Rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, biskup Tadeusz Pieronek udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej, w którym raz jeszcze powtórzył, że "homoseksualizm jest innością, dotyczy mniejszości, i - by nie użyć słowa "choroba" - to jakaś dewiacja, coś nienormalnego". Działania ruchu gejowskiego, zmierzającego do przełamania niesprawiedliwych stereotypów obyczajowych biskup przyrównał do ideologii nazizmu. W minioną niedzielę, podczas mszy świętej z okazji dorocznej pielgrzymki kobiet do sanktuarium maryjnego w Piekarach Śląskich, kardynał Stanisław Nagy ostro potępił przemiany obyczajowe, dokonujące się w Polsce i wezwał do obrony "tradycyjnego stylu życia". Nasz publicysta Janusz Boguszewicz twierdzi, że Kościół katolicki wezwał do krucjaty przeciwko "tęczowej herezji"...
Kościół katolicki na świecie obawia się gejów i lesbijek. Strach nie jest nigdy dobrym doradcą. To stwierdzenie potwierdza się, gdy przeanalizujemy dokumenty Watykanu dotyczące nauczanie Kościoła katolickiego odnośnie homoseksualizmu i legalizacji związków partnerskich osób o orientacji homoseksualnej. Czytając obfitą, kościelną literaturę na ten temat (paradoksalnie w Polsce najwięcej książek dotyczących gejów i lesbijek wydają katolickie oficyny wydawnicze) można odnieść wrażenie, że cywilizacja zachodnia stanęła na krawędzi przepaści i to z powodu 6-8% ogólnej populacji mężczyzn i kobiet zainteresowanych własną płcią, grozi jej nagle zagłada. Z tych stwierdzeń wyziera po prostu dzika panika, strach przed załamaniem się starych struktur społecznych i dawnego porządku moralnego, które ustępuje wreszcie przed nowoczesnym i wyemancypowanym, naukowym i humanistycznym - holistycznym spojrzeniem na człowieka. Strach z powodu wprowadzania racjonalnego i ludzkiego prawodawstwa (prawa człowieka), strach przed utratą przez Kościół statusu jedynej i ostatecznej, omnipotentnej instancji moralnej. Obawa przed uzyskaniem przez ludzi autonomii, a przez to mogliby oni (wierni) zacząć zbyt swobodnie folgować własnym pragnieniom i uczuciom, kwestionując przy tym tak zwane wartości chrześcijańskie.
Stach, lęki i obawy z psychologicznego punktu widzenia prowadzi do reakcji wyolbrzymionych i zawężonego pola widzenia. I w tym właśnie kontekście należy rozpatrywać dokumenty kościelne i wypowiedzi nauczycielskiego urzędu kościoła, jego hierarchów oraz publicystów i bojówkarzy.
Watykan zobowiązał "wszystkich wiernych" do zdecydowanego stawiania oporu wobec legalizacji homoseksualnych związków partnerskich. Szczególny apel został skierowany do katolickich polityków. Apodyktycznie żąda się od nich posłuszeństwa, zapominając o "wolnej woli i wolności sumienia" Tak jak w średniowieczu politycy winni być bezkrytycznie i bezgranicznie posłuszni magisterium Kościoła. Polityk ma prezentować i reprezentować w demokratycznych i świeckich krajach reakcyjna politykę despotycznej monarchii watykańskiej, ponieważ "zadania prawodawstwa państwowego mają w przeciwieństwie do prawa moralnego zakres ograniczony". Katolicyzm powraca szybko do starych sposobów i zachowań rodem z czasów "świętej inkwizycji". Tak propagowane po Soborze Watykańskim II "aggiornamento", czyli przystosowywanie się Kościoła do nowych czasów, głoszone przez papieża Jana XXIII przed 50 laty zastąpione zostaje przez antygejowską krucjatę.
Z naukowego punktu widzenia można dziś stwierdzić kategorycznie: Homoseksualizm musi być postrzegany jako forma ludzkiej aktywności seksualnej istniejąca równolegle do heteroseksualizmu. Taka orientacja skierowana w stosunku do własnej płci nie może być zatem traktowana i stygmatyzowana jako choroba, rodzaj neurozy, wybryk natury, zachowanie nienaturalne lub sprzeczne z naturą, dewiacja zboczonego umysłu, czy tez wynik "nieuporządkowanego" popędu, wychowania lub też "smutne zranienie spowodowane niewłaściwymi relacjami w rodzinie bądź uwiedzeniem". Niestety takie sformułowania znajdujemy między innymi w jednym z najważniejszych dokumentów kościelnych - Katechizmie Kościoła Katolickiego. Homoseksualizm jest skłonnością psychofizyczną a nie przejawem upadku moralnego.
