7 dni dumy
Parada 2010. Największa jak dotąd, najbardziej kolorowa, widoczna, choć - jak wskazują krytycy - jednak rozczarowująco mała i bez konkretnego przekazu: politycznego wymiaru demonstracji bronić musiały prywatne osoby z hasłami na indywidualnie przygotowanych banerach, bo na platformach przeważają jednak logotypy i elementy zabawowe.
Parada 2010. Największa jak dotąd, najbardziej kolorowa, widoczna, choć - jak wskazują krytycy - jednak rozczarowująco mała i bez konkretnego przekazu: politycznego wymiaru demonstracji bronić musiały prywatne osoby z hasłami na indywidualnie przygotowanych banerach, bo na platformach przeważają jednak logotypy i elementy zabawowe.
Paradzie zabrakło ram organizacyjnych. Podobno było przecinanie wstęgi przed wymarszem; Piotr Pacewicz opisuje w swym artykule przemówienia na zakończenie. Czemu w takim razie tylu komentatorów wypomina, że parada nie miała ani otwarcia, ni zamknięcia? Czy były aż tak ciche?
Podobnie z organizacją: spóźnienia, postoje, objazdy. Połowa platform z przodu, faktycznie niezła zabawa, potem tylko ludzie, i na końcu - pokazują to niektóre zdjęcia - kilka pozostałych platform, snujących się smutnym sznurkiem, już bez otoczenia tancerzy czy choćby maszerujących. Zważywszy, że wystawienie każdego wozu kosztowało duże pieniądze, także na konto organizatora, nie dziwi rozżalenie tych, którzy w organizacyjnym zamęcie wylądowali w ogonie.
Sam marsz przebiegł według schematu, ukonstytuowanego przez ostatnie kilka lat: bojówki przeciwników skupione na starcie, NOP-owcy i klerykałowie na skrzyżowaniu ze Świętokrzyską, gapie na Marszałkowskiej, wreszcie - życzliwe przyjęcie w bocznych ulicach, pozdrowienia z okien i balkonów, zwłaszcza na Pięknej, której mieszkańcy widywali nas dotąd chyba najczęściej.
Podobnie ewoluował ton relacji z imprezy w mediach, które początkowo skupiały się na poprzedzającym ją Marszu Grunwaldzkim i pierwszych incydentach, potem relacjonowały paradę coraz życzliwiej, by na końcu dojść do konkluzji, że geje, lesbijki i ich przyjaciele bawili się na ulicach Warszawy, jak na ich święto przystało.
Przyczółki ekspansji
A sami zainteresowani nie czekali bynajmniej ze świętowaniem do soboty. W organizacjach, zespołach artystycznych, klubach, inicjatywach z zapałem konstruowali własny festiwal. Jaskółkami były imprezy, inaugurowane na początku lipca jeszcze pod oficjalnym szyldem EP: wystawa Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym i EuroFilm Festiwal w Kinotece. Tak oto szacowne, mieszczańskie instytucje stały się przyczółkami do ekspansji.
Bo ekspansywnie w miasto wyszła tym razem nie tylko parada. Mapa Warszawy zaroiła się nagle od punktów, w których działy się rzeczy dla gejów i lesbijek co najmniej ciekawe. Zwłaszcza na ostatni tydzień tkanka miejska Warszawy została zawłaszczona przez społeczność LGBT, nigdy dotąd nie ujawniającą się w sposób tak widoczny. Punktem odniesienia stał się klub Krytyki Politycznej, Nowy Wspaniały Świat, w którego otwartych progach pod auspicjami KPH zagościło centrum informacyjno-towarzyskie PrideHouse.
Do przyczółków EP: PrideHouse'u, Muzeum, Kinoteki - dołączyły niebawem kolejne przybytki w centrum, w tym instytucje mieszczące się w Pałacu Kultury: Teatr Dramatyczny, gdzie zagościły wydarzenia inicjatywy artystycznej Pomada (to tu odbyło się starcie tytanów, Rafalali i Rysi Czubak), a potem Sala Kongresowa, w której śpiewały gejowskie chóry i wręczano Hiacynty. Konferencja GLBT-Business Leader Forum odbyła się w Hiltonie, Zieloni urządzili swoją w Sejmie, OPZZ - w swojej siedzibie na Kopernika. W położonym także bliżej Wisły klubie 1500m2 zagościł ze swoim prajdowym spektaklem Teatr Nowy oraz część wydarzeń Pomady, w tym impreza poparadowa.
Swą działalność znacznie ożywiły inne miejsca gay-friedly, w tym także nowe: 5-10-15, Almond... ( Pozostało znaków: 14504 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.