Odcinek dziewiąty (ostatni): Sylwester
Muzyka dobiegała zza wszystkich drzwi. Robert bez pośpiechu wspinał się na kolejne piętra. Nie miał powodów do świętowania, do przyjścia skłoniły go namowy przyjaciół.
-No, królewno, pośpiesz-że się! - dobiegło z góry zniecierpliwione parsknięcie. Piotr wisiał u poręczy, owinięty fioletowym boa. - Później nie mogłeś przyjść, hę? Dobrze chociaż, że przed północą.
-Nie wolno przegapić najważniejszego - odparł bez przekonania. - Ładny szalik, pasuje do sukienki.
Pi kokieteryjnie poprawił pióra.
-Prawda? - ucieszył się, zaraz jednak spoważniał. - Cieszę się, że jesteś. Nie powinieneś teraz przesiadywać sam w domu.
-Skoro tak mówisz - Robert uściskał go i przepuścił przodem do mieszkania.
W pierwszej sekundzie hałas kompletnie go ogłuszył. W salonie tańczyło kilkanaście osób, towarzystwo tłoczyło się na sofach, w korytarzu i na balkonie. Dym z papierosów gryzł w oczy, a wśród gwaru i muzyki zupełnie nie słyszał Pi, który wykrzykiwał coś do napotkanych osób. Nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi, Robert także poczuł się zwolniony z obowiązku słuchania paplaniny gospodarza.
Nie bez trudu dotarli do baru, którego blat uginał się pod przekąskami i markowymi alkoholami. Pi wskazał zachęcająco na szklanki.
-Co pijesz?! - huknął mu do ucha.
-Gin z tonikiem - Robert liczył, że ulubiony drink poprawi mu nastrój. Upił pierwszy łyk i rozejrzał się w półmroku. Z ulgą stwierdził, że prawie nikogo nie zna, co pozwalało żywić nadzieję, że zostaną mu oszczędzone współczujące spojrzenia.
-Wołają mnie - Pi wskazał kogoś w drugim końcu pokoju. - Poradzisz sobie?
Skinął potakująco głową, Piotr zniknął w tłumie, machając z daleka na pożegnanie.
Z głośników popłynął jakiś przebój, rozległy się okrzyki aprobaty. Tłumek na parkiecie zgęstniał. Robert stał jeszcze chwilę, szybko wypił drinka, napełnił na nowo szklankę i ruszył ku balkonowi, gdzie zrobiło się całkiem pusto. Świeże powietrze nieco go otrzeźwiło. W zamyśleniu przyglądał się oknom w bloku naprzeciw. Wszędzie roiło się od roztańczonych sylwetek.
-Jak się bawisz, skarbie? - poczuł na ramieniu dłoń Leszka.
-Świetnie - odparł głucho.
-Grobowy nastrój świadczy o tym najdobitniej - życzliwie przytaknął gospodarz. - Jak tam wyjazd? Udany?
-Jak najbardziej! Morze, wicher, sztorm, brak ciepłej wody. Wszystko adekwatnie do okoliczności. - Robert kiwał się smętnie. - Gdyby nie Aga...
-Bardzo się z Pi o ciebie martwimy.
-Daruj sobie - wzruszył ramionami - tylko nie banalne pocieszanki...
-Nie pocieszam. Mówię, że się martwimy.
-Doceniam. Dzięki. To dla mnie naprawdę ciężki okres...
-Zawsze możesz się do nas zwrócić, wiesz o tym.
-Cieszę się, że tak mówisz - Robert wpatrywał się uparcie w dno szklanki. - W liczbie mnogiej...
Lech pociągnął łyk whisky.
-Fakt - przytaknął. - Coraz... ( Pozostało znaków: 11899 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.