Niezawodna Korporacja Ha!Art, wydawca m.in. książki Michała Witkowskiego, uraczyła nas kolejną, znakomitą powieścią. Jej autorem jest Marian Pankowski, w biografii którego możemy przeczytać, iż urodził się w 1919 r. w Sanoku, ukończył polonistykę na UJ, był więźniem obozów koncentracyjnych, zaś po zakończeniu wojny osiadł w Brukseli. Książka, o której słów kilka chciałbym napisać, nosi tytuł "Rudolf" i w moim przekonaniu eksploruje te same rewiry, wokół których oscylowały myśli Witkowskiego, gdy pisał swoje "Lubiewo". Rewiry świata wyklętego...
Niezawodna Korporacja Ha!Art, wydawca m.in. książki Michała Witkowskiego, uraczyła nas kolejną, znakomitą powieścią. Jej autorem jest Marian Pankowski, w biografii którego możemy przeczytać, iż urodził się w 1919 r. w Sanoku, ukończył polonistykę na UJ, był więźniem obozów koncentracyjnych, zaś po zakończeniu wojny osiadł w Brukseli. Książka, o której słów kilka chciałbym napisać, nosi tytuł "Rudolf" i w moim przekonaniu eksploruje te same rewiry, wokół których oscylowały myśli Witkowskiego, gdy pisał swoje "Lubiewo". Rewiry świata wyklętego.
Tak, w "Rudolfie" zderzają się dwa światy: porządny, poprawny świat Tomasza, profesora uniwersytetu, Polaka, byłego więźnia obozu koncentracyjnego oraz niepoprawny, grzeszny świat Rudolfa, Niemca dobiegającego kresu swoich dni. Te dwa światy spotykają się pewnego słonecznego dnia w kawiarnianym ogródku na brukselskiej starówce. Tomasz i Rudolf nawiązują niezwykły dialog. Jest to dialog nie tyle pomiędzy dwiema osobami, ile między dwiema zupełnie odmiennymi trajektoriami biograficznymi, między dwoma sposobami doświadczania i przeżywania rzeczywistości. Tomasz, tak się przynajmniej na pozór wydaje, jest heteroseksualny, Rudolf zaś, tak się przynajmniej na pozór wydaje jest homoseksualistą. To zatem dialog pomiędzy dwoma światami: uporządkowanym światem profesora i szalonym, dosłownym światem Rudolfa.
"Świat dosłowny" to świat przeżywany bezpośrednio, na żywo, bez żadnych środków znieczulających i żadnych filtrów. To świat doświadczenia ciała - z jego jasną stroną piękna nagości i z jego ciemną strona ohydy fizjologicznej. "Świat dosłowny" to świat, świat przeżywany brany takim jakim jest, to świat, w którym rozkosz wypija się do ostatniej kropli, nie odkładając na później. To świat akceptacji ciała, seksualności i cielesności, to świat, jakby powiedział Michel Foucault, "przyjemności ciała". Rudolf, przed zdumionym, momentami zniesmaczonym, a momentami zgorszonym Tomaszem rozwija opowieści o męskich, pedalskich orgiach, ale i o męskiej, pedalskiej miłości. "Stali przy toalecie... tak, ja Pan potrafiłby stać na... na wybrzeżu, oparty o balustradę, i wypatrywać trójmasztowca z Indonezji... Podejść? I wie Pan... naraz poczułem zapach Dworca. Więc idę w ich stronę. Ale zląkłem się. Skręcam do toalety. I czuję, że oni wzrokiem mnie odprowadzają. I już zaczynam żałować, że... a oni już przy mnie po obu stronach stają. I te bryczesy ich do przodu, a plecy do tyłu odgięte. I niby że się odlewamy... (...) i Olek mówi: No i co, pójdziemy? I wie Pan... jego ręka już się ze mną spoufala.. Tak - mówię - Chętnie - dodaję... (...) Panie... dziś może bym się i nie bał klękać na tamtym płaszczu... z gołą dupą na wiatr wrześniowy - ale... jego... Olka bym się bał... (...) Panie, ja nie wiem, jakiem to przeżył jak to się stało, że on mnie tam na śmierć nie zamajzlował". Opis przypadkowego seksu na trawce z wyrwaną na dworcu męską prostytutką? Tak, ale też coś więcej: początek dwunastoletniego związku opartego nie na wielkiej romantycznej miłości, ale: "Pasowaliśmy do siebie. To wszystko... Panie, to strasznie dużo".
Profesor Tomasz ma obiekcje. Nie mieści mu się w głowie iście zwierzęcy seks na trawie, bez zahamowań, ograniczeń, nie potrafiłby nazwać relacji Rudolfa z Olkiem relacją miłości. Co ciekawe, nie ma odwagi tak jej nazwać sam Rudolf. Po prostu pasowali do siebie... Ale jednak to strasznie dużo. Naprawdę dużo. Czemu zatem to nie miłość?
Bo tam, na samym dole życia, gdzie już niue ma póz i udawania, nie może być miłości, piękna, dobra - to są cnoty zarezerwowane dla społecznych wyżyn, dla profesorskich wyżyn... A jednak okazuje się - musicie przeczytać książkę, aby zrozumieć, dlaczego - że tylko Rudolf żył naprawdę, kochał naprawdę, rżnął się naprawdę i tylko on pozwolił sobie na życie życiem dosłownym, prawdziwym, pięknym.
Konfrontacja dwóch światów: "wysokiego" świata profesora i "niskiego" świata Rudolfa ujawnia, że w gruncie rzeczy mamy do czynienia z jednej strony z prawdziwym światem i światem dosłownym, z drugiej zaś - z fantomem świata i światem udawanym. Nie dlatego, że Tomasz nie pieprzył się z Olkiem na trawie. Dlatego, że nigdy nie miał odwagi zastanowić się, co by było, gdyby... Nie miał odwagi marzyć... A czym jest życie bez marzeń i bez sięgania po to, w upragnione?
Polecam. Marian Pankowski. "Rudolf".
Jacek Kochanowski
trzeba czytac uwazniej ksiazki, kiedy sie o nich pisze;)
Czyli jednak nie warto marzyc!
Wydawalo mi sie zawsze ze w swiecie marzen nie istnieje przypadkowy seks na trawniku, zwierzecy seks. Wydawalo mi sie, ze marzy sie nie o byciu zwierzeciem, ale aniolem. Widac rozne sa marzenia, nie rozumiem skad dysonans co do tonu wypowiedzi Jacka. Inna strona i inna wrazliwosc to w przewazajacej mierze wlasnie ta - wyzwolenie od wyzszych marzen i czysty, meski seks - swietna i uniwersalna diagnoza i recenzja. Niestety.
Ta książka powstała już jakiś czas temu i wydaje sie trochę archaiczna. Ostatnio sporo mamy książek z gej-świata i trochę mi szkoda, że ten "gej-świat" to lubiewo i rudolf. Lubiewo skrajnie ciotowskie, przegięte, w sam raz do programu Ewy Drzyzgi albo na pierwszą stronę Faktu. Z kolei Rudolf nużący, rdzawy, dosyć trudny w czytaniu.Oczywiście o takim autorze jak Pankowski nie wypada napisać nic złego. I nic złego nie napiszę poza tym, że tysiące gejów w naszym kraju chyba - tak sądzę- wolałoby przeczytać coś aktualnego i bardziej z "ich świata". Szczególnie, że czytanie książek nie jest chyba naszym narodowym hobby.
A do tego Jacek - polecając tę książkę - robi to tak mało przekonująco. Jakby prowadził seminarium z queer - socjologii.
A przecież to po prostu inna strona!!!