliusza Słowackiego występował jeszcze na drugim planie, ale w sztukach Słowackiego („Książę Niezłomny”, „Balladyna”) i Wyspiańskiego („Akropolis”). Specyfika przedwojennego aktorstwa polegała na częstych zmianach teatru, także Surzyński dużo podróżował, grał w Warszawie, Łodzi, Toruniu (1935-38).
Czwarty akt własny
W połowie lat 30. Surzyński znalazł się w zespole jednego z najlepszych teatrów Warszawy – Ateneum. Po ogromnym sukcesie sztuki Marii Morozowicz-Szczepkowskiej „Sprawa Moniki”, tutaj w 1934 r. wystawiono jej kolejne dzieło - „Typ A”, w którym młody aktor pokazał się nago na scenie. Zarówno sam akt, jak i feministyczny charakter przedsięwzięcia wywołały wściekłą furię recenzentów, szczególnie zajadłym przeciwnikiem spektaklu okazał się Antoni Słonimski, który w „Wiadomościach Literackich” nie zostawił na sztuce suchej nitki: „Kobieta napisała, kobieta wyreżyserowała i kobieta zrobiła dekoracje. Wszystko jest rodzaju żeńskiego. Podnosi się «ta kurtyna», i na «tej scenie» rozpoczyna się «ta akcja» «tej komedji». Brakuje tylko sensu, bo sens jest rodzaju męskiego, jest natomiast nuda rodzaju żeńskiego. Trudno powtórzyć bełkot, więc streszczenie pierwszego aktu jest prawie niemożliwe. Akt drugi kończy się początkiem aktu (płciowego)”.
Także męski bohater nie przypadł krytykowi do gustu: „Mężczyzna, występujący w komedji, jest bardzo kapryśny, i zdaje się, że autorka chciała nam dać do zrozumienia, iż mężczyzna nigdy nie wie czego chce i że tacy jesteśmy wszyscy. Przywykliśmy do oglądania kobiecych nóżek i dessous, ale tu oczywiście, wszystko jest odwrotnie, więc rozkoszujemy się widokiem fruwających po scenie męskich portek, i bardzo rosły młodzieniec pokazuje nam swe niezbyt zarośnięte piersi”. Na końcu jeszcze kilka złośliwych słów o aktorstwie: „Malarkę grała p. Parysiewiczówna. W roli tej okazała duży wzrost i zadziwiającą szybkość w mówieniu. Na wyróżnienie zasługuje p. Gruszecka i sympatyczna p. Kryńska. Rolę grymaśnego młodzieńca grał we wszystkich trzech akrach i w czwartym własnym przystojny p. Surzyński”.
To nie akt
Generalnie spektakl „Typ A” spotkał się z drwiną i krytyką, chociaż nieoczekiwaną sojuszniczkę znalazł w Stefanii Podhorskiej-Okołów, redaktorce naczelnej konserwatywnego pisma kobiecego „Bluszcz”, która wzięła sztukę w obronę. Przede wszystkim doceniła próbę przedefiniowania dotychczasowego wyobrażenia na temat kobiet i mężczyzn: „Istotnie, w «Typie A» uderzamy się o odwrócony stosunek obu płci. Dotychczas tak zwykle bywało, że mężczyzna był Pigmaljonem, uwodzicielem, finansistą, dyskontującym swe «dobrodziejstwa» wobec kobiety świadczeniami w naturze z jej strony. Tutaj mężczyzna jest Galateą, objektem eksperymentalnym, ofiarą wyzysku i natrętnej miłości, które znosi w imię swoiście pojętej dżentelmenerji (dług wdzięczności za uratowane życie)”.
Krytyczka wyśmiała też recenzentów, którzy tak ostro potraktowali sztukę ze względu na rozbierającego się mężczyznę: „To, co się czytało dotychczas w pismach o «Typie A», to nie były oceny, krytyki czy sprawozdania, to były ataki bezsilnej irytacji. Nie gorszono się tak mocno pornograficzną sceną w «Ludziach z hotelu», ani obrzydliwemi zalotami epileptyka w «Ciężkich czasach» Bourdeta, jak sceną pozowania «typu A» do postaci Apollina. Tak częste, niestety, a nie zawsze potrzebne rozbieranie kobiet na scenie znieczuliło już dostatecznie w tym kierunku wrażliwość krytyki i publiczności. Okazało się jednak, że autorka, która ośmieliła się kazać mężczyźnie się rozebrać – choćby za parawanem, a potem ukazać się na scenie w draperii nieporównanie sutszej i estetyczniejszej od normalnego kostjumu atlety cyrkowego, lub od powszechnie przyjętych trykotów kąpielowych, nie może liczyć na bezstronność męskiej krytyki. Świat męski poczuł się dotknięty boleśnie tem lekceważeniem męskiego ciała i potępił sztukę”.
