Jesus (Héctor Medina) to młody fryzjer mieszkający samotnie na Kubie. Ma kilka stałych klientek, żyje skromnie, nie ma wielu przyjaciół, ale wydaje się być szczęśliwy w swoim outsiderstwie. Pewnego dnia, częściowo w wyniku przypadku, częściowo kierowany względami finansowymi a częściowo dzięki uprzejmości Mamy – rekrutera drag queens i również królowej, postanawia spróbować swoich sił na scenie jako Viva.
- Bibi Żbikowska -Wydaje się to być dobrym posunięciem, ale na drodze staje mu ojciec, Angel (Jorge Perugorría), który niespodziewanie wraca do Hawany po kilkunastu latach nieobecności. Alkoholik, podupadła gwiazda boksu w typie „macho” i były więzień wprowadza się z dnia na dzień do mieszkania Jesusa i wywraca jego życie do góry nogami. Zaczyna od kategorycznego zakazania mu występów na scenie.
Historia wrażliwego chłopaka zamienia się w opowieść o ojcu i synu. Jest też starciem trzech typów mężczyzny: delikatnego Jesusa, hiper-męskiego Angela i Mamy, który łączy w sobie cechy stereotypowo przypisywane zarówno mężczyznom, jak kobietom (w tej roli rewelacyjny Luis Alberto García).
„Viva” może być postrzegana jako melodramat o relacji ojciec-syn, ale sprowadzanie go tylko do opowieści o walce pokoleń i charakterów byłoby spłyceniem. Zatytułowanie filmu pseudonimem artystycznym Jesusa sprawia, że obrazowi bliżej do „Czarnego łabędzia”, niż dramatu psychologicznego. Opowiada o
drodze, którą każdy artysta musi przejść w poszukiwaniu swojego scenicznego „ja”. Mówi o wytrwałości, o nieuleganiu kompromisom oraz wrażliwości i otwartości na to, co nas otacza. Jesus, choć początkowo nienawidzi swojego ojca, postanawia go zaakceptować tak samo, jak akceptuje rzeczywistość, w której przyszło mu żyć: leciwe klientki, biedną dzielnicę Hawany (rodem z „Brudnej trylogii o Hawanie” Pedro Juana Guitereza) czy problematyczne przyjaźnie. Ta akceptacja pozwala mu ostatecznie przekłuć swoje uczucia w, charakterystyczną tylko dla niego, ekspresję sceniczną. Miasto, które zabija monotonny rytm poszukiwania jakiegokolwiek źródła zarobków (co często kończy się prostytucją u bogatych turystów) tylko po to, by po raz kolejny ugotować ryż z fasolą, widzimy oczami delikatnego Jesusa. On sam przywodzi mi na myśl Violet Chachki w wersji untucked. Wrażliwy i spokojny, ale silny i potrafiący postawić granice.
Irlandzkiemu reżyserowi, Paddy’emu Breathnachowi, udaje się uciec od kliszy, mimo że sam scenariusz „Vivy” jest dosyć przewidywalny. Doborem obsady, powadzeniem aktorów i estetyką tworzy obraz, który
pozostaje w pamięci widza. Życie także bywa ckliwe, ale to od nas zależy, czy uczynimy z niego licealny dramat czy subtelną, pełną fascynujących detali opowieść.
„Viva” opowiada o drodze do autentyczności, czy to poprzez wyjście z szafy, akceptację samego siebie, czy wejście na scenę.
VIVA od 30 września w kinach, a w październiku na outfilm.pl