Polska pławi się w nowym skandalu "pedofilskim". Codziennie gazety przynoszą nowe pikantne szczegóły, "Wyborcza" opublikowała artykuł pod tytułem "Tajemnice plebanii", w którym ujawnia "wstrząsające zeznania Sławomira R. (16) o pieniądzach, alkoholu, prostytutkach" w mieszkaniu gdańskiego prałata Henryka Jankowskiego. Ksiądz uporczywie wszystkiemu zaprzecza, nie przyznaje się także do seksualnych kontaktów z piątką małolatów, którzy - według licznych świadectw - "rządzili plebanią" i samym duchownym. O wszystkim tym pisał już ponad rok temu tygodnik Fakty i Mity - ale wtedy rewelacje zbyto wzruszeniem ramion. Dziś opinia publiczna ekscytuje się dociekaniem, czy całowanie małolata w usta "na dobranoc" przez mężczyznę zbliżającego się do siedemdziesiątki jest "ojcowskim gestem" czy też nie. I czy wywalanie przez duchownego ośmiu tysięcy złotych na pokrycie długów rozwydrzonego chłopaka to tylko bezinteresowny gest...
Polska pławi się w nowym skandalu "pedofilskim". Codziennie gazety przynoszą nowe pikantne szczegóły, "Wyborcza" opublikowała artykuł pod tytułem "Tajemnice plebanii", w którym ujawnia "wstrząsające zeznania Sławomira R. (16) o pieniądzach, alkoholu, prostytutkach" w mieszkaniu gdańskiego prałata Henryka Jankowskiego. Ksiądz uporczywie wszystkiemu zaprzecza, nie przyznaje się także do seksualnych kontaktów z piątką małolatów, którzy - według licznych świadectw - "rządzili plebanią" i samym duchownym. O wszystkim tym pisał już ponad rok temu tygodnik Fakty i Mity - ale wtedy rewelacje zbyto wzruszeniem ramion. Dziś opinia publiczna ekscytuje się dociekaniem, czy całowanie małolata w usta "na dobranoc" przez mężczyznę zbliżającego się do siedemdziesiątki jest "ojcowskim gestem" czy też nie. I czy wywalanie przez duchownego ośmiu tysięcy złotych na pokrycie długów rozwydrzonego chłopaka to tylko bezinteresowny gest.
Z tego, co dziś wiadomo, styl życia prałata Henryka Jankowskiego stawia w cieniu praktyki poznańskiego arcybiskupa Juliusza Paetza. Jednak - co można założyć z dużym prawdopodobieństwem - obaj mają silny pociąg do bardzo młodych chłopców. Już nie dzieci - a jeszcze nie młodych mężczyzn. Takie ukierunkowanie nazywa się "efebofobią". Każdy, kto obraca się w tak zwanym "środowisku" zna gejów, polujących na młodziutkich chłopaczków którzy uciekli z domu, wałęsających się po dworcach i parkach. W żargonie nazywa się ich "sponsorami". Perfekcyjnie grają rolę tatusiów, zapewniają dach nad głową, pełną lodówkę i pieniądze. W takim "związku" relacje pomiędzy chłopcem a dorosłym są skomplikowane. Częstokroć nie można w ogóle mówić o wykorzystywaniu, jako że młodzi doskonale wiedzą, jaka jest cena za "bezinteresowną pomoc". W tym kontekście ocena moralna także jest bez znaczenia, jeśli chłopak skończył piętnaście lat. Poniżej tego wieku każdy kontakt seksualny, nawet przy obopólnej zgodzie jest przestępstwem.
Nadużycia seksualne które wstrząsnęły Kościołem katolickim w USA, Hiszpanii i Francji, skandal w seminarium duchownym w Austrii o którym pisaliśmy kilka dni temu i setki im podobnych na całym świecie uprawniają do zadania pytania, czy ujawnione przypadki nie są czubkiem góry lodowej? Jeden z niemieckich komentatorów postawił tezę, że w Kościele katolickim istnieje doskonale ukryta i perfekcyjnie działająca organizacja homoseksualnych mężczyzn. Organizacja ta przez setki lat wypracowała doskonałe metody kamuflażu. Bezkarność zapewnia jej niezmierzony potencjał hipokryzji i zwykłej naiwności wiernych. Kto z nas nie zna księży-gejów? Ja sam przyjaźnię się z kilkoma duchownymi. Są to przemili ludzie, w pełni świadomi swej orientacji seksualnej i nie stroniący od zmysłowych uciech. Oczywiście - nigdy nie przyznaliby się do niej publicznie.
Jeśli prałat Jankowski nie uprawiał seksu z młodocianymi - jego życie płciowe jest wyłącznie sprawą jego własnego sumienia. Jednak tak zwane "skandale obyczajowe w Kościele" wyrządzają nam wszystkim wiele zła. W dzisiejszych czasach ogromna część gejów prowadzi zupełnie normalne, otwarte życie (przynajmniej na Zachodzie). Jest wśród nich mnóstwo osób znanych, których przykład pomaga przełamywać stereotypy i uprzedzenia. Wyczyny prałata i jego kolegów w sutannach utrwalają je. Dowodem na dewiacyjne zachowania są "pornole" znalezione w seminaryjnych komputerach, czy orgietki w gdańskiej plebanii. Jestem naprawdę ciekawy, jak ludzie pokroju księdza Jankowskiego czują się w instytucji, która prowadzi bezlitosną antygejowską krucjatę - a jednocześnie wiadomo, że plac św. Piotra w Rzymie jest najpopularniejszą księżowską pikietą? I w ogóle: dlaczego aż tylu gejów decyduje się na przyodzianie sutanny? Dlaczego właśnie homoseksualni księża produkują skandale, utrwalając przekonanie, że geje są wyuzdani i zdeprawowani? Przeprowadzone w USA badania pokazują, że dwa procent duchownych katolickich wykorzystuje seksualnie młodych chłopców. Przy czym ich wiek najczęściej nie jest niższy niż 12 - 13 lat. Niemiecki teolog i terapeuta Wunibald Müller twierdzi, że homoseksualni księża z grupy wielbicieli "efebów" (chłopców znajdujących się w fazie dojrzewania płciowego) zupełnie nie interesuje się starszymi partnerami. Twierdzi, że zatrzymali się oni w rozwoju tożsamości seksualnej na poziomie piętnastolatka. Widzą w nim swoje zwierciadlane odbicie. Niewinne chłopięce igraszki nie wydają się im naganne. Najpierw trochę żarcików, dotykania, całusków - a potem szybko kilka zdrowasiek - i sprawa załatwiona.
Nie ulega kwestii: Kościół katolicki ma poważny problem z homoseksualistami we własnych szeregach. Z każdym atakiem na próby prawnego uregulowania statusu gejów i umożliwienia im legalizowania związków, problem ten się pogłębia. Nie można oczywiście wykluczyć, że są w Kościele homoseksualni mężczyźni, którzy dochowują zasad celibatu i wyrzekają się seksualności. Nie jest jednak żadną tajemnicą, że większość wybiera inne rozwiązanie. Do tej grupy zdają się właśnie należeć gdański prałat i poznański arcybiskup. Gdyby ich spytać, czy gotowi są zaakceptować dojrzałe i stabilne, oparte na wierności i miłości związki homoseksualne, z pewnością zaprzeczyliby z oburzeniem. Swoich własnych "grzeszków" nie potępiają. Przecież pocałunek był tylko "na dobranoc" a przytulenie chłopca "wyrazem ojcowskiej miłości".
Janusz Marchwiński