10 sierpnia br. Polska Agencja Prasowa poinformowała o postulatach Kampanii Przeciw Homofobii, która domaga się zniszczenia 11 tys. akt gejów i lesbijek, znajdujących się ponoć w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, a będących pozostałością po słynnej operacji "Hiacynt". Prezes KPH tłumaczył, że dokumenty te nie są już dziś nikomu potrzebne, a mogą posłużyć do szantażu. W odpowiedzi Andrzej Arseniuk z wydziału prasowego IPN poinformował, że zlikwidowanie akt jest niemożliwe, gdyż nie zezwala na to ustawa. Pomysł zniszczenia dokumentów wydaje się jednak nie tylko niezgodny z prawem, ale także całkowicie chybiony...
10 sierpnia br. Polska Agencja Prasowa poinformowała o postulatach Kampanii Przeciw Homofobii, która domaga się zniszczenia 11 tys. akt gejów i lesbijek, znajdujących się ponoć w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, a będących pozostałością po słynnej operacji "Hiacynt". Prezes KPH Robert Biedroń tłumaczył, że dokumenty te nie są już dziś nikomu potrzebne, a mogą posłużyć do szantażu. W odpowiedzi Andrzej Arseniuk z wydziału prasowego IPN poinformował, że zlikwidowanie akt jest niemożliwe, gdyż nie zezwala na to ustawa. Pomysł zniszczenia dokumentów wydaje się jednak nie tylko niezgodny z prawem, ale także całkowicie chybiony.
Akcja "Hiacynt", na którą często powołują się osoby piszące na temat życia homoseksualistów w PRL jest słabo zbadana i nieznana nawet samym gejom i lesbijkom. Przyczyna tkwi przede wszystkim w braku badań historycznych na temat mniejszości seksualnych. Najwięcej o "Hiacyncie" pisał miesięcznik "Inaczej" poświęcając akcji raport w numerze 10/99. Zamieszczono wówczas m.in. rozmowę z Waldemarem Zboralskim, który wspominał przesłuchanie: "Przede wszystkim pytano o nazwiska, nazwiska, nazwiska - to głównie interesowało funkcjonariuszy SB. A także o stosowane techniki aktów płciowych. O ulubione pozycje i typ kochanka, który najbardziej podnieca przesłuchiwanego. Tymi pytaniami deptano najintymniejszą sferę człowieka. Już samo zadanie takiego pytania poniżało i upokarzało."
Bardziej ogólnie opowiadał Grzegorz Okrent, były przewodniczący Stowarzyszenia Lambda, którego wypowiedzi w ostatnich dniach pojawiły się w mediach: "W szkołach, uczelniach, zakładach pracy pojawili się wtedy funkcjonariusze MO, wyłapywali wszystkich, którzy podejrzani byli o kontakty homoseksualne". I dalej: "Milicjanci wieźli ich na komisariat, gdzie zakładano im kartoteki, robiono odciski palców i wreszcie, w czasie przesłuchań, namawiano do współpracy. Odbywało się to na zasadzie szantażu: 'Jeśli nie będziesz współpracował, to my powiemy rodzinie, znajomym z pracy'."
Także Marek Mrok opisując historię polskiego ruchu gejowsko-lesbijskiego wspominał o operacji przeprowadzonej w 1985 roku: "W dniach 15 i 16 listopada Milicja we współpracy z SB przeprowadziła na polecenie gen. Czesława Kiszczaka słynną represyjną ogólnopolską akcję pod kryptonimem 'Hiacynt', mającą za zadanie rejestrację danych personalnych setek gejów. Rzecznik prasowy KG MO w artykule z dnia 12 stycznia 1986 roku, opublikowanym w gazecie 'W służbie narodu', motywował ją kryminogennością środowiska, szerzącą się prostytucją i niebezpieczeństwem AIDS. Niemniej jednak istnieją uzasadnione powody aby przypuszczać, iż akcja ta miała na celu zniszczenie i zinwigilowanie rodzącego się ruchu gejowskiego oraz zastraszenie jego potencjalnych zwolenników. Środowisko gejowskie uważano za trudno kontrolowalne i podejrzewano, że w jego ramach działa wielu opozycjonistów politycznych."
