HIV ma wiele mutacji – nie tylko w ściśle medycznym sensie. Janiszewski pokazuje, jak do tych „innych” mutacji dochodzi.
- Mariusz Kurc - „Niech moja książka broni się sama” – mówi wielu pisarzy czy publicystów, odmawiając rozmowy o nich samych. Chowają się za własnymi dziełami, udają, że nie istnieją, bo istnieje tylko „czysta”, „obiektywna” prawda dzieła. W ten sposób de facto wykręcają się od odpowiedzialności za to, co napisali, a jednocześnie pozują na „przezroczystych” - tak jakby tylko własna wiedza i talent miały wpływ na ich dzieła, a nie również osobiste doświadczenia i emocje.
Jakub Janiszewski jest na tym tle szokującym wyjątkiem.
Moje podstawowe obywatelstwoJuż w samym wstępie
„Kto w Polsce ma HIV?” pisze:
„Jestem homoseksualnym mężczyzną. Czasem wydaje mi się, że to moje pierwsze i najbardziej podstawowe obywatelstwo. A skoro tak, to odruch stadny nakazuje mi dbać o moich ludzi, zważywszy, że HIV jak był, tak pozostał jednym z głównych gejowskich problemów. Toteż gdy myślę, dla kogo napisałem tę książkę (poza oczywistym stwierdzeniem, że dla siebie samego), skojarzenia prowadzą mnie właśnie w stronę mężczyzn reprezentujących tę samą, co ja, mniejszość. Do nich najbardziej chciałem dotrzeć, bo od nich się zaczęło – tak moje pisanie, jak i sama epidemia”.
I na tym nie koniec. Dalej Jakub pisze o swym własnym doświadczeniu życia z trzema mężczyznami, którzy mają HIV. Opowiada nie tylko o faktach: poznałem, poszliśmy do łóżka, powiedział mi o HIV itd., ale również o tym, co wtedy czuł, jak się zachował. O tym, jak nie wiedział, jak się zachować; w jak nowej sytuacji się znalazł i jak sobie z nią nie radził oraz jak sobie z nią w końcu poradził. I jeszcze o tym, jak te wszystkie doświadczenia i emocje doprowadziły go do tego, że postanowił wziąć HIV za rogi – nie uciekać w przerażeniu, nie ulec paraliżowi, tylko wziąć pod lupę – i przyjąć HIV na klatę. Wszystko to w sytuacji, gdy sam jest minusem – co jednak, jak pokazuje dobitnie, nie sprawia, że HIV go nie dotyczy.
Tak więc otrzymujemy reportażowo-publicystyczny miks wiedzy o HIV/AIDS w Polsce napisany z pasją i polemicznym drygiem przez dziennikarza geja, który ma za sobą trzy związki z facetami z HIV. Jeśli tego punktu widzenia nie kupujecie, krzyżyk wam na drogę. Jeśli kupujecie, tak jak ja kupuję, to przed Wami lektura fascynująca, choć niełatwa. „Kto w Polsce ma HIV?” czyta się doskonale, chwilami wręcz jak thriller, tyle że nie z „dreszczykiem” emocji, który mija wraz z ostatnią stroną książki, tylko z dreszczem, z którym zostajemy długo po lekturze.
„Kto w Polsce ma HIV” ma
gejowską perspektywę, co nie znaczy, że nie jest hetero-friendly. Bodaj najbardziej przejmująca jest historia Ani, 29-letniej singielki, która w 2010 r. zmarła w Polsce na AIDS. To się u nas zdarza? Tak. Wykształconym, uświadomionym? Też.
