W sobotę 24 czerwca bulwarami Paryża przeszedł Marche de Fiertés (czyli paryski Gay Pride). Według informacji, które otrzymaliśmy od organizatorów, uczestniczyło w nim 800 000 osób! Oficjalne dane nie różniły się aż tak absurdalnie, jak w wypadku warszawskiej parady, aczkolwiek były niższe (600 000 osób). Jak na Paryż, w którym mieszkają 2 miliony osób, liczba jest oszałamiająca. Należy jednak pamiętać, że ta nazwa przysługuje jedynie części aglomeracji, którą można by śmiało nazwać centrum. Łącznie z przedmieściami liczba mieszkańców sięga 10 milionów. Tak czy inaczej, co dziesiąty mieszkaniec regionu uznał, że prawo do wolności dla homoseksualistów jest dla niego na tyle istotne, że wyszedł tego dnia na ulicę.
Okazuje się, że apokaliptyczne wizje szerzenia deprawacji i seksu na ulicach, przedstawiane przez "naszych" czołowych polityków jako ilustracja "zgniłego zachodu", mają się nijak do rzeczywistości. Atmosfera panująca w czasie imprezy bliska była warszawskim juwenaliom. Z licznych platform słychać było głośną muzykę, przy której bawili się uczestnicy.
Pomimo, że parada nie miała tak silnie politycznego charakteru, jak warszawska, to zbliżające się wybory prezydenckie sprawiły, że Komunistyczna Partia Francji, Socjalistyczna Partia Francji oraz Zieloni wystawili swoje platformy. Poruszony został przy okazji temat wprowadzenia instytucji małżeństwa homoseksualnego.
Spacer wzdłuż bulwaru Montparnasse, na którym ustawione były wszystkie platformy przygotowane do wyruszenia z paradą był swoistym przekrojem paryskiego życia gejowskiego - zaczynając od organizacji zrzeszających rodziny, przez stowarzyszenia homo-rodziców, kluby turystyczne, na organizacjach promujących bezpieczny seks i walczących z HIV skończywszy. Swoje reprezentacje miały również instytucje pozornie nie związane z ruchem LGBT. Na jednej z platform jechali policjanci (strzelając do uczestników parady z karabinów na wodę). Był "homobus", czyli autobus komunikacji miejskiej z przyklejoną przy wejściu tablicą: "Solitarite! Kampania Przeciw Homofobii, Project GayRussia". Jeden z pojazdów reklamował połączenia szybkimi kolejami TGV. Była reprezentacja gejów pracujących w liniach lotniczych a nawet delegacja z "Grandes Ecoles" (najlepsze francuskie uczelnie).
Tak ogromna i wydawałoby się, że kontrowersyjna manifestacja obyła się prawie bez udziału policji. Jedynie kilku funkcjonariuszy przechadzało się w okolicy zgromadzenia. Nawet 3 protestujące osoby z transparentem - "Tak dla prawa do powiedzenia nie" nie były w żaden sposób oddzielone od marszu.
Ilość uczestników była tak ogromna, że nie wszystkim udało się zmieścić na i tak wielkim placu de la Bastille, nad którym góruje kolumna z wyrytymi słowami "Liberte Egalite Fraternite", jakże pasującymi do charakteru sobotniego wydarzenia. Docelowe miejsce manifestacji zostało wybrane niezwykle symbolicznie. To właśnie tam rozpoczęły się demokratyczne przemiany we Francji. Gdyby w Polsce parada gejów przejść miała nawet w pobliżu stoczni gdańskiej, jestem pewien, że organizatorzy zostali by zaskarżeni przez naszych "stróżów moralności" nierozumiejących znaczenia słowa "wolność".
caligostra