Po akcie
Nie wiadomo jak Surzyński zareagował na tę swoistą kampanie prasową, w której roztrząsano czy jego scena nagości w sztuce Morozowicz-Szczepkowskiej była estetyczna czy nie. W Ateneum był jeszcze przez rok, po czym przeniósł się do Torunia. Ciekawe też, czy to przypadek, że autorka sztuki i reżyserka, do realizacji feministycznego projektu teatralnego wybrała akurat aktora homoseksualistę.
W tym samym roku w którym powstał „Typ A”, aktor zaliczył też debiut filmowy. Pojawił się w epizodzie cenionego i chwalonego „Młodego lasu” (1934) Józefa Lejtesa, ale generalnie nie miał szczęścia do kina. W 1939 r. miał wystąpić w „Szalonej Jance” Henryka Szaro, u boku Mieczysławy Ćwiklińskiej i Heleny Grossówny, ale przygotowania do realizacji zdjęć przerwał wybuch wojny.
Początek wojny zastał go w Wilnie. W maju 1939 r. wystąpił tam jako tytułowy Rejtan w Teatrze na Pohulance. W Wilnie był do 1945 roku, bardzo aktywnie biorąc udział w życiu teatralnym miasta, przez jakiś czas pod jego kierownictwem działał tam Polski Teatr Dramatyczny, potem wchodził w skład Wileńskiego Polskiego Teatru Dramatycznego. Występował także z koncertami, akompaniowała mu Wanda Stanisławska, a zapowiadała Hanna Skarżanka.
Akt z Milskim
W Wilnie Surzyński był związany z innym aktorem – Stanisławem Milskim (1897-1972). We wspomnieniach znajomych tworzyli niezwykle zabawną parę ze względu na ogromną różnicę wzrostu. Surzyński był bardzo wysoki, Milski bardzo niski, optycznie miało się wrażenie, że dzieli ich pół metra.
Po wojnie Surzyński i Milski wystąpili razem w jednym filmie - „Podhale w ogniu” (1955). Dla Surzyńskiego był to ostatni występ przed kamerą, za to Milski wyrobił sobie pozycję bardzo cenionego aktora charakterystycznego, na swoim koncie miał kilkadziesiąt ról filmowych, w tym w „Celulozie” (1953) Kawalerowicza, „Popiele i diamencie” (1958) Wajdy, „Pożegnaniach” (1958) Hasa, „Chłopach” (1972) Rybkowskiego. Ogromną popularność przyniosła mu rola profesora w „Szatanie z siódmej klasy” (1960) Marii Kaniewskiej, a na swoim koncie miał także rolę wiedźmy w „Lokisie” (1970) Janusza Majewskiego.
Ostatni akt
Po wojnie Surzyński wrócił do częstych zmian teatrów, ale tym razem towarzyszył mu Milski. W roku 1945 trafili do Teatru Ziemi Pomorskiej w Toruniu, tam wystawili sztukę „Powrót”, którą Milski wyreżyserował, a Surzyński zagrał jedną z głównych ról. W takim tandemie będą też pracować w Białymstoku („Maria Stuart”), Lublinie („Miłość śród wieków”), Gdańsku („Diablica”) i Teatrze im. Jaracza w Olsztynie-Elblągu, gdzie w latach 1948-52 Surzyński był dyrektorem.
W latach 1958-63 grał w Teatrze Klasycznym w Warszawie. Odniósł duży sukces w roli Kanclerza Zamojskiego w „Samuelu Zborowskim” (1962), nagrodzonej na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych '63. Inna ceniona kreacja to „Bolesław Śmiały” (1958). O tamtym okresie pisał w swojej książce Witold Sadowy, charakteryzując Surzyńskiego jako aktora „potężnie zbudowanego, wyglądającego na olbrzyma”, który „w teatrze nie przyjaźnił się z nikim. Chadzał własnymi drogami” i „był bardzo pracowity, sumienny i drobiazgowy”.
Jedna z ostatnich aktywności Władysława Surzyńskiego to udział w legendarnej sztuce „Drzewa umierają strojąc”, gdzie był „dobrym wnukiem” bohaterki granej przez Mieczysławę Ćwiklińską. Sędziwa aktorka grała w niej do śmierci, nawet, gdy straciła już wzrok. Sam Surzyński w ostatnich latach życia już nie pojawiał się na scenie, zmarł w zupełnym zapomnieniu 5 sierpnia 1987 roku w Warszawie. Jest pochowany na Cmentarzu Komunalnym Północnym na Wólce Węglowej (kwatera W-X-9-8-13).