Odcinek ósmy
Ale pomyliłem się. Sen może nie był tak koszmarny i nie tak wymowny jak poprzednie. Zaraz po obudzeniu nie czułem wcale, że moja podświadomość znowu dobija się do mojej świadomości poprzez sny, że znów pokazuje mi w jakiś sposób co mnie boli i dręczy. Dopiero podczas wykonywania porannych czynności uświadomiłem sobie, że sen znowu był obrazem moich lęków. Otóż śniło mi się, że leżę z koleżanką na łóżku. Nie wiem co to była za koleżanka, czułem tylko, że bardzo ją lubię. Podobnie jak w jednym z poprzednich snów co chwila zmieniała swoje oblicza - raz była Sylwią, raz jakąś zwykłą dziewczyną, raz jeszcze inną koleżanką. Na początku rozmawialiśmy, potem zaczęliśmy się przytulać. "Co w tym złego - myślałem we śnie - w końcu jest moją przyjaciółką". Potem jednak owa dziewczyna zaczęła mnie fizycznie podrywać, dawać do zrozumienia, że chce się ze mną kochać, a nawet aktywnie dążyć w tym kierunku. Zaczęliśmy się całować, a ja czułem swego rodzaju wstyd, że mnie to nie podnieca, że mam ochotę jej powiedzieć, żeby przestała. Nie pamiętam dokładnie, czy jej to powiedziałem, czy nie, czy też może dałem jej to w jakiś wyraźny sposób do zrozumienia, pamiętam tylko, że cały czas się powoli rozbieraliśmy, mimo moich sprzeciwów, aż do samej bielizny, a moje poczucie zażenowania z każdą chwilą rosło. Wydaje mi się, że kochaliśmy się na łóżku rodziców. Myśląc o tym śnie podczas przygotowywania się do szkoły, stwierdziłem, że jednak dalej mam problemy sam ze sobą, że jednak nie do końca jestem pogodzony ze swoją innością. Bo przecież gdybym był - czy czułbym podświadomy wstyd, że dziewczyna mnie nie podnieca? A może to nie była kwestia niekompletnego zaakceptowania siebie; może ten wstyd odnosił się do tej dziewczyny, która była symbolem społeczeństwa? Może to był wyraz obawy przed wyjściem na jaw mojej tajemnicy wśród moich znajomych? W końcu dziewczyna ze snu od czasu do czasu przybierała postać Sylwii. Może podświadomie bardzo bałem się powiedzieć jej o sobie, mimo, że obudziłem się dzisiaj wręcz przekonany, że to jest właśnie dzień kiedy mój Anioł pozna całą prawdę. A może to przed rodzicami się wstydziłem, w końcu na ich łóżku się pieściliśmy i może to łóżko było właśnie symbolem wymagań rodziców wobec swojego jedynego syna, człowieka, który miał przekazać nazwisko. Po długich kontemplacjach mojego snu stwierdziłem, że chyba powinienem przestać o tym mysleć. Nie byłem przecież żadnym znawcą snów, czy ekspertem od ich tłumaczenia. "Powinienem się z tym raczej udać do psychologa" - pomyślałem. Ale mimo moje próby wytłumaczenia sobie tego dziwnego snu ciągle kręciły mi się po głowie. Zajmowało mnie to tak bardzo, że również dzisiaj przy śniadaniu ledwo zamieniłem z mamą jakiekolwiek zdanie, ale tym razem zdecydowanie było to z mojej winy.
- Jak tam przygotowania do sesji.
- Dobrze.
- Dużo się wczoraj nauczyłeś? Prawie nie wychodziłeś z pokoju.
- No całkiem sporo.
- Jakiś markotny jesteś. O której się położyłeś?
- Wcześnie.
- Coś się stało? - spytała, a w jej głosie słychać było rozczarowanie, że przecież tym razem ona już próbuje nawiązać jakąś rozmowę, a ja zbywam ją krótkimi odpowiedziami.
- Miałem dziwny sen, który nie daje mi spokoju.
- Jakiś koszar? Miałem ochotę odpowiedzieć "nie, prawdziwe koszmary miałem przez kilka poprzednich dni ", al... ( Pozostało znaków: 14257 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.