Janiszewski opisuje cały proces postrzegania AIDS – od gejowskiego raka i kazań księży o karze boskiej za grzech sodomii przez społeczno-medialny szok spowodowany hivowym coming outem heteryka Magica Johnsona na początku lat 90. aż do całego przewartościowania myślenia o „grupach ryzyka”. A także o zaletach i wadach takiego myślenia. I tysiącu implikacji tegoż myślenia. Janiszewski pokazuje, w jak wiele złożonych zagadnień HIV wchodzi z butami – włącznie z samym jądrem gejowskiej tożsamości. Bo gdy epidemia AIDS wybuchła w pierwszej połowie lat 80., założenie prezerwatywy przez geja było bardzo „niegejowskim” zachowaniem. Ten gej dopiero co wywalczył sobie prawdziwą seksualną wolność – prawo do tego, by uprawiać seks z kim chce, gdzie chce i kiedy chce - i z tego prawa radośnie, na masową skalę i z wieloma partnerami - korzystał (patrz m.in.: świetny dokument „Gay sex in the 70s”).
HIV wielofunkcyjny i multizadaniowyJakub Janiszewski ogarnia możliwie jak najwięcej aspektów związanych z HIV/AIDS – a jest ich niemało. Uwikłanie HIV/AIDS w politykę, emancypację, socjologię, medycynę i wiele innych dziedzin jest tyleż fascynujące, co zatrważające. A do tego jeszcze, cholera, moralność. Moralność wirusa? Niestety.
Janiszewski to całe uwikłanie pokazuje – ma się wręcz wrażenie, że od HIV nie sposób się odizolować, nie sposób o nim zapomnieć.
W rozdziałach „głosy z offu” czytamy indywidualne ludzkie historie – heteryczki zarażonej przez swego chłopaka, narkomana, który przez lata ignorował HIV, geja, który nie wierzył, że jego od dawna zarażony chłopak może go okłamywać itd.
Janiszewski cofa się do początków epidemii w Polsce i opisuje smutne historie sprzed niemal ćwierćwiecza, gdy chorzy na AIDS nie mieli się gdzie podziać a lokalizacje kolejnych ośrodków budziły ostry sprzeciw lokalnych społeczności. Robimy też skok za Ocean – gdzie
Larry Kramer i organizacja ACT UP poruszały niebo i ziemię, alby poruszyć amerykański rząd. Ronaldowi Reaganowi słowo „AIDS” przeszło przez usta po raz pierwszy w 1987 r., gdy liczbę ofiar liczono już w setkach tysięcy. To nie tylko wirus HIV zabijał – zabijała – i zabija nadal – również homofobia. I nie tylko (a nawet i nie przede wszystkim) gejów.
Janiszewski pokazuje też żonglowanie danymi na temat liczby zachorowań czy liczby nosicieli HIV wytrącając nas, czytelników, z błogostanu wiedzy o tym, że problem HIV/AIDS w Polsce jest trzymamy w ryzach. Kwestionuje też polski sukces w radzeniu sobie z epidemią i pyta, dlaczego tak niewiele osób w naszym kraju - w porównaniu np. z Francją – ma za sobą choćby jeden test na HIV. Dekonstruuje polską strukturę „zarządzania” walką z HIV/AIDS, w tym przede wszystkim Krajowe Centrum ds. AIDS i konkurujące ze sobą organizacje pozarządowe. Zostawia nas z dylematem: najprawdopodobniej jest dużo gorzej niż oficjalnie się mówi, ale jak bardzo źle jest?
Przedstawia historię ewolucji języka o AIDS, która ma wpływ na… samą chorobę (przykład pierwszy z brzegu: wielu mężczyzn, którzy uprawiają seks z innymi mężczyznami, nie myślało o sobie jako o „gejach”, w związku z tym puszczali mimo uszu całą medialną gadkę o tym, że „geje są grupą ryzyka” – bo przecież geje to nie oni…)
Wyśmiewa niektóre uświadamiające kampanie społeczne o AIDS, pokazując ich ideologiczny, w Polsce często katolicki, rodowód.
Opisuje subkulturę
bug chasers, czyli tych, którzy uprawiając seks bez zabezpieczenia celowo grają w HIVową ruletkę. Nie pomija gejów, których kręci barebacking.
Wspomina Simona Molla, który zaraził wiele swych partnerek w Polsce (Janiszewski napisał o nim wcześniej reportaż). Nie wspomina natomiast – i trochę szkoda – Karola El-Kashifa, który jako pierwszy w naszym kraju zrobił coming out. Jako pierwszy w 2010 r. – i jak dotąd jedyny.
