Wcale nie zazdrosny!
Nic nie jest mi bardziej obce niż zazdrość. Jak usłyszałem kiedyś na jakimś filmie, zazdrość jest zupełnie zbyteczna: Gdy jest nieuzasadniona, nie ma wtedy sensu, a kiedy uzasadniona jednak jest, to i tak już za późno! Prawdopodobnie słowa te wypowiedziała Doris Day w jakiejś swojej burlesce z lat 60-tych. W tych groteskowych filmikach chodziło zazwyczaj o nic innego, jak zdradę, zazdrość i histerię...
Nic nie jest mi bardziej obce niż zazdrość. Jak usłyszałem kiedyś na jakimś filmie, zazdrość jest zupełnie zbyteczna: Gdy jest nieuzasadniona, nie ma wtedy sensu, a kiedy uzasadniona jednak jest, to i tak już za późno! Prawdopodobnie słowa te wypowiedziała (a jest to najprawdziwsza myśl złota) Doris Day w jakiejś swojej burlesce z lat 60-tych. W tych groteskowych filmikach chodziło zazwyczaj o nic innego, jak zdradę, zazdrość i histerię. Wspominałem złotą maksymę poczciwej Doris leżąc samotnie na kanapie. Podkreślam w tym miejscu słowo samotnie! Mój przyjaciel i kochanek Rick nie miał tego wieczoru czasu dla mnie. To mnie wcale nie ruszało! Phi! -Jak powiedziałby kaczorek Daffy z kreskówki.
Rick miał dziś wizytę swego Byłego, niejakiego Jamesa z Birmingham, z którym, ze względu na minione słodkie czasy, chciał spędzić niezakłócony wieczór. -"Baby, byłbyś tylko piątym kołem u wozu- wyjaśnił mi Rick- będziemy rozmawiać o ludziach, których i tak nie znasz i naszych wspólnych przeżyciach. Zanudziłbyś się."
Nie byłem ciekawski. Ale cóż to za wspólne przeżycia były, o których nie mogłem się dowiedzieć? Hmm, powiedziałaby Doris Day i chrząknęłaby znacząco, zmarszczyła brwi i wysunęła do przodu podbródek. "James i ja mamy sobie tyle do powiedzenia. Będzie z pewnością już późno. Zamelduję się dopiero jutro, w ciągu dnia, skarbeńku". I właśnie w taki sposób Rick mnie wystawił. Perfidnie i bezwstydnie!
Nigdy wcześniej nie nazywał mnie skarbeńkiem. To dawało do myślenia! Czyżby on i James rzeczywiście tak wiele mieli sobie do powiedzenia. Gdybym był zazdrosny, cała ta sytuacja pewnie by mnie zdenerwowała. Ale przecież nie byłem. Zapaliłem czternastego papierosa w ciągu trzydziestu minut i spojrzałem na zegar: minęła właśnie ósma. Teraz właśnie wychodzą z domu. Na słodkie wieczorne tete-a -tete Rick wybrał restaurację "El Toro". Hiszpańską! Ostrą!. Z dużą ilością upajającego czerwonego wina. Westchnąłem, wyjąłem z paczki kolejnego papierosa, zapaliłem i dopiero teraz spostrzegłem, że już jednego od paru sekund palę. Nie ważne, pomyślałem przekornie, będę więc pa... ( Pozostało znaków: 8947 )
Ten artykuł został przeniesiony do archiwum
Możesz uzystkać dostęp do wszystkich archiwalnych newsów i artykułów zostając abonentem usługi Przyjaciel Queer.pl Twoja opłata pomoże nam w utrzymaniu portalu Queer.pl.