W roku 1973 Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne a w 1991 Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) skreśliła homoseksualizm z listy chorób psychicznych. W poważnych i nie zabarwionych prawicową ideologią publikacjach nie mówi się już o zaburzeniach ew. nieprawidłowościach tożsamości psychoseksualnej, lecz o seksualnych preferencjach.
Jeżeli poważnie traktuje się wyniki współczesnych badań naukowych, nie można powracać do terminologii rodem ze średniowiecznych teologiczno- filozoficznych wywodów Tomasza z Akwinu (1226-1274) który przytaczał argumenty o moralnym prawie naturalnym tożsamym z prawem bożym, tzn. kościelnym. Nikt rozsądny przecież nie argumentuje dziś za Akwinatą, ze "jedynie nasienie męskie, zawiera wyłącznie materiał genetyczny, dzięki któremu powstaje życie, a łono kobiety służy tylko jako naczynie". Było by to sprzeczne zarówno z podejściem naukowym, jak i ze zdrowym rozsądkiem. Jednakże Watykan postępuje tak, jakby zatracił rozsądek a zachowanie i histeryczne wypowiedzi jego hierarchów przypominają "syndrom oblężonej twierdzy".
Homoseksualizm nie jest "nienormalny", czy też "nieuporządkowany". Jest zwyczajnym i normalnym wariantem rozwoju seksualnego człowieka i tym samym jedną z wielu możliwych form wyrazy ludzkiej osobowości (nie tylko seksualności!). Bycie gejem lub lesbijką jest wariantem ludzkiego wyrażania uczuć, czyli miłości. Wobec powyższych stwierdzeń, sformułowania Watykanu dotyczące "zgody na legalizację zła, dewiacji nieprawidłowości i zboczeń" wydaje się nie tylko niesprawiedliwe, ale wręcz urągające godności człowieka.
Podobnie też wygląda sprawa argumentacji teologiczno-biblijnej. Poważni bibliści wypowiadają się jasno: biblijni autorzy nie znali pojęcia skłonności homoseksualnych w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Dlatego niemożliwe i nieuprawnione jest też wywodzenie argumentacji potępiających dzisiejsze związki partnerskie osób homoseksualnych podpierając się cytatami (głownie z Pięcioksięgu Starego Testamentu) zawierającymi wskazówki moralne, które od dawna już nie obowiązują. Czyż nie jest to świadome nadużycie tekstów biblijnych i swoista manipulacja dokonana przez Watykańską Kongregację Wiary?
W wypowiedziach magisterium Kościoła próżno dziś szukać duchu ekumenizmu i pojednania. Dominuje retoryka apodyktyzmu i konfrontacji. Można odnieść wrażenie, że katolicy nie posługują się tą samą Biblią, co inni chrześcijanie. W łonie wielu kościołów istnieją grupy działające na rzecz afirmacji homoseksualizmu. Zielonoświątkowi pastorzy, prezbiteriańscy teologowie, niezależnie od często oficjalnych stanowisk swoich wspólnot, działają na rzecz doprowadzenia do pełnej moralnej akceptacji homoseksualizmu. W Stanach Zjednoczonych powstał w 1968 roku nawet Metropolitan Community Church, pierwszy kościół powołany przez homoseksualistę dla gejów, lesbijek, biseksualistów i transseksualistów, zrzeszający obecnie ponad 43 tysiące wiernych skupionych w 300 kongregacjach w 22 krajach świata. Jest to pierwszy w historii Kościół, który stara się zintegrować duchowość i seksualność ludzką, tworząc duchowość gejowską. Głównym jej filarem jest przekonanie, że wbrew temu co przez wieki nauczał Kościół i Synagoga, Biblia nie zawiera, jakiegokolwiek potępienia homoseksualizmu czy choćby aktów homoseksualnych. Wszystkie fragmenty Biblii, które odnoszą się do homoseksualizmu, są przez teologów MCC odrzucane jako nieprawdziwe albo nieadekwatnie odnoszące się do współczesnego rozumienia tego zjawiska. Jezus Chrystus nigdy nie odniósł się do homoseksualizmu i nie wypowiadał się na jego temat. Pismo Święte nie tylko nie uznaje homoseksualizmu za grzech, ale wręcz za szczególne błogosławieństwo. A prawdę tę przez lata przesłaniała homofobiczna kościelna kultura.