Jeśli pod koniec lektury ma się wrażenie chaosu, to… chyba dobrze, chyba o to chodziło. HIV jest wszak wielofunkcyjny i multizadaniowy.
Bardzo ciężkie słowo„Marzy mi się, żeby HIV znormalniał. Żeby był traktowany jak nieodoczynność nerek albo tarczycy. To jest choroba i to smutne. Na pewno. Ale to bierzmo moralne czyni wszystko nieznośnym. Sprawia, że mówienie o tym kosztuje tak wiele. W Polsce „HIV” jest naprawdę bardzo, bardzo ciężkim słowem” – mówi jeden z „głosów z offu. Za tytułowanym pytaniem książki kryje się, jak sądzę, postulat, by HIV oswoić, oddemonizować, a jednocześnie nie bagatelizować i nie ignorować. Kto ma w Polsce HIV? Nie wiadomo.
Książka Janiszewskiego jest jednak czymś więcej niż „rozpracowaniem” HIV w naszym kraju. Jest również na przykład opowieścią o seksie, o którym Janiszewski pisze bez sensacji, bez żenady, jak o normalnej czynności życiowej – ale z pełną świadomością tego, że ta perspektywa jest dość unikalna. Bo zwykle w Polsce seks jest zaprzęgnięty w sto moralnych znaczeń, z którymi mamy same kłopoty.
A więc, parafrazując Jana Pietrzaka, chodziłoby o to, żeby seks był tylko seksem, HIV – tylko wirusem, a AIDS – tylko chorobą. Tak między innymi odczytuję książkę Janiszewskiego. Którą polecam – przeczytacie jednym tchem i na pewno nie będziecie się świetnie bawić.
Jakub Janiszewski – „Kto w Polsce ma HIV?”, Krytyka Polityczna 2013 Książka jest także dostępna w sklepie Prideshop.pl
I skromnych, i skromnych.
Tak samo ze związkami. Jeśli ktos jest wciąż młody i miał trzy nieudane związki to tylko w drodze wyjątku powodem mogą byc inne okoliczności niż niezdolność do miłości po jego stronie lub po drugiej stronie ale wtedy po jego stronie slepota ze tego nie widział kiedy decydował sie na związek.
Wydaje mi się, że nie wiesz o czym mówisz. Jeśli Twój pierwszy związek się udał i trwa... good for you! Ale to Cię nie upoważnia do tego, żeby oceniać innych, którym nie wyszło. Może po prostu brak Ci doświadczenia, skoro Tobie się to nie przydarzyło nigdy.
Tak samo ze związkami. Jeśli ktos jest wciąż młody i miał trzy nieudane związki to tylko w drodze wyjątku powodem mogą byc inne okoliczności niż niezdolność do miłości po jego stronie lub po drugiej stronie ale wtedy po jego stronie slepota ze tego nie widział kiedy decydował sie na związek.
Mam tyko jedno zastrzeżenie do Janiszewskiego - miał już 3 związki czyli do miłości to on się nie nadaje a akurat ja najwyżej cenię gejów w związkach na całe życie. Jak mój!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Gejów umiejących kochać i kochających a nie takich co to skończy się chemia to szukają kolejnej chemii. Jakkolwiek nie potępiam takich tylko to nie mój świat. Mając do wyboru geja z kwiatka na kwiatek ale bardzo mądrego a geja w związku na zawsze gdzie jest miłość ale głupszego wolę tego drugiego - cenniejsze są bowiem dla mnie uczucia niż mądrość.
Czemu przyczepiasz do człowieka łatkę?
Przecież to, że był w trzech związkach nie znaczy, że nie chce miłości na całe życie. Nie znaczy to również tego, że nie nadaje się do miłości, albo skacze z "kwiatka na kwiatek". Różne rzeczy się dzieją. Nie zawsze w związku wychodzi.
Do tego jest matowa!
matowość dodaje jej charakteru.
Do tego jest matowa!