W gruncie rzeczy o akcji "Hiacynt" bardzo niewiele wiadomo. Chodzi nie tylko o przyczyny przeprowadzenia samej operacji, ale też ludzi, którzy zostali nią objęci. Chociaż KPH występuje z postulatem zniszczenia akt gejów i lesbijek, trudno powiedzieć czy działania obejmowały także kobiety. Kolejna kwestia to czas trwania operacji. Zazwyczaj przyjmuje się okres 1985-88, ale we wspomnianym już wywiadzie Waldemar Zboralski przedstawia swoją koncepcję: "Nie była to akcja jednorazowa. Jej powtórkę (ja ją nazywam 'Hiacynt II', bo prawdziwego kryptonimu nie znam do dzisiaj) przeprowadzono na większą skalę od czerwca do października 1987. Pytała o tę akcję w styczniu 1988 dziennikarka amerykańska Kay Winthers z gazety 'Baltimore Sun' podczas konferencji prasowej rzecznika ówczesnego rządu. 'Hiacynt' z 1985 roku trwał kilka tygodni, był więc zaledwie początkiem."
Istnieje też opcja, że "Hiacynt" był jedynie zaostrzeniem działań stosowanych przez Służby Bezpieczeństwa wobec osób homoseksualnych od wielu lat. Jak pisał Paweł Kurpios w znakomitym tekście "Poszukiwani, poszukiwane. Geje i lesbijki a rzeczywistość PRL": "W strukturach MSW istniały komórki zwane pogotowiem seksualnym; byli to atrakcyjni prowokatorzy-podrywacze, zarówno hetero-, jak i homoseksualni, uwodzący na polecenie przełożonych interesujące SB osoby a następnie - często pod groźbą szantażu - werbujący je do pracy na rzecz 'bezpieki'. Zajście tego typu jest wymieniane jako jedna z domniemanych przyczyn opuszczenia Polski przez M. Foucault'a, który pod koniec lat pięćdziesiątych współorganizował w Warszawie Instytut Francuski, lecz w końcu zdecydował się na powrót do Francji. Nic nie stało na przeszkodzie, by organa bezpieczeństwa działały w ten sam lub zbliżony sposób i w późniejszym okresie."
Na przykładzie tych kilku cytatów widać, że mamy do czynienia z kwestiami mało znanymi i słabo opracowanymi. Należy mieć nadzieję, że wkrótce dotychczas pomijane życie osób homoseksualnych, stanie się przedmiotem badań historycznych. "Różowe akta", pozostałość po akcji "Hiacynt" mogą być nieocenionym źródłem informacji, nie tylko na temat stosunku ówczesnej władzy do osób homoseksualnych, ale także samoświadomości gejów i poczucia wspólnoty interesów. Wiele powiedzieć może już sama analiza używanego w aktach języka.
Nie bez znaczenia jest fakt, że prawdopodobne właśnie akcja "Hiacynt" wpłynęła na początek formowania się polskiego środowiska gejowsko-lesbijskiego. To wtedy, jeszcze w listopadzie 1985 r. pojawił się w "Polityce", po raz pierwszy w polskiej prasie, tekst w którym gej opowiadał o swoim życiu. Chodzi o artykuł "Jesteśmy inni" Krzysztofa T. Darskiego (pseudonim) opisujący trudną egzystencję homoseksualisty w homofobicznym społeczeństwie . Wywołał on lawinę listów do redakcji i sprowokował powstanie następnych kilku tekstów poświęconych tej tematyce.
Znakomicie, że Kampania Przeciw Homofobii ponownie wyciągnęła na światło dzienne sprawę operacji "Hiacynt". Przyszedł już chyba czas, żeby akcja z połowy lat 80-tych odbiła się szerszym echem. Warto by zaczęli się wypowiadać sami zainteresowani. W końcu 11 tys. akt to całkiem sporo, a tamte wydarzenia wspominali na razie jedynie Waldemar Zboralski i Grzegorz Okrent. Kim byli pozostali? Bez względu na to jak brzmi odpowiedź dokumenty ich dotyczące powinny zostać wnikliwie opracowane i udostępnione samym zainteresowanym.
