Bibiografia
Podobają mi się chłopaki i dziewczyny – stwierdziłeś w późnej podstawówce. Jak miałeś 22 lata, to wszedłeś w pierwszy poważny związek. Z mężczyzną – poetą Adamem Wiedemannem. A przed Adamem co się działo?
Ach, bardzo ciekawy okres. Przez całe liceum zakochiwałem się notorycznie i nieszczęśliwie - i w dziewczynach, i w chłopakach, choć w sumie nie wszedłem w żaden związek. Nie miałem też specjalnie świadomości, że jestem bi, nie nazywałem tego. Pociąg do chłopaków traktowałem jako ekstra bonus, dodatek do mojej heteroseksualności.
Rozmowa z Igorem Stokfiszewskim.
Podobają mi się chłopaki i dziewczyny – stwierdziłeś w późnej podstawówce. Jak miałeś 22 lata, to wszedłeś w pierwszy poważny związek. Z mężczyzną – poetą Adamem Wiedemannem. A przed Adamem co się działo?
Ach, bardzo ciekawy okres. Przez całe liceum zakochiwałem się notorycznie i nieszczęśliwie - i w dziewczynach, i w chłopakach, choć w sumie nie wszedłem w żaden związek. Nie miałem też specjalnie świadomości, że jestem bi, nie nazywałem tego. Pociąg do chłopaków traktowałem jako ekstra bonus, dodatek do mojej heteroseksualności.
Jak miałem 14 czy 15 lat, to z kolegami ze szkoły chodziliśmy do opuszczonych powojennych bunkrów w jednym z łódzkich parków. Były tam ciemne korytarze, niektóre częściowo zasypane, mnóstwo robactwa – idealne miejsce dla „męskiej” zabawy w żołnierzy. I oprócz tej zabawy bawiliśmy się również w zbiorową masturbację. Były opowieści o dziewczynach, przynosiliśmy jakieś zdjęcia dziewczyn. Nie masturbował się każdy sam, tylko jeden drugiego. Hand job tak zwany. Wszyscy byliśmy przed naszym pierwszym razem, ale nie odczuwałem tych zabaw jako substytutu seksu – to było przyjemne samo w sobie. Zero skrępowania, zero poczucia skandalu. Pornograficzne historyjki hetero w sytuacji bardzo homoerotycznej. Taka bikonstrukcja. Dziś to wydaje mi się śmieszny symbol mojej biseksualności.
Nie byłeś przerażony, że chłopcy cię pociągają?
Nie, w ogóle. Do tego stopnia, że pozwalałem sobie czasem na homoerotyczne prowokacje. Pamiętam obóz w Bieszczadach w którejś klasie liceum. Była tam grupa chłopaków z innej szkoły. Poszliśmy na spacer po lesie. W pewnej chwili zacząłem – ni to żartem, ni serio – obłapiać ich, obejmować, całować, śmiać się. I oni to podchwycili, zaczęli się całować nie tylko ze mną, ale też ze sobą. Traktowali to jako wygłup.
Potem zakochałem się w jednym z nich, w Radku, piękny był. Zakolegowaliśmy się, ale jego nie interesowało prawdziwe przekroczenie granicy erotycznej, mnie - jak najbardziej. Radek, jeśli to czytasz, odezwij się! Ale kosz dany mi przez Radka nie był traumą. Nie miałem poczucia, że absolutnie muszę go mieć. Moja homoseksualna strona była odporna na rys tragiczny, bo dysponowałem też stroną hetero. Znów ta moja homoseksualność objawiła się jako element zabawy, dodatek. Coś fajnego, nieszkodliwego.
Dla mnie homoseksualność była w czasach licealnych przekleństwem, bardzo chciałem być hetero.
A ja hetero byłem, więc homododatek mi nie przeszkadzał. Sprawiał, że czułem się trochę poza heteronormą ... ( Pozostało znaków: 10756 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.