Natury homoseksualisty nie można zmienić, przynajmniej bez ponoszenia skutków ubocznych. Może to potwierdzić każdy niezależny ideologicznie psychoterapeuta. Tak również twierdzi Johannes Wahala, przewodniczący Austriackiego Towarzystwa Psychologicznego i założyciel centrum terapeutycznego Courage. Przyjęcie i akceptacja własne orientacji seksualnej jest warunkiem wytworzenia własnej stabilnej tożsamości. Własnego Ja. Romano Guardini (1885-1968), filozof religii pisze o tym wyraźnie: Chcę być tym, kim jestem; kim naprawdę jestem ja i tylko ja. Chciałbym stanąć w miejscu siebie i przyjąć te wyzwania, które stawia przede mną świat" Wszystko inne jest sprzeczne z naturą, przeciwne rozsądkowi i antyludzkie. W końcu człowiek, zgodnie z nauczaniem Chrystusa, jest stworzeniem bożym, z całą swoją naturą, wszelkimi jej przejawami i popędami.
Bezprawiem i pogwałceniem praw człowieka jest wykluczanie możliwości legalizacji związków międzyludzkich tylko ze względy na kategorię: możliwości biologicznego rozmnażania się. Centralne kryteria charakteryzujące związki partnerskie to z psychologicznego punktu widzenia: wzajemne zobowiązanie zawarcia związku, łączność emocjonalna obojga partnerów, wzajemne poszanowanie oraz wspólne tworzenie przestrzeni wzajemnych uczuciowych powiązań. Takie pojmowanie związku partnerskiego stanowi o jego wartości i służy wzajemnemu rozwojowi i ubogacaniu obu współpartnerów. Służy także dobru wspólnemu całego społeczeństwa. Dlaczegóż zatem geje i lesbijki zostają z tego grona wykluczeni, o tym Kościół milczy. Nie można tego bowiem inaczej wyjaśnić, niż za pomocą starych homofobicznych argumentów.
Seksualność człowieka i jego rozmnażanie nie może być traktowane tożsamo. Aspekt seksualności to coś o wiele bardziej złożonego. To wzajemnie złożony dialog ciał i umysłów. Forma wyrazu ludzkiej intymności i osobowo przeżywanej miłości. U gejów i lesbijek tak jak i u heteroseksualistów chodzi tu o uczucia, pragnienia, tęsknoty i zaspokojenie podstawowych i najbardziej istotnych potrzeb ludzkich. Takie ujęcie jest jednak Kościołowi zupełnie obce. Do dziś nie ma żadnego przekonującego i rozsądnego wytłumaczenia, dlaczego geje i lesbijki są powołani do życia w "czystości". Rzymska fobia wobec homoseksualistów, którzy mogą zagrozić instytucji małżeństwa heteroseksualnego i istnieniu rodziny, a przez to całej ludzkości) wydaje się być tym bardziej absurdalna, że chodzi tu rzeczywiście tylko o 6-8 % całego społeczeństwa.
Perfidnym jest także rozróżnienie między "zachowaniem homoseksualnym, jako fenomenem prywatnym, i takim samym zachowaniem jako przewidzianym i akceptowanym przez prawo zachowaniem społecznym". Kryje się za tym następujące nastawienie: Homoseksualizm może (bo musi) istnieć, ale nie publicznie! Świadomie spycha się zatem gejów i lesbijki do społecznego podziemia i stygmatyzuje jako grupę marginesu. Katolicyzm czyni przy tym wiele zła, przysparzając wielu cierpień natury moralnej swoim homoseksualnym wyznawcom. Statystycznie wśród młodzieży homoseksualnej między 15 a 25 rokiem życia liczba prób samobójczych jest pięciokrotnie wyższa niż u heteroseksualistów. Gejom potrzebne jest zatem nie "współczucie i wsparcie" lecz rzetelne i obiektywne nastawienie połączone nie z tolerancją lecz akceptacją.