W przyszłości ujawnienie akt związanych z "Hiacyntem" może zapoczątkować szereg debat. Choćby na temat roli gejów i lesbijek w ruchu opozycyjnym. Być może ich historia jest tak samo zapomniana i przemilczana jak działalność kobiet w "Solidarności". Trzeba było dopiero książek "Szminka na sztandarze" Ewy Kondratowicz i "Podziemie kobiet" Shany Penn by ich znaczenie i pracę zacząć odzyskiwać. A początki ruchu opozycyjnego w Polsce są symbolicznie związane z homoseksualizmem. Jednego z założycieli Komitetu Obrony Robotników - pisarza Jerzego Andrzejewskiego władza próbowała skompromitować kolportując w 1976 r. jego rzekomy list nawołujący do równouprawnienia homoseksualistów i wprowadzenia małżeństw między mężczyznami. Akcja nie powiodła się, ale można chyba mówić o pierwszym w Polsce outingu.
Komunistycznej władzy pomysł stworzenia ruchu społecznego gejów i lesbijek zdecydowanie nie przypadł do gustu i musiał kojarzyć się z opozycją polityczną. Trudno bowiem inaczej wyjaśnić tak zdecydowane odmowy dotyczące rejestracji organizacji homoseksualnej, choć prawo zrzeszania się było formalnie zagwarantowane w konstytucji PRL.
Podobieństwa między opozycjonistami, a gejami i lesbijkami widoczne są także dziś. Pisarka Anna Kowalska wspominała, że częste rewizje jej mieszkania przez milicję nie podobały się wielu sąsiadom na tyle, że pewnego razu usłyszała, "że wszyscy mają jakieś poglądy, ale to nie powód, by publicznie o nich mówić". Brzmi to nie tylko jak parafraza hasła "Rób to w domu po kryjomu" wykrzykiwanego do homoseksualistów podczas jednej z Parad Równości przez Młodzież Wszechpolską. W podobnym tonie wyrażają się też homofobiczni publicyści, od Wildesteina i Rybińsakiego, przez Ziemkiewicza do Barbary Fedyszak-Radziejowskiej.
Od akcji "Hiacynt" minęło prawie 20 lat, wiele się przez ten czas zmieniło. Grzegorz Okrent jest dziś właścicielem najbardziej snobistycznego klubu w Warszawie - Utopii. Waldemar Zboralski był pierwszy jawnym gejem, który kandydował do Parlamentu Europejskiego. Zmiany nastąpiły także po drugiej stronie. Ówczesny rzecznik rządu, Jerzy Urban jest przez wielu uważany za sojusznika gejów i lesbijek w walce o ich prawa. Tym ciekawsze byłoby wyjawienie przez redaktora naczelnego "Nie" stosunku do sprawy i ocena własnych homofobicznych działań. Niegdyś podczas konferencji zaprzeczał istnieniu akcji "Hiacynt". Także po artykule Krzysztofa T. Darskiego Jerzy Urban ocenił tekst jako "jeden z najgłupszych i najbardziej podłych", objaw "przeczulenia i grupowego ekscentryzmu" oraz odmówił homoseksualistom prawa do opieki państwa "-Minister do spraw pederastii nie jest nam potrzebny" - zdecydował.
"Każda osoba, lub w razie jej śmierci - najbliższy, może zwrócić się do Instytutu Pamięci Narodowej z pytaniem, czy należy do pokrzywdzonych przez reżim komunistyczny. Tylko taki status uprawnia do zajrzenia do własnej teczki, czyli akt prowadzonych przez SB i inne instytucje" - tak zaczyna się tekst "Teczki Pandory" Agnieszki Zagner z "Polityki" (maj 2003) na temat akt przechowywanych przez IPN. Nie ma w nim nic o "różowych kartotekach", ale nie ma też chyba powodu by osoby homoseksualne i dokumenty ich dotyczące były traktowane inaczej od pozostałych. Być może obecny szum medialny wokół akcji "Hiacynt" jest pierwszym krokiem do uświadomienia, że wśród prześladowanych w PRL-u były także osoby homoseksualne i nie ma powodu, żeby tą prawdę przemilczać czy zakłamywać.
Krzysztof Tomasik
krzysiozone@wp.pl