Odcinek piąty
Śnił mi się Piotrek. Byliśmy razem gdzieś na mieście, szczęśliwi. Chodziliśmy ulicami, trzymaliśmy się za ręce i nikt nie zwracał na nas uwagi. Potem zaczęliśmy iść ni to ulicą, ni to plażą, nie wiem gdzie właściwie byliśmy, jak to w snach. W pewnym momencie na rogu zobaczyłem mamę. Patrzyła na nas i płakała. Automatycznie puściłem rękę Piotrka, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Próbował mnie za nią chwycić, ale ja patrzyłem na zapłakaną mamę i ciągle starałem się od niego odsunąć i ukryć fakt, że jesteśmy parą. W końcu Piotrek, nie wiedzieć czemu, zniknął. Ja podszedłem do mamy i zacząłem jej tłumaczyć, że wszystko w porządku, że przecież nic się nie stało, że jestem szczęśliwy, a mama na to odpowiadała, że to było okropne, że inni chodzą po mieście z dziewczynami, że wszyscy na ulicy nas widzieli. Znaleźliśmy się raptem w moim pokoju, a Piotrek znowu był obok mnie. Słychać było jak otwierają się drzwi wejściowe do domu i wszyscy wiedzieliśmy, że to tata wrócił z delegacji. Mama z pokoju zniknęła, a ja starałem się gdzieś ukryć Piotrka. Próbowałem najpierw w łóżku, potem w szufladzie biurka, ale jedno i drugie miejsce pełne było gazet gejowskich. Piotrek natomiast nie widział powodu, żeby się chować i utrudniał mi to. W tym momencie zaczęło się coś podobnego do pogoni sennych. Czasem śni mi się, że ktoś, albo coś mnie goni, a ja próbuję uciec. Ale nogi mam bardzo ciężkie, ciągle się potykam, przewracam, a bieg sprawia mi niesamowitą trudność. Tymczasem to, co mnie goni, niby z każdą chwilą jest bliżej, biegnie szybko i łatwo, jednak mimo tego i mimo mojej ociężałości ciągle nie może mnie dopaść. Ta scena we śnie była podobna, z tym, że nie była to pogoń w przestrzeni, ale raczej w czasie. Próbowałem schować gdzieś Piotrka, on stawiał opór, a przez oszklone drzwi widziałem cień zbliżającego się taty. Oczywiście cień cały czas zbliżał się i zbliżał, a chowanie Piotrka szło mi bardzo trudno i nieudolnie, ale tata nie wchodził do pokoju. Wydawało mi się, że ten moment snu trwał najdłużej. Wyrwał mnie z niego pisk budzika. Gdy otworzyłem oczy i podniosłem się z poduszki byłem cały spocony. To był po prostu koszmar. Jeszcze przez kilka chwil po przebudzeniu nie byłem do końca na tym świecie. Chciałem sprawdzić, czy Piotrka nie ma gdzieś schowanego w pokoju, ale dopiero gdy zacząłem otwierać szufladę uświadomiłem sobie, że przekroczyłem już granicę między snem a jawą i usiadłem na krześle. Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju, żeby mieć pewność, że wszystko jest już realne i nie pomieszane z ulicą ani plażą. Siedziałem przez dłuższą chwilę i nie mogłem się ruszyć. Czułem się jak małe dziecko, któremu przyśnił się zły sen i nie bardzo wierzy w to, że to tylko sen; które potrzebuje kogoś, kto mógłby je przytulić, koło kogo mogłoby się położyć i usłyszeć "Już w porządku, to był tylko zły sen". Byłem już wprawdzie dużym chłopcem, ale w tym momencie bardzo zatęskniłem za jedną z tych chwil, kiedy jako dzieciak, po obudzeniu się ze łzami w oczach, biegłem do sypialni rodziców położyć się między nimi i otrząsnąć z koszmaru. Dzisiejszy ranek był trochę inny niż poprzedni. Mama usłyszawszy mój budzik weszła normalnie do pokoju i zapytała mnie czy chcę do szkoły kanapki z wędliną czy z serem i czy ma włożyć do nich sałatę. Nie miało to dla mnie znaczenia i nie pamiętam co odpowiedziałem. Byłem szczęśliwy, że przyszła, że zapytała, że się nie bała, że się przede mną nie chowała, tak jak poprzedniego dnia. Mi śnił się koszmar w związku z wydarzeniami ostatnich dwóch dni. Byłem ciekaw co śniło się mamie. W szkole, podobnie jak wczoraj, Sylwia stwierdziła, że jestem nieswój, że coś ze mną nie tak, ale że wyglądam już lepiej niż dzień wcześniej. Wracaliśmy razem, idąc plażą bez butów, ale rozmowa trochę się nie kleiła. Jakoś mało się śmialiśmy i w ogóle więcej milczeliśmy niż rozmawialiśmy. Wydaje mi się, że sporo było w tym mojej winy, bo Sylwia dość często próbowała zagaić jakąś rozmowę, którą ja zrywałem krótkimi i bezkierunkowymi odpowiedziami. Trudno było mi uwolnić umysł od myślenia o tym co się dzieje w domu z mamą. Przeprosiłem ją za to, że tak opornie mi idzie rozmowa, na co ona odpowiedziała, że... ( Pozostało znaków: 18128 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.