Podobnie perfidnie traktuje Rzym sprawę adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Byłoby to podobne do "gwałtu na tych dzieciach"- takie jest stanowisko kościoła, w łonie którego coraz częściej odkrywane są afery pedofilskie i przypadki skrzętnie skrywanego i tuszowanego homoseksualizmu wysoko postawionych hierarchów kościelnych (arcybiskupi Groer w Austrii, Petz w Polsce, czy ostatnie rewelacje w związku z gdańskim prałatem Jankowskim). Obawy, jakoby dzieci rodziców homoseksualnych, żyjących w związkach jednopłciowych, mogły w jakikolwiek negatywny sposób wpływać na ich rozwój intelektualny czy emocjonalny są zupełnie nieuzasadnione. Takie dzieci rozwijają się jak ich rówieśnicy z rodzin heteroseksualnych i nie ma to wpływu na ich orientację seksualną a także na późniejsze pełnienie ról społecznych. Matki lesbijki i ojcowie geje są w takim samym stopniu zdolni do wychowywania dzieci jak ich heteroseksualne odpowiedniki. Założenie, iż brakujący element męski lub żeński wśród rodziców stanowić by miał "przeszkodę we właściwej identyfikacji płciowej i rozwoju dziecka" jest z punktu widzenia humanistyki merytorycznie nieuzasadnione, gdyż obecnie na świecie wiele dzieci wychowywanych jest przez jedno z rodziców. Takie stawianie problemu zabarwione jest wyraźnie niekrytymi uprzedzeniami w stosunku do mniejszości homoseksualnej. Dzieci nie żyją przecież pod kloszem rodziców, lecz na ich rozwój wpływ mają różne czynniki społeczne, rodzina bliższa i dalsza, szkoła, instytucje socjalne czy wreszcie kościół. Właśnie postawa duchownych i ich wpływ może mieć decydujące znaczenie w przebiegu prawidłowego rozwoju emocjonalnego dzieci. Wpędzanie młodych ludzi w kompleksy zdaje się być jednak ulubionym polem działania niektórych domorosłych terapeutów w sutannach, którzy aplikują zagubionemu młodemu człowiekowi "uleczenie ze zgubnej przypadłości". Posługując się irracjonalną argumentacją i apodyktycznymi stwierdzeniami Kościół katolicki wypowiada wojnę ruchowi gejowskiemu i jego przejawom. Zwolenników znajduje wśród bojówkarzy wszechpolskich, słuchaczy rozgłośni o. Rydzyka oraz czytelników "Naszego Dziennika". Nie można ich lekceważyć. To siła, z którą stoi kilkusetletnia tradycja inkwizycji, kontrreformacji i antysemityzmu. Tak jak niegdyś katolicyzm zwalczał przejawy kultury żydowskiej, tak teraz zabiera się do zdławienia młodego ruchu emancypacyjnego homoseksualistów. Z perspektywy clubbingu może tego nie widać.
New York Times pisał o katolicko- prawicowej koalicji politycznej, której źródła tkwią w jednolitym stanowisku wobec aborcji i homoseksualizmu. Obecnie toczy się wojna kultur i cywilizacji. Rozpoczyna się krucjata przeciwko "homoseksualnej herezji" Jej pierwsze oznaki są już widoczne zwłaszcza w Polsce. Następuje polaryzacja stanowisk. "W tej chwili obserwujemy wzrost tolerancji, który idzie w parze ze wzrostem homofobii. To normalne i bardzo podobnie było w przypadku antysemityzmu idącego w parze z filosemityzmem. Na zakończenie przytoczę wypowiedź znanego niemieckiego reżysera filmowego Rosy von Praunheim: "To nie homoseksualiści są perwersyjni, lecz sytuacja, w której muszą żyć".
Janusz Boguszewicz
2 * Nie oddawaj siebie na wolę swych żądz,
abyś jak bawół nie był [nimi] miotany.
3 Liście zmarnujesz, owoce zniszczysz
i pozostawisz siebie jak uschłe drzewo.
4 Zła żądza zgubi tego, kto jej nabył,
i uczyni go uciechą dla wrogów.
(Syr 6,2-4)
Tekst jest świetny ale brakuje w nim jeszcze jednego punktu widzenia. Z teorii wielkich mocarstw wynika jedno zawsze musi istnieć jakiś wróg żeby można bardzo precyzyjnie określić kto jest celem społecznej nienawiści. Czytając dzieło George Orwell "Rok 1984” można tam zobaczyć karykaturę mocarstwa idealnego – posiada wroga uosobionego którzy wszyscy nienawidzą i starają się z nim walczyć. Tak samo jest i było z Kościołem zawsze istniał w świadomości chrześcijan wróg, który jednoczył szeregi wyznawców oraz odkładał spory wewnętrzne na dalszy plan. To co widzimy w zachowaniu Kościoła jest typowe by odwrócić uwagę od wewnętrznych sporów i skupić się na zewnętrznym wrogu.
wrzucilem "maly" komentarzyk do artykulu o podobnej tematyce. Nie chce go tu powtarzac wiec zainteresowanych odsylam do strony http://www.innastrona.pl/news_pokaz.phtml?nID=2163 (artykul "Atak Kościoła na gejów w Piekarach Śląskich")
super artykul! Rzeczowy i obiektywny.
Dobrze by bylo dostarczyc go dostojnikom koscielnym - moze ktorys z nich cos wreszcie zrozumie.