... mam nadzieję że nadejdzie taki dzień...
Piątek. Iść gdzieś, czy posiedzieć w domu? Cholera, znowu to samo... nigdy nie wiem, czego chcę. Dobra, zadzwonię do Kingi. Może ona gdzieś idzie, to się wkręcę i jakoś minie... Tak myślałem - już się uczy do sesji. Jak zwykle, dwa tygodnie wcześniej. Chociaż nie będzie miała problemów z zaliczeniem, w przeciwieństwie do mnie. Nauka zawsze na końcu.
No to posłuchamy sobie radia, dziś leci fajna audycja. Najpierw jednak skoczę po piwko... jakoś trzeba uczcić ten piątek. Zapalę sobie świeczkę i podumam nad moim przekichanym losem.
Lubię to, lubię znęcać się nad sobą, wmawiać sobie, jak mi źle. Wypijam pierwszy łyk - dobrze robi, lubię ten smak. I już wiem, że chętnie wypiłbym o wiele więcej. Ale wtedy wróciłyby wspomnienia... Mam już dość bycia (nie)sobą. Całe życie udaję, że jestem kimś innym. Zaczęło się pod koniec podstawówki, gdy z większą chęcią spoglądałem na kolegów z klasy niż na koleżanki. Wtedy nie zdawałem sobie chyba jednak sprawy, że jestem inny. Przecież nie raz spotykaliśmy w parę osób w naszym małym klubiku w garażu, popalaliśmy papierosy no i gadaliśmy o dziewczynach, o tym, że mamy ochotę jakąś wyr....., choć żaden z nas nie wiedział naprawdę o co w tym wszystkim chodzi. I tak zawsze kończyło się na tym samym: na sprawdzaniu kto jest bardziej owłosiony i tym samym, w naszym mniemaniu, bardziej męskim. Nie raz kończyło się na masturbowaniu... Lubiłem to, myślałem, że tak powinno być. I chyba powinno. Ale czas mijał, nasz klub się rozpadł, powoli zaczęły pojawiać się dziewczyny. Tylko ja jakoś nie mogłem się zmienić. Widząc kolegów chodzących ze swoimi dziewczynami za rękę, gdzieś po kątach się całujących, czułem się nieswojo. Dlaczego ja nie mam dziewczyny, dlaczego ja nawet tego nie chcę? Czy jestem tym, no tym z czego wszyscy się śmieją? Nawet przez gardło nie chciało mi to przejść. To minie, myślałem - przecież w tej książce napisano, że w młodym wieku czuje się chęć do przeciwnej płci. Tak, ja to jestem głupi, takimi bzdetami sobie głowę zawracać. Przyjdzie czas, to i ja sobie jakąś laskę znajdę...
Za miesiąc egzaminy do technikum, a ja nic nie umiem. Czytam sobie tylko tego mojego Maya i mam wszystko gdzieś. Wspaniały świat w tych książkach - pełen przygód, prawdziwej przyjaźni... tak, to mój świat. Po co mi kumple gadający o jakiś bzdurach i ciągnący piwo gdzieś w parku? Przecież to takie... dziwne. Raz czy dwa byłem z nimi, ale nie spodobało mi się. Zresztą i tak byłem outsiderem i nikt nie mógł znaleźć ze mną wspólnego języka. Ot, taki sobie Michałek, przesiadujący w bibliotece i u tej dziwnej Kaśki.
Pierwszy dzień w nowej szkole. Stres jak cholera, nowe twarze, nauczyciele mówią do nas per pan... no trzeba się przyzwyczaić. Dobrze, że Karol jest tu ze mną, znamy się jeszcze z podstawówki, więc mam chociaż z kim pogadać. W sumie to go nie lubię, ale lepiej on niż nikt. Minęły dwa miesiące, wszyscy się poznali... nawet fajna klasa. Kilku przystojniachów, no nieźle. Tak, nie zmieniłem się, chyba nawet nie próbowałem. Przecież jest więcej takich jak ja, więc pewnie kogoś znajdę z kim będę mógł w końcu porozmawiać.
W-f na basenie, nie umiem pływać. No cóż, zajęcia są po to, żeby się nauczyć. A zresztą i tak chodzę tam tylko po to, żeby popatrzeć sobie na kumpli pod prysznicami. Ciekawy widok, jak chodzą nadzy i prezentują swoje wdzięki. Pilnuj się tylko, żebyś nie patrzył za łapczywie bo jeszcze ktoś zobaczy - myślę sobie. Głupio by było, gdyby jakieś ploty w świat poszły. Coraz bardziej jestem pewie... ( Pozostało znaków: